„O każdej porze sprzątaj po Azorze” to akcja, która wystartowała niedawno w Częstochowie.
Nazwa może niezbyt lotna, ale idea szczytna – w skwerach na terenie miasta pojawiły się pojemniki z woreczkami foliowymi na psie odchody. Warto podkreślić, że to pierwsza tego typu kampania na terenie naszej miejscowości. Nie spieszmy się jednak z roztaczaniem wizji nieskazitelnie czystych częstochowskich ulic. Dozowników takich jest bowiem w mieście… dziesięć.
Śmierdząca sprawa psich kup uwidacznia się przede wszystkim wczesną wiosną, kiedy to spod warstwy topniejącego śniegu wyskakują jak grzyby po deszczu ekskrementy naszych czworonożnych przyjaciół. Niezależnie jednak od pory roku psy muszą załatwiać swoje potrzeby, a że same po sobie raczej nie posprzątają, to ich właściciele powinni zadbać o odpowiedni stan czystości. Podczas gdy Sopot czy Płock mogą pochwalić się specjalnymi odkurzaczami do zbierania odchodów, my możemy pękać z dumy z naszych woreczków. Póki co czysto (przynajmniej teoretycznie) będzie tylko w dziesięciu parkach i skwerach w Częstochowie, ale Urząd Miasta już planuje zakup kolejnych pojemników, o których lokalizacji zadecydują spółdzielnie mieszkaniowe. Każda z nich otrzyma cztery dozowniki (koszt jednego to tysiąc zł) oraz 10 tysięcy woreczków, a Zakład Gospodarki Mieszkaniowej TBS – dwa razy tyle.
Oprócz oczywistych profitów przyłączenia się do akcji „O każdej porze sprzątaj po Azorze”, jakimi są czystość i higiena (oraz uniknięcie mandatu), Urząd Miasta chce przekonać częstochowian do zadbania o porządek europejskością tego nawyku. „Dołącz do innych krajów Europy, w których sprzątanie po swoim pupilu jest naturalnym odruchem każdego właściciela” – nawołuje ulotka reklamująca kampanię. I ma rację – warto brać dobry przykład z innych. A co, my gorsi?
Ale i argument, że światowi Niemcy czy Francuzi sprzątają po swoich zwierzakach może nie wystarczyć. Największym problemem z akcją nie będzie również to, że liczba pojemników może okazać się zbyt mała, czy też prawdopodobieństwo, że nie będzie w nich woreczków, lecz zwyczajny wstyd. „Jak to, podnieść psią kupę? Rękami? Przecież to obrzydliwe, co ludzie powiedzą? Niech zostanie sobie na chodniku, jedna kupa w tą czy w tą, zawsze tak było. Przecież psy muszą się gdzieś załatwiać. A że tak świat jest skonstruowany… To nie moja wina. To wina psów!” A wystarczy odrobina dobrej woli, by, zwyczajnie, lepiej się nam mieszkało.
Pierwszy mały krok w kierunku utrzymania czystości w mieście został wykonany. My musimy postawić kolejny. I stawiając go raczej w nic nie wdepniemy.
Agnieszka Ślęzak