Kiedy w 2002 roku prezydent Tadeusz Wrona obejmował władzę w Częstochowie, zapowiadał, między innymi, obniżenie kosztów funkcjonowania Urzędu Miasta. Tymczasem, urzędników przybyło 200, a koszty ich wynagrodzeń wzrosły o 38 mln zł.
Wynagrodzenia częstochowskich urzędników kosztowały częstochowskich podatników: w 2002 roku – 215 mln zł; w 2003 roku – 222 mln; w 2005 – 253 mln. W okresie trzech pierwszych lat prezydentury Tadeusza Wrony nastąpił wzrost wydatków na urzędnicze pensje aż o 38 mln zł!
Nie miało to nic wspólnego ze stosowaniem zasady: dobry fachowiec, dobra praca – wysokie wynagrodzenie. W znakomitej większości częstochowscy urzędnicy magistraccy kokosów nie zarabiają. Za to jest ich coraz więcej. Prezydent Wrona zwiększył zatrudnienie w Urzędzie Miasta aż o 40 proc.! Gdy się, w 2002 roku wprowadzał – zastał 500 urzędników; dzisiaj pracuje w UM – ponad 700.
I jak na ponurą ironię: urzędników przybyło, częstochowian ubyło. Na początku kadencji Tadeusza Wrony było nas 251 tys.; dzisiaj u jej schyłku jest w naszym mieście 246 tys. mieszkańców. W ciągu ostatnich 4 lat Częstochowa straciła status metropolii!
A jak wyglądają wskaźniki zatrudnienia urzędników, dla przykładu, w innych miastach województwa śląskiego? W Urzędzie Miasta w Sosnowcu pracowało w 2002 roku – 461 osób, w 2006 – 509, przyrost – 48 osób, 10,4 proc; w Urzędzie Miasta w Katowicach w 2002 roku było zatrudnionych 897 osób, w 2006 – 903, przybyło 6 urzędników co stanowi niecałe 0,7 proc; magistrat w Bytomiu jak w 2002 roku zatrudniał 515 osób, tak w 2006 roku – również 515, przyrost – 0 proc.
O ocenę sytuacji w częstochowskim magistracie redakcja poprosiła kandydującego w wyborach na prezydenta Częstochowy, Szymona Giżyńskiego z PiS, który w szerokich kręgach opinii publicznej uchodzi za adwersarza i alternatywę personalną i programową wobec rządów Tadeusza Wrony.
– “Częstochowski Urząd Miasta musi być ukształtowany zadaniowo, nastawiony na realizację konkretnych celów; wymienię, dla przykładu, kilka, w moim rozumieniu, jednych z najważniejszych: powołanie Uniwersytetu Częstochowskiego, pełny monitoring możliwych do pozyskania dla Częstochowy środków unijnych, uporządkowanie mienia komunalnego, usprawnienie pomocy społecznej. Za realizację jasno postawionych, konkretnych celów muszą być odpowiedzialni konkretni ludzie i muszą mieć na to konkretną ilość czasu. A potem: podsumowanie i ocena; nagrody bądź – wręcz przeciwnie.
Urząd Miasta musi być także miejscem selekcji setek pomysłów na rozwój Częstochowy. Są miasta rządzone lepiej, przynajmniej dotąd, niż Częstochowa; są instytucje, gdzie bez przerwy powstają koncepcje, na które warto zwrócić uwagę. Takim swoistym administracyjnym skautingiem musi się zająć cały zespół znakomicie przygotowanych i bystrych ludzi, po to, by dla Częstochowy z kilkuset świetnych pomysłów, wybrać … no – może kilkanaście najwartościowszych.
Inny problem. Strukturalny, ale i bardzo ludzki. O pozycji urzędnika musi decydować jego miejsce w hierarchii władzy i odpowiedzialności w urzędzie. Wiceprezydent to jest wiceprezydent, naczelnik to naczelnik, inspektor to inspektor. A nie tak, jak jest teraz, gdy pani dyrektor organizacyjna selekcjonuje pocztę wiceprezydentom, a o rzeczywistej pozycji urzędnika w częstochowskim magistracie decyduje nieformalno – towarzyska bliskość z panem prezydentem, dostępna kilkunastoosobowej kamaryli.
W przeciwieństwie do liberałów bardzo wysoko sobie cenię kompetentnych i uczciwych urzędników. A na dzisiaj częstochowscy urzędnicy są stłamszeni, bo pracują w narzuconym im gorsecie niekompetencji, ręcznego sterowania i hipokryzji. To trzeba bezwzględnie odrzucić, bo nie liczba urzędników jest teraz najważniejszym problemem, lecz to, że nie pokazują wszystkiego na co ich stać; nie pracują na rzecz programu rozwoju miasta i na rzecz przywódcy z którym by się identyfikowali.” – podsumowuje kandydat na prezydenta Częstochowy, Szymon Giżyński z PiS.
R