W Klubie „Politechnik”, po blisko dwuletniej przerwie, z nową propozycją artystyczną wystąpił Teatr Tańca Włodzimierza Kucy. Znany choreograf tym razem przygotował spektakl „Promocja”, w którym aż kłębi się od problemów współczesnych czasów. Mówi o samotności i zagubieniu wartości. I osiąga cel. Widz nie jest obojętny na narrację. Przedstawienie wzbudza emocje i zmusza do refleksji. Wysoko trzeba również ocenić jego wymiar artystyczny.
Po spektaklu rozmawiamy z autorem przedsięwzięcia Włodzimierzem Kucą
„Promocja” jest siódmym Pana spektaklem. Podejmuje w nim Pan ważkie, nieobecne współczesnemu człowiekowi problemy. Co chciał Pan osiągnąć, sięgając po tematykę alienacji i wypaczeń?
– Nic. Nie chcę być moralizatorem, prowadzić ludzi w prawą czy lewą stronę. To nie do mnie należy. Każdy wybiera sam swój kierunek. Spektakl jest moim spojrzeniem na to, co się obecnie dzieje. A dzisiaj wszyscy gdzieś, w głębi, tracimy ważne wartości. Jesteśmy katolikami, chrześcijanami, a to, co istotne, ucieka nam. To jest przykre.
Jak młodzież zareagowała na podjęty temat?
– To jest już inne pokolenie. Młodzież ma odmienne spojrzenie na świat, doceniają inne walory, niż my, starsi. Dlatego trzeba im pokazywać, że warto o wartości walczyć, zdobywać je, trwać w nich.
Na blisko dwa lata Pana Teatr zawiesił działalność. Czy zatem obecna premiera, niejako reaktywująca funkcjonowanie Pana instytucji, ma jakieś szczególne znaczenie?
– To nie reaktywacja, ale kontynuacja. Co istotne, „Promocja” jest moim autorskim spektaklem. Wcześniej podpieraliśmy się literaturą.
Jak długo trwały przygotowania do premiery?
– To był proces twórczy, pracowaliśmy od roku. Na pewno chciałem zrobić rzecz, która byłaby na tyle interesująca, by widzowie w połowie przedstawienia nie wyszli.
I udało się. Były owacje na stojąco.
– Nie postrzegam tego w takich kategoriach. Dla mnie najważniejsi są moi tancerze, jak pracują, potem czytelny przekaz i, z całym szacunkiem, na końcu publiczność, która jest ważna, ale nie najważniejsza. Dlatego zawsze jak wychodzę na scenę, nie kłaniam się widowni, tylko odtwórcom ról.
Jak dyrygent orkiestrze.
– Tak, bo od nich zależy, czy to co wymyślę, zostanie dobrze przekazane i zrozumiane.
Tancerze wywiązali się ze swojej roli?
– Jestem z nich bardzo zadowolony.
Jak pozyskuje Pan swoich tancerzy?
– Poprzez castingi, aczkolwiek nie zawsze. Niekiedy zostają wszyscy, którzy przyjdą, a potem życie ich weryfikuje. Nie chodzi mi o ludzi zdolnych, tylko o chcących się uczyć. Teatr tańca, to specyficzna forma. Tu trzeba zaakceptować to, kim jestem, jaki jestem, jak walczyć ze swoimi słabościami. Jestem dumny ze swoich tancerzy, że próbują zmienić siebie.
Czego się u Pana uczą prócz tańca?
– Otwartości.
Co dalej z Teatrem, spektaklem? Jakie ma Pan plany?
– Nie mam żadnych. Ale chciałbym, by występy były nie tylko w Częstochowie, także w całej Polsce. Chcę, by mój teatr tańca był ciekawy i czytelny, dlatego to, co robimy, jest po części dość proste w tłumaczeniu i realizacji.
Żaden pomysł nie kryje się gdzieś głęboko w duszy?
– Mam trzy. Planuję na przykład spektakl do muzyki Chopina, ale – może to będzie trochę dziwne – w aranżacji hip-hopu i funky.
Oryginalne połączenie.
– Taniec służy temu, by pokazać jego urok, a każda technika, to tylko środek, by przekazać nastrój, historię.
Kto pomaga Teatrowi?
– Ja potrzebuję tylko spokoju. Nie chodzi o to, by ktoś doceniał Teatr, tylko, by to, co robimy, było interesujące.
Pana mistrz?
– Moim idolem jest Boris Ejfman. Tworzy spektakle, które są dla mnie niedoścignione. Jego przekaz jest prosty, czytelny, a zarazem genialny. Pozostaje mi dążyć do tego.
Lubi Pan pracować z młodzieżą…
– Tak, bo jest wspaniała. Pracuję też z dorosłymi, choć z nimi jest trudniej. Każdy z nas ma swoje kompleksy, ale pokonanie ich stwarza z wiekiem więcej problemów. Dzieci tych dylematów nie mają. Młodzi ludzie są otwarci, choć buntują się. Każdy ma swój pogląd na własne życie, ale właśnie tak powinno być.
Co dzisiaj, tuż po spektaklu, cieszy Pana najbardziej?
– Że moi tancerze cieszą się z tego, co zrobiliśmy.
Dziękuję za rozmowę.
URSZULA GIŻYŃSKA
Włodzimierz Kuca wraz z żoną Beatą Sobczak-Kuca od lat uczestniczy w turniejach w kraju i za granicą. Jest członkiem Polskiego Towarzystwa Tanecznego, polskiego Zawodowego Stowarzyszenia Tanecznego, Polskiej federacji Tańca. Do końca 2008 roku był wiceprezesem PTT Okręgu Freestyle. Jako juror sędziuje Mistrzostwa Polski Dance Show, Jazz, Modern, organizator Mistrzostw polski Dance Show i Hip-Hop eliminacji do mistrzostw Świata i Europy. Prowadzi zajęcia z tańca dla dzieci głuchoniemych i niedosłyszących. Pomysłodawca i założyciel Teatru Tańca w Częstochowie, działającego od 2001 roku,. Wyreżyserował i stworzył choreografie do spektakli” „Dworzec ZOO”, „Feniks”, „Dracula”, „Co w trawie piszczy”, „Apokalipsa”, Edyp”. ostatnim jego dziełem jest „Promocja”.
UG