INTERWENCJA
Niedobrze jest, gdy w urzędach państwowych klienci traktowani są jak zło konieczne. Tak stało się w Oddziale Powiatowym Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, przy ul. Tkackiej 5 w Częstochowie. Rolnik, Włodzimierz Ciupa z Rzek Małych, czuje się upokorzony taktyką tamtejszych pracowników. – Zostałem potraktowany jak oszust, który wyłudza pieniądze – stwierdza.
Nękaniem, Włodzimierz Ciupa nazwał sposób, w jaki obsłużyli go urzędnicy państwowej Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa: najpierw specjalista Janusz Wlazły, następnie kierownik oddziału Rajmund Michalik. – To oburzające. Tam odbywa się kontrola zza biurka. Urzędnicy nie ruszając się ze stołka wiedzą lepiej od państwowych geodetów ze starostwa, jaka jest wielkość gruntu. Oficjalne dokumenty są dla nich przekłamane – mówi Włodzimierz Ciupa.
Pan Włodzimierz z dopłat bezpośrednich korzysta od początku ich wprowadzenia. Do ubiegłego roku wszystko odbywało się bez zastrzeżeń, nagle specjaliści z ARiMR oddziału powiatowego doszli do wniosku, że wymiary jego gruntu, podane we wniosku na dopłatę za rok 2010, nie odpowiadają rzeczywistości i są zawyżone. Ich zdaniem, powierzchnia deklarowana przez Ciupę nie wynosiła 7,60 ha, tylko 7,33 ha. – Na jakiej podstawie doszli do takiej konkluzji nie wiem – komentuje fakt Włodzimierz Ciupa.
Na wyjaśnienie nieprawidłowości w sierpniu ubiegłego roku rolnik został wezwany do Agencji, przy ul. Tkackiej 5 w Częstochowie. – Musiałem zgłosić się osobiście z dowodem tożsamości, wezwaniem i dokumentami potwierdzającymi stan posiadania gruntów – opowiada pan Włodzimierz.
Stawił się, jak kazano. Z pakietem wymaganych dokumentów, w tym z wypisami z rejestru gruntów z Wydziału Geodezji i Kartografii Starostwa Powiatowego w Częstochowie, precyzyjnie wyliczającymi wielkość jego działki. Po co je przedstawiał, nie wiadomo, gdyż jak wykazał dalszy tok sprawy, w ogóle nie zostały wzięte pod uwagę. W grudniu 2010 roku Włodzimierz Ciupa otrzymał decyzję kierownika biura powiatowego, przyznającą mu zaniżoną dopłatę o 300 złotych. Rolnik uznał to za akt zemsty. – Zażądałem od urzędnika zwrotu kosztu podróży do Częstochowy, bo ściągnięto mnie bezpodstawnie. To go bardzo oburzyło. Do tej pory nikt nie podważył planu geodezyjnego, a nagle doszukano się przekroczenia 3 procentowe błędu ustawowego, o niecałe 0,6 procenta – mówi Ciupa.
Rolnik nie zgadza się z wyliczeniem Agencji. – W uzasadnieniu podano, że dane Agencja uzyskała po kontroli administracyjnej, ale kiedy ona została przeprowadzona nie wiem. Daty nie uwzględniono w piśmie, do mnie też nikt się nie zgłosił – stwierdza.
Włodzimierz Ciupa, za pośrednictwem kierownika oddziału Rajmunda Michalika, złożył odwołanie do dyrektora ARiMR Stanisława Gmitruka. Uzasadniał, że wielkość działki podana została zgodnie z wypisem z rejestru gruntów, że kwestionowany obszar jest wykorzystywany rolniczo w 100 procentach i zarzuty są dla niego niezrozumiałe. Doczekał się jedynie pisma od dyrektora Gmitruka o przedłużeniu do 22 kwietnia 2011 roku terminu rozpoznania odwołania, co jak uzasadnia dyr. Gmitruk, jest spowodowane koniecznością uzupełnienia materiału dowodowego. – Zastanawiam się o jaki materiał dowodowy chodzi panu dyrektorowi. Złożyłem oficjalne dokumenty i skandalem, że w Polsce certyfikacja jednego państwowego urzędu nie obowiązuje drugiego. Postępowanie urzędników Agencji naraziło mnie na poważne straty. Nie dość, że niesłusznie zaniżono mi dopłatę, to dodatkowo ponoszę 20-procentową stratę, bo ceny rosną nieubłaganie. Sąsiad dopłatę za rok 2010 otrzymał w grudniu, ja dopiero teraz. I, co paranoiczne, wszystko odbywa się w majestacie prawa – konkluduje poszkodowany Włodzimierz Ciupa.
Ponieważ dyrektor Stanisław Gmitruk przebywa do 4 kwietnia na urlopie, nie udało się nam uzyskać odpowiedzi na pytanie: dlaczego oficjalne wypisy z rejestru gruntów nie są honorowane przez Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa? Jak nas zapewniono, otrzymamy ją po powrocie dyrektora do pracy.
URSZULA GIŻYŃSKA