Czas wyborów, to czas wysiłku umysłowego i fizycznego dla kandydatów i ich sztabów, bo przecież trzeba wymyślić chwytne hasło na plakat i jeszcze, jak najszybciej, wywiesić się na słupach. Zadziwia fakt, że dzisiaj nie liczą się, ani merytoryczność, ani umiejętności i cechy osobowościowe kandydata. Liczy się pozór z perspektywy słupa.
Dlatego, dla wielu kandydatów na urzędy i – niestety – dla wielu częstochowian, priorytetami są: okupacja słupów i świecenie przerobioną w photoshopie twarzą z przyklejonym pustym frazesem.
I tak, jak za starych, 1−majowych czasów, mamy całe miasto oblepione SLD−owskimi flagami – ten sentyment w lewicowych sercach pozostaje na zawsze. Między SLD−owskimi sztandarami gdzieniegdzie nieśmiało przebijają inni, ale, tak po prawdzie, nie mają oni już zbyt dużo miejsca do zaistnienia na słupach.
Hasła wyborcze obecnej kampanii świadczą o piarowskiej przewrotności. Na przykład „dobry kierunek zmian” Matyjaszczyka, to niewyszukana próba przebiegłości, bo jest trawestacją wyborczego hasła Prawa i Sprawiedliwości z kampanii do parlamentu. Jaskóła poszedł w parafilozofię i lansuje się hasłem „Świata nie zmienię, prezydenta mogę”. W obliczu obecnej poselskiej funkcji przekaz o niemożności zmieniania świata brzmi co najmniej kapitulancko. Ekshibicjonistyczna jest natomiast reklama kandydata na prezydenta Częstochowy Marcina Marandy. Hasło: „Prezydent Maranda – wreszcie uczciwa propozycja” – rozbraja. Czyżby, działający od ośmiu lat w samorządzie i kandydujący w poprzednich wyborach na to samo stanowisko Maranda nie kierował się dotychczas uczciwymi zasadami i intencjami? Co zatem Maranda oferował częstochowianom cztery lata temu? Co zmieniło się teraz, że Marcin Maranda nagle stał się „uczciwą propozycją” dla Częstochowy i częstochowian?
URSZULA GIŻYŃSKA