Przekształcenie naszego ośrodka doradztwa rolniczego w oddział Krajowego Centrum Doradztwa Rolniczego, to ważne wydarzenie. To kolejny krok, by Częstochowa stała się w regionie wiodącym ośrodkiem w strategii rozwoju rolnictwa.
Zawsze jednak mierzyć trzeba dalej. Częstochowa z naturalnych względów jest i będzie liczącym się w województwie śląskim ośrodkiem realizacji strategii rozwoju rolnictwa. Tu, w naszym subregionie, jest największa przestrzeń rolnicza, tu najwięcej ludzi żyje z uprawy roli. Gdy spojrzymy na mapę województwa – ta nasza funkcja jest oczywista. W dawnym województwie katowickim mamy jedynie rolniczy powiat raciborski, fragmenty powiatu pszczyńskiego, tarnowskogórskiego. Tam zawsze pierwszeństwo będzie miał przemysł i problemy miejskich aglomeracji. W dawnym bielskim mamy znów do czynienia z odrębną specyfiką; rolnictwo i przekształcanie wsi na obszarach górskich wymaga innych działań strategicznych.
Myśląc jednak o przyszłości, brak nam najważniejszego elementu. Częstochowa nie posiada wyższej uczelni rolniczej. Nie posiada nawet wydziałów rolniczych na istniejących tu publicznych i prywatnych uczelniach. Nie ma zatem instytucji, która mogłaby być intelektualnym zapleczem rozwoju.
Pozornie ta luka nie wydaje się oczywista. W Polsce jest wystarczająca ilość dobrych Akademii Rolniczych. Nasze doradztwo, a tym samym i rolnictwo, może w pełni korzystać z teoretycznego dorobku AR w Krakowie czy Wrocławiu. Nie mówiąc już o łatwości w importowaniu dorobku uczelni zagranicznych. Na rynku pracy nie brakuje także wykwalifikowanych inżynierów rolnictwa. Przeciwnie – coraz trudniej im znaleźć pracę, większość z nich realizuje się w innych zawodach. Rolnictwo nasze nie jest też przystosowane do korzystania z dorobku naukowego.
Po likwidacji PGR-ów i upadku spółdzielni rolniczych liczba miejsc pracy dla osób z wyższym wykształceniem rolniczym radykalnie spadła. Absolwent AR w Krakowie może mieć szczęście, jak znajdzie pracę jako starszy ekspedient w Tesco. Ten sam jednak proces dotyczy innych szkół wyższych. Równie dobrze można zadać pytanie – po co na WSP kształci się nauczycieli nauczania początkowego, skoro w perspektywie kilku lat w naszych szkołach nie będzie dla nich miejsca.
Poziom wykształcenia
Z drugiej jednak strony mamy wyliczenia Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej, wskazujące, że dochodowość gospodarstwa rolniczego jest ściśle uzależniona od poziomu wykształcenia rolnika. Nie od wskaźników nawożenia, nie od zmechanizowania, nie od jakości bonitacyjnej posiadanej wiedzy – lecz właśnie od wykształcenia. Inwestycja w kształcenie dziecka jest o wiele rentowniejsza, niż kupno nowego traktora.
Największym problemem naszej wsi nie jest brak mechanizacji. W ilości traktorów czy kombajnów (na liczbę osób pracujących na roli) nie ustępujemy krajom europejskim. Problemem jest fakt, że w rolnictwie pracuje zaledwie 2% ludzi z wyższym wykształceniem. Ponad 50% gospodarstw prowadzonych jest przez osoby z wykształceniem podstawowym i zasadniczym. Nasz system edukacji w rolnictwie przypominał piramidę. Najbardziej rozwinięta była forma zasadniczej szkoły rolniczej, w mniejszym stopniu mieliśmy średnie i policealne szkoły. Na studia decydowali się nieliczni mieszkańcy wsi. Nie było też ani zwyczaju, ani “ścieżek” ciągłego dokształcania. Powiaty, po przejęciu szkolnictwa rolniczego słusznie dążą do zmiany profilu tych placówek. Zawodowe szkolnictwo rolnicze produkowało bezrobotnych. Piramida zatem zostaje zmieniona – zawodowe szkoły rolnicze zastępowane są liceami. Coraz więcej młodzieży wiejskiej ma szansę zdobyć maturę i zyskać wszechstronną wiedzę. Co jednak dalej? Jak sprawić by zwiększył się wskaźnik rolników z wyższym wykształceniem? Przecież dziś, nie czarujmy się, jeśli rolnik zamiast w traktor inwestuje w wyższe studia dziecka, to po to, by dziecko mogło w mieście zrobić karierę zawodową. Nieszczęściem jest, że coraz mniej ludzi ze wsi studiuje; jeszcze większym nieszczęściem – że większość z nich zdobywszy wyższe wykształcenie ucieka ze wsi. To w efekcie zwiększa cywilizacyjną różnicę między Polską “biedy” a Polską “rozwijającą się”.
Jest w tym też pytanie o dostępność do edukacji rolniczej na poziomie wyższej uczelni. Studia w renomowanej Akademii w Krakowie czy Wrocławiu stają się dziś z przyczyn finansowych niedostępne dla młodzieży wiejskiej. Dojazdy, koszt mieszkania, wyżywienia. Taniej jest zapłacić czesne za kursy na którejś z wielu szkół prywatnych leżących blisko domu, oferujących miraże atrakcyjnych szans zawodowych. Miraże. Bo możliwe jest, by rolnik z wyższym wykształceniem rozwinął swoje gospodarstwo do poziomu gwarantującego godziwy dochód jego rodzinie. Nie jest i nie będzie możliwe zapewnienie pracy setkom absolwentów płatnych kursów marketingu i zarządzania.
Uczelnia lub wydział
Studia rolnicze w Częstochowie stanowić mogą dobrą ofertę dla młodzieży, otwierają także ścieżkę umożliwiającą stałe dokształcanie już pracującym rolnikom. Nie tylko to jest wartością przyszłej częstochowskiej uczelni rolniczej (a może Wydziału Rolnictwa Uniwersytetu). Z pełnym szacunkiem do obecnych form doradztwa rolniczego, doradztwo najlepiej sprawdza się tam, gdzie połączone jest organicznie z uczelnią. Dorobek teoretyczny naukowców bezpośrednio wówczas przenoszony jest do praktyków producentów.
Przed naszą wsią i rolnictwem stają ogromne wyzwania. Jeśli mówimy o wejściu do Unii Europejskiej, to konieczne jest przygotowanie, wyedukowanie ludzi, by byli w stanie absorbować unijne fundusze. Z prozaicznej przyczyny, nieumiejętności prowadzenia rachunkowości, blisko 80% gospodarstw naszych może nie skorzystać z dopłat bezpośrednich. Z tych samych prozaicznych przyczyn możemy nie wykorzystać środków na inne programy strukturalne.
Czeka nas w nieodległej przyszłości ogromna rewolucja w produkcji rolnej. Rewolucja GMO – genetycznie modyfikowanych organizmów. Zmiany owe budzą jeszcze szereg obaw, buduje się różne bariery chroniące przed ich niekorzystnymi skutkami. Ale rewolucja ta jest nieuchronna. Podobnie jak nieuchronną rzeczą było wprowadzenie niegdyś nawozów sztucznych i środków ochrony roślin. Jeżeli w porę rolnictwo polskie nie będzie w stanie przyswoić technologii GMO w przyszłości przestanie istnieć. Przegra z tańszą i lepszą konkurencją. Jak jednak upowszechnić nowe technologie bez zaplecza naukowego i wykształconych producentów?
Musimy, bo nas wyprzedzą!
Uczelnia rolnicza jest więc nam niezbędna, jeśli chcemy, by w przyszłości Częstochowa utrzymała wiodącą rolę w strategii rozwoju rolnictwa na terenia naszego województwa. Musimy postawić sobie taki cel – bo wkrótce wyprzedzą nas inni.
Starosta tarnogórski już przymierza się do utworzenia w Brynku (obiekt Technikum Rolniczego) filii Akademii Rolniczej. O rozwoju biotechnologii poważnie mówi się na Politechnice Śląskiej. Myśli się o kształceniu rolników pod kątem ich przystosowania do UE na Akademii w Bielsku – Białej. Jeśli więc prześpimy dobry moment, konkurencja łatwo nas wyprzedzi.
JAROSŁAW KAPSA