Alienacja rodzicielska – szkodą dla dziecka


Rozwód, rozstanie rodziców to dla każdego dziecka cios. Musi wybierać pomiędzy mamą i tatą. A przeciec kocha ich obydwoje. Niestety rodzice, często zaślepieni w swojej nienawiści do siebie czy też po prostu z nieświadomości, nie widzą podstawowej potrzeby dziecka: życia w poczuciu bezpieczeństwa. I zamiast spokoju i miłości gotują swojej pociesze strach, niepewność, a w konsekwencji nawet choroby, bowiem często kończy się ciągłe obarczanie dziecka swoimi problemami i oskarżeniami. A przecież dziecko potrzebuje stałego kontaktu z obojgiem rodziców. Nie może cierpieć za ich błędy.

Co to jest alienacja rodzicielska?

Coraz więcej mówi się o alienacji rodzicielskiej, która w praktyce największe szkody przynosi tysiącom dzieci w Polsce odseparowanych przez nakaz sądu od drugiego kochającego rodzica. Wyroki sądów nie są bowiem przestrzegane, a często nawet ignorowane przez alienatorów. Stąd polskie prawo nie jest w kwestii doskonałe.

Alienacja rodzicielska (ang. parental alienation, PA) to zespół świadomych lub nieświadomych zachowań, prowadzących do powstawania zaburzeń w relacji pomiędzy dzieckiem, a co najmniej jednym z rodziców, w sytuacji rozpadu rodziny i nieprawidłowego funkcjonowania prawa rodzinnego i jego instytucji. Rodzice stosują różne metody alienacji rodzicielskiej manipulowanie strachem i lękami dziecka, szantaż emocjonalny, utrudnianie kontaktów oraz inne negatywne działania. W konsekwencji dziecku indukowane są negatywne emocje, postawy i przekonania wobec drugiego rodzica. Takie praktyki mogą przyczyniać się do powstawania zaburzeń emocjonalnych, rozwojowych, osobowościowych i psychicznych u dziecka. Niejednokrotnie stosowana jest przez głównego opiekuna oraz inne osoby i instytucje w działaniach mających doprowadzić do wykluczenia z życia dziecka drugiego rodzica. Efekty alienacji rodzicielskiej mogą być różnego rodzaju i nie da się ich przedstawić w postaci jednorodnego syndromu czy zespołu. Alienacja rodzicielska to przemoc emocjonalna. Trzeba przy tym podkreślić, że alienacja rodzicielska, będąca przemocą nie jest tożsama z pojęciem alienacja, określającym wyobcowanie – tłumaczy psycholog.
W Polsce badania nad alienacją rodzicielską i jej różnorodnymi negatywnymi skutkami zainicjował Maciej Wojewódka, który jest również autorem wielowątkowej kampanii społecznej nagłaśniającej ten problem, który w większości dotyka ojców, jako że sądy w swych wyrokach są bardziej przychylne matkom. Jest też autorem propozycji rozwiązania problemu alienacji.

Walka o swoje prawa
W Polsce rodzice wykluczeni od kontaktów ze swoimi dziećmi walczą o uregulowanie tego problemu. Łączą się w grupy i upominają o swoje prawa. Do Ministerstwa Sprawiedliwości zgłaszają sprzeczności niektórych ustaw z Konstytucją RP. Rodzice zauważają, że przepisy o delegacji sędziów do Ministerstwa Sprawiedliwości są w naszej ocenie sprzeczne z Konstytucją RP. Stowarzyszenie Sędziów Polskich Iustitia, z którym współpracują rodzice, uzyskało informację Ministerstwa Sprawiedliwości, iż do pracy w resorcie zostało oddelegowanych około 270 sędziów oddelegowanych. Rodzice w piśmie do Ministerstwa Sprawiedliwości, zauważyli, że 19 marca 2019 roku na pierwszym czytaniu ustawy Kodeksu rodzinny i opiekuńczy (senacki druku 776), sędziowie ci próbowali wpłynąć swoimi wypowiedziami na proces legislacyjny zatrzymując społeczny projekt ustawy. W naszej ocenie narusza to trójpodział władzy w Polsce, bowiem w ten sposób władza sądownicza splotła się z ustawodawczą – o czym informujemy prosząc o reakcję poprzez złożenie skargi konstytucyjnej.”
Podczas marszu 24 kwietnia 2019 roku corocznie od 25 kwietnia 2006 roku obchodzone jest nieformalne międzynarodowe święto Dnia Świadomości Alienacji Rodzicielskiej o wznowienie prac nad petycją BKSP-145-349/18, dotyczącej zwiększenia uprawnień organizacji pozarządowych w odniesieniu do prawa uczestniczenia w postępowaniu przed sądami, rodzice złożyli petycję do Trybunału Konstytucyjnego, w którym zgłosili niekonstytucyjność art. 113, o jawności posiedzeń z Kodeksem rodzinnym i opiekuńczym. Skierowali ją również do Rzecznika Praw Obywatelskich
Argumentują, że zmiana przepisów pozwoli obywatelom na wzajemną obronę, poprzez swobodę wyboru osób, które mogą pomóc w sprawie, oraz zniesienie przymusu korzystania z narzuconych przez państwo profesjonalnych pełnomocników. To skutecznie będzie przeciwdziałać alienacji rodzicielskiej. – 27 marca 2019 roku na posiedzeniu Komisji zakończono pracę nad petycją wielokrotną BKSP-145-349/18, mimo, iż został uchwalony dezyderat nr 132. Od jakiegoś czasu, jako strona społeczna mamy wrażenie, że prace Komisji mają charakter pozorowany. 27 marca 2019 roku przewodniczący Komisji zwrócił uwagę – iż poza petycjami są inne drogi wnoszenia inicjatyw ustawodawczych, jednak, jako obywatele prosimy o wznowienie prac wstrzymanych w oparciu o opinie sędziów z Ministerstwa Sprawiedliwości. W naszej ocenie sędziowie oddelegowani do Ministerstwa Sprawiedliwości i uczestniczący w opracowaniu rządowych projektów ustaw naruszają zasadę trójpodziału władzy. Ponadto zwracamy uwagę, iż już samo zatrudnienie przedstawicieli władzy sądowniczej przez organ, który tworzy projekty ustaw można uznać za naruszenie zasady trójpodziału władzy – czytamy w petycji.

Historia Matki

Alienacji rodzicielskiej doświadczyła częstochowianka, mama dwóch córek: 18-letniej i 17-letniej. Podczas spotkania opowiedziała nam swoja historię

Wyszłam za mąż w młodym wieku, miałam 20 lat. Oczywiście z miłości. Jednak nie było to przemyślne, bo brak wspólnych zainteresowań, zwykłego ludzkiego porozumienia spowodowały, że zaraz po urodzeniu dziewczynek zaczęło się wszystko psuć. Wielokrotnie uprzedzałam męża, że musimy wspólnie popracować nad naszym związkiem, ale trwałam w związku, chyba ze strachu, że sama sobie nie poradzę. Dziewczyny były świadkami sytuacji, które w ogóle nie powinny zaistnieć. To były kłótnie. Mąż próbował uderzyć mnie dwa razy. Za pierwszym powiedziałam mu, że jak to zrobi, to już mnie więcej nie zobaczy Za drugim – stanęłam, nie powiedziałam nic. Powstrzymał się. To było bardzo dawno temu. Dziewczynki były małe.
Pierwsze dwa lata naszego małżeństw spędziliśmy w Katowicach, bo mąż tam pracował. 16 lat temu z powodu mojej pracy wróciłam z dziewczynkami do rodzinnej Częstochowy. Wcześniej studiowałam i zajmowałam się dziećmi. Przez trzy kolejne lata dzieci miały tatę weekendowego. Kiedy zaczęłam pracę okazało się, że żyjemy osobno, że mamy oddzielne konta, a ja nie mam decyzyjności, bo wszystko mąż negował. Różnie bywało, aż w pewnym momencie na stałe wrócił do Częstochowy. Było ten moment, kiedy eskalacja konfliktów była tak duża, że nie było szans na porozumienie. Problemem były nawet wyjazdy – chciałam córkom pokazać Polskę, ale mogliśmy jeździć tylko w jedno miejsce. Scysje były na punkcie wiary, włącznie z obrażaniem mnie, choć przecież nie jestem i nigdy nie byłam nadmierne ortodoksyjną katoliczką. Różnie też układały się relacje damsko-męskie, ale to odkładam na bok. Generalnie różnice charakterologiczne i brak wspólnych zainteresowań były ogniskiem zapalnym.
Próbowałam z mężem rozmAawiać, ale napotykałam na mur, szans na podjęcie terapii małżeńskiej nie było. W 2016 roku wakacje chciałam spędzić z dziewczynkami, otrzymałam pracę nad morzem, nie zgodził się, pojechałam sama. Tam przemyślałam swoją sytuację, poczytam na temat toksycznych związków i zrozumiałam, że dotyka mnie właśnie uzależnienie od drugiej osoby. Po powrocie znowu były próby rozmów, by znaleźć winę po obu stronach i móc się porozumieć. Jednak ze strony męża było zero reakcji, a w zasadzie jeszcze gorzej. Mąż choć pił niewielkie ilości alkoholu, pił regularnie. Przychodził z pracy i pił jedno piwo, potem drugie, trzecie…, a w weekendy po osiem. Coraz więcej konfliktów, wyśmiewanie, wyszydzanie.
Dużo rozmawiałam z dziewczynkami. W końcu podjęłam decyzję. Zdjęłam obrączkę i powiedziałam, że żony już nie ma. Jeszcze tliła się we mnie jakaś nadzieja, że to będzie szok i mąż zrozumie. Zero reakcji. Trwałam w tym wszystkim jeszcze do grudnia 2016 roku. Tłumaczyłam córkom dlaczego tak się dzieje. Zrozumiały do tego stopnia, że stwierdziły, że jeśli nie mogę być z człowiekiem do którego nic nie czuję, to nie powinnam być z nim dla nich. Dotarło do nich, że ten czas 10 lat od powrotu męża z Katowic, to było trwanie w związku ze względu na dzieci. W ciągu dwudziestu lat odciął mnie od znajomych, przyjaciół i nawet od rodziny. Przez lata tego nie dostrzegałam.
Zdecydowałam się wreszcie odejść. To było po świętach, kiedy zostawił nas same i pojechał na działkę. Zaproponowałam, aby dziewczynki miały zapewnioną opiekę naprzemienną, chciałam ugodowo rozwiązać nasz problem. Potem chyba zrobiłam największy błąd, skontaktowałam się z prawnikiem, który miał mi przygotować plan wychowawczy. Jednym punktów dotyczył świadczenia alimentacyjnego. Nie mając świadomości prawnej powiedziałam, żeby to było 50 zł, ale prawnik powiedział, że musi być min. 200 zł. Okazało się, że wcale tak nie musiało być, a ten wymóg zadziałał na męża jak płachta na byka. Zaczął działać przeciwko mnie. Nastawił tak dziewczyny, że nagle one odwróciły się ode mnie o 180 stopni. Nie chciały opieki naprzemiennej, którą zaproponowałam i one zaakceptowały. A przecież nawet nie chciałam tych pieniędzy, ale żeby wpłacał je na konto dziewczyn. Myślałam, że to jest wymóg. Córki zostały z ojcem. Tak się zmieniły, że przez pierwsze pół roku nie miałam z nimi w ogóle kontaktu. Przedstawił im, że to ja jestem zła, bo chcę odejść.
Zamieszkałam z mamą. Moje rozmowy straciły sens. Próbowałam dzwonić, pisać, zapraszałam na spotkania, ale one odrzucały to. W pewnym momencie pojawiły się i zaczęły ze mną rozmawiać, dowiedziałam się wówczas różnych rzeczy na swój temat, oczywiście były to kłamstwa. Ale tylko słuchałam. Po pół roku zaczęły się zbliżać do mnie. Brakowało im matki, ale nasze relacje już nie były takie jak wcześniej. Myśmy o sobie wiedziały wszystko, czytałyśmy te same książki, oglądałyśmy te samie filmy, rozmawiałyśmy o wszystkim. Byłyśmy jak przyjaciółki. Ale po tym pół roku byłam całkowicie zagubiona. Popadłam w depresję. Praca, dom, nieudane próby kontaktu z dziećmi. I ściana. Potem poznałam osobę, która uświadomiła mi, że narzucono mi alienację rodzicielską. Zaczęłam się tym interesować i dowiedziałam się, że to co robiłam, że starałam się nie mówić źle o ojcu, że chciałam mieć dobry, przyjacielski kontakt z dziećmi, to jest dobry kierunek. Zaczęłam czytać o alienacji rodzicielskiej, o konflikcie lojalnościowym, wówczas zrozumiałam, że moje dziewczynki były zagubione. Gdzieś intuicyjnie o tym wiedziałam, ze względu na zawód pedagoga, ale wcześniej tego nie rozumiałam. Dostrzegłam u nich oznaki alienacji, pogorszył się ich stan zdrowia. Młodsza ma problemy z sercem, z ciśnieniem, kołataniem serca. Przyczynę odkrył jeden z kardiologów stwierdził, że może być to być na tle nerwowym z powodu sytuacji rodzinnej.
Bez ustanku pracuję nad relacjami z córkami. Z mężem różne były sytuacje, ale nie skierowałam sprawy do sądu, zatem nie mamy ani rozwodu, ani separacji. Doradzono mi, aby poczekać, aż córki będą pełnoletnie, aby uchronić je przed dodatkowym stresem, bo co przeszły już wystarczy. I idzie ku dobremu, przez ostatnie półtora roku, pięć miesięcy spędziły u mnie, czyli nastąpiła namiastka opieki naprzemiennej. Wiele przez ostatnie półtora roku się nauczyłam. Zrozumiałam, że jestem wciągana w tak zwany konflikt pozorowany, kiedy kłótnie chce wywoływać tylko jedna strona. Znajomy w podobnej sytuacji tłumaczył, że nie warto wchodzić w taki układ. Udało mi się tak postępować i dzisiaj odzyskuję moje córki. Wprawdzie dziewczynki mieszkają z ojcem, ale dzisiaj czas kontaktu z dziećmi jest porównywalnie podzielony. Jak patrzę wstecz, to widzę, jak bardzo byłyśmy zżyte, jak procentuje nasza zażyłość, i to, że odcięcia od dziewczynek, starałam się – spokojnie i konsekwentnie podtrzymywać z nimi kontakt.
Odtąd zdecydowałam się opuścić dom, musiałam oddać klucze i nie miałam już swobodnego wstępu do domu. Zostałam odizolowana i w zasadzie pozbawiona swoich rzeczy, ubrania mi spakował i wystawił mi pod bramą domu mojej mamy. To było kosztem psychiki dzieci, bo przyjechał z córką i ona wystawiała worki z moimi ubraniami. Czyli nasze dziecko zostało zmuszone, aby eksmitować swoją matkę. To było bardzo przykre.
Dzisiaj dziewczynki przychodzą do domu mojej Mamy, gdzie teraz mieszkam. Nie chcę siłą zmuszać je do mieszkania ze mną, są przyzwyczajone do domu, gdzie się wychowały. Poprzedni rok to było odbudowywanie wspólnych relacji, wiele zrozumiały i mają do mnie już inne nastawienie. Czyli cierpliwość i spokój popłacają. Ze strony męża jest natomiast mur milczenia, przez dwa lata – 2017 i 2018, nie mieliśmy żadnego kontaktu. Nie godził się na mediacje. Wiele zawdzięczam osobom, które spotkałam, które utwierdziły mnie, że dobrze robię. Zaczęłam wchodzić w grupy ojcowskie i matek. Ten problem dotyczy obojga rodziców, z tym tylko, że ojców w dużo wyższym stopniu, to ponad 96 procent. Zauważyłam, że bardzo łatwo jest wmanipulować drugą osobę w konflikt, dotyczy on nie tylko rodziców, ale całej rodziny. Jest dużo doradców, koleżanki buntowały mnie, aby nie odchodzić z niczym, aby walczyć i formalnie rozwiązać małżeństwo. Ale stwierdziłam, że przyjdzie czas, choć byłaby szansa, żeby dziewczynki były przy mnie, a ojciec miałby ograniczony kontakt, ale to byłoby z krzywdą dla dzieci. Swoją cierpliwością udało mi się jakby samoistnie doprowadzić do stosowania opieki naprzemiennej. To jest dobre rozwiązanie dla dzieci. Widzę to po znajomych, którzy po rozwodzie w zrozumieniu i przyjaźni wychowują dzieci stosując opiekę naprzemienną. Te dzieci są uśmiechnięte, okazuje się, że dzieci świetnie sobie z tym radzą, zwłaszcza jeśli rodzice potrafią przy nich pohamować swoje wzajemne złe relacje.

Zmiany w Ustawie
Zmiany w Kodeksie rodzinnym mające regulować problemy alienacji nie spełniają do końca oczekiwań rodziców. Problemem jest długotrwały proces rozwodowy, co to przekłada się na skomplikowanie relacji w rozpadającej się rodzinie. Każdy z rodziców chce zatrzymać dziecko przy sobie, a to nie jest dobre dla niego. Z powodu urażonej dumy, żalu, zazdrości, czasem z zemsty rodzice wmawiają oni dzieciom kłamstwa na temat drugiego rodzica, straszą, blokują kontakt. To jest manipulacja, gra dziećmi – tak zwana przemoc alienacji rodzicielskiej, de facto przemoc wobec własnego dziecka. W efekcie dochodzi do drastycznych sytuacji, a cierpią na tym dzieci. Ten problem najbardziej dotyczy małych dzieci, które nie mają pola manewru, są same i bardzo zagubione, zwłaszcza gdy rodzice są ze sobą bardzo skłóceni. Nie uchronią się przed tym i starsze, nastoletnie dziewczynki naszej rozmówczyni odwróciły się od niej w ciągu dwóch tygodni, małe dziecko traci swą rzeczywistość w ciągu kilku dni.
Dlatego tak bardzo ważny jest czas na załatwienie sprawy przez sąd. A niestety sam proces, wykonanie badań, pozyskanie opinie biegłych trwa w czasie i choć sąd przyznaje opiekę naprzemienną często czyni to zbyt późno. Są to sprawy trudne, ciężko jest bowiem na pierwszy rzut oka zweryfikować, czy dane małżeństwo, które się rozpada naprawdę rozpada się z powodów podanych w pozwie. Jeśli nie ma drastycznej patologii, znęcania fizycznego czy psychicznego, to wina leży po obu stronach. Dlatego, jak uważają rodzice, opiekę naprzemienną może lepiej przyznawać jako moment wyjścia. Rodzicom podoba się propozycja informowania ojca i matki o konsekwencjach rozstania, w kontekście obciążenia dziecka. Za plus w nowej ustawie uważają wyznaczone stawki alimentacyjne.
Najważniejsze jest dziecko. „Jestem mamy i taty” – akcja byłego rzecznika praw dziecka – Michalak miała nagłośnić ten problem i budować świadomość rodziców, że nie oni są najważniejsi, ale dziecko. I dla jego dobra muszą się porozumieć. Ścisły podział dni, brak elastyczności i tworzenie ograniczeń stwarza to, że rodzice nie mogą uczestniczyć w ważnych wydarzeniach życia dziecka. Dochodzi do różnych niesprawiedliwych przypadków. Na przykład ojciec zostaje oskarżony, bo przyszedł do szkoły na rozpoczęcie roku szkolnego, a to nie był jego dzień. Te sztuczne ramy, to absurd szkodzący dziecku. Bo przecież oprócz urodzin, imienin są inne ważne dla dziecka uroczystości – egzamin, występ w szkole, czy przedszkolu, konkurs, wystawa czy choroba dziecka to znaczy że nie ma brać udziału w tym, bo to nie jego dzień i druga strona bardzo często to wykorzystuje, a przecież nie można tworzyć takich barier.

UG

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *