SPOTKANIA Z „GAZETĄ CZĘSTOCHOWSKĄ”
24 kwietnia w Teatrze im. Adama Mickiewicza Stowarzyszenie Wychowanków Politechniki Częstochowskiej rozstrzygnęło doroczny konkurs na Absolwenta Roku.
Absolwentem Roku 2008 został Janusz Koclęga, przedsiębiorca z Zawiercia, od dwudziestu lat współwłaściciel firmy BODEKO, działającej w branży stalowej. W 1997 roku firma rozszerzyła aktywność o usługi hotelarsko-gastronomiczne. Zakupiła i zmodernizowała hotele Ostaniec w Podlesicach i Stok w Wiśle. W 2006 roku wyodrębniona została firma BODEKO Hotele, której prezesem zarządu został Janusz Koclęga. Od 1 lipca 2008 roku BODEKO w wyniku połączenia warszawską firmą funkcjonuje pod nazwą Konsorcjum Stali SA z siedzibą w Warszawie, której akcjonariuszem i wiceprezesem zarządu jest J. Koclęga. Obie firmy zatrudniają około 500 osób – BODEKO Hotele ponad 150, Konsorcjum około 350 osób .
24 kwietnia w Teatrze im. Adama Mickiewicza Stowarzyszenie Wychowanków Politechniki Częstochowskiej rozstrzygnęło doroczny konkurs na Absolwenta Roku.
Absolwentem Roku 2008 został Janusz Koclęga, przedsiębiorca z Zawiercia, od dwudziestu lat współwłaściciel firmy BODEKO, działającej w branży stalowej. W 1997 roku firma rozszerzyła aktywność o usługi hotelarsko-gastronomiczne. Zakupiła i zmodernizowała hotele Ostaniec w Podlesicach i Stok w Wiśle. W 2006 roku wyodrębniona została firma BODEKO Hotele, której prezesem zarządu został Janusz Koclęga. Od 1 lipca 2008 roku BODEKO w wyniku połączenia warszawską firmą funkcjonuje pod nazwą Konsorcjum Stali SA z siedzibą w Warszawie, której akcjonariuszem i wiceprezesem zarządu jest J. Koclęga. Obie firmy zatrudniają około 500 osób – BODEKO Hotele ponad 150, Konsorcjum około 350 osób
Rozmawiamy z Absolwentem Roku 2008, Januszem Koclęgą
Zaskoczony jest Pan zwycięstwem
– Chociaż po cichu liczy się na najwyższy laur, każde wyróżnienie jest zaskoczeniem. W konkursie brałem udział drugi raz, pierwszy raz w 2000 roku.
Ale Pan był tzw. pewniakiem?
– Tak mi mówili… Później.
Wyróżnienie zbiegło się kilkoma ważnymi jubileuszami – 60 lat Politechniki, 20-lecie Pana firmy. Jakie wrażenia towarzyszyły na estradzie podczas odbioru tytułu?
– Pierwszą myślą było: „muszę coś powiedzieć”, a ja wolę działać w biznesie niż przemawiać.
Ale poszło sprawnie. Wybrał Pan Politechnikę Częstochowską, ale biznes związał w rodzinnym miastem Zawierciem .
– Jestem absolwentem Wydziału Metalurgicznego. Studia skończyłem w 1978 roku i istotnie podjąłem pracę w Hucie Zawiercie. Po miesiącu przypomniało sobie o mnie wojsko i na rok rozstałem się z pracą i rodziną. Nie wspominam tego mile, bo akurat urodziła mi się córeczka. Po wojsku przez trzynaście lat do 1989 roku pracowałem w Hucie Zawiercie. Ta data, jak dla wielu, była dla mnie przełomowa. Nastąpiło rozluźnienie w gospodarce i skorzystałem z tego. Wspólnie z dwoma kolegami w grudniu 1989 roku założyłem firmę – BODEKO, która zajmowała się przetwórstwem i handlem stali, później działalność rozszerzyliśmy o hotelarstwo.
Turystyka miała być strzał w dziesiątkę?
– Tak, chociaż stal jest lepszą branżą. Turystyka jest trudna bardziej wymagającą, choć z zewnątrz wydaje się łatwa do kierowania.
Jakie cechy trzeba posiadać, by odnieść sukces w biznesie?
– Wielokrotnie się nad tym zastanawiałem. Myślę, że najważniejsze jest mieć pomysł i dążyć do celu. Nie wolno się cofać w połowie drogi, zaprzestać realizacji wytyczonego celu.
Nawet jak nic nie wychodzi?
– Oczywiście jak jest pomysł nietrafiony, to lepiej się wycofać. Ale jeżeli widać perspektywy, to nie wolno się załamywać przy niepowodzeniach. O dobrym wyborze w biznesie decyduje sukces, ale trzeba pamiętać, że on sam nie przychodzi. Przeciwności spotyka się na każdym kroku, stąd wytrwałość i ciężka w praca w biznesie jest bardzo ważna. Oczywiście szczęście również.
A ludzie, wspólnicy? Powiedzenie z wiersza Jana Brzechwy: jak mówią jaskółki nic nie warte są spółki, często w biznesie okazuje się prawdziwe.
– My pracujemy ze sobą już dwadzieścia lat, więc są wyjątki. Oczywiście były trudne sytuacje, nieporozumienia, ale firma działa i rozwinęła się. Bardzo ważni są dobrzy pracownicy, kierownicy, dyrektorzy. Podstawą sukcesu jest trzon ludzi, na których można polegać.
Trzeba ich sobie wychować?
– Wychować, ale wcześniej wyszukać. Jedną z najtrudniejszych rzeczy w biznesie jest znaleźć dobrą kadrę. Ludzi oddanych firmie i z talentem do organizowania i kierowania pracą nie jest dużo. Szuka się długo.
Wspominał Pan, że były chwile trudnych trochę było. Jakie były te najtrudniejsze?
– W biznesie sytuacja zmienia się często. Raz dobre, raz złe chwile, ale jak powiedziałem, nie wolno się załamywać. Tak jak nie wolno się w biznesie gniewać. Można się sprzeczać, dyskutować, ale nie gniewać. Trudnych chwil było mnóstwo, ale dzisiaj trudno je przywołać. Trzeba pamiętać, że z zewnątrz każdy biznes, zwłaszcza gdy są sukcesy, wygląda pięknie, ale na to trzeba mocno pracować. Prowadzenie własnego biznes to duże wyrzeczenie i odpowiedzialność. Gdy pracowałem w Hucie kończyłem prace o godzinie 15, o własnej firmie myśli się przez 24 godziny.
Jakie wartości trzeba w biznesie wyznawać?
– Niektórzy podziwiają cwaniactwo – czyli szybki, często bezpardonowy dorobek, kosztem innych ludzi. Na tym daleko się nie zajdzie. Procentuje dotrzymywanie słowa, solidność, terminowość. Ja kieruję się takimi zasadami i, póki co, pomogły mi. Opinię buduje się latami, stracić ją można w jednym dniu.
Jakie wspomnienia towarzyszą Panu z czasów studiów?
– Sądzę, że wiele osób mile wspomina studia, ja z wielu powodów. Poznałem tu swoją żonę (pochodzi z Częstochowy), razem ukończyliśmy studia. Poza tym była to prawdziwa szkoła życia.
Którzy profesorowie najbardziej wryli się w pamięć?
– Na pewno dr. Jan Pilarczyk. Uczył mnie technicznych przedmiotów. Dziesięć lat temu dr. Pilarczyka i dr. Stanisława Kruszyńskiego zainspirowali mnie do działania w tworzącym się Stowarzyszeniu Wychowanków Politechniki Częstochowskiej. I od tego czasu często spotykam się z kolegami. To integruje nasze środowisko, ale jednocześnie daje okazję do nawiązania nowych kontaktów i promocji własnych osiągnięć.
Obecny czas jest dla przedsiębiorców trudny. Czy kryzys gospodarczy doskwiera Pańskim przedsiębiorstwom?
– Dokucza wszystkim, nam również. Spadek produkcji jest ogromny – w hutnictwie, budownictwie. Kryzys po prostu trzeba przetrwać. Trzeba walczyć i przetrwać. Oszczędności zaczyna się od cięcia kosztów i, niestety, musieliśmy zredukować liczbę pracowników. Ale reorganizacje nastąpiły i w innych działach.
Jak Pan prognozuje, długo potrwa kryzys?
– Prognoz jest bardzo dużo, ale większość fachowców nie chce ukonkretniać terminów. Myślę, i z tego co słyszę od mądrzejszych, to w tym roku kryzys się nie skończy. Dołek, od którego będziemy się odbijać, może być dopiero na początku przyszłego roku.
Osiągnął Pan wiele w biznesie. Co dzisiaj jest najważniejsze dla Pana, człowieka sukcesu?
– Najbardziej cieszę się z tego, że po raz drugi zostałem dziadkiem. U syna kilkanaście dni temu urodziła się córka, moja druga wnuczka.
Dziękuję za rozmowę.
URSZULA GIŻYŃSKA