Dwa światy prezesa Galaxii Pamapol AZS Romana Lisowskiego
Roman Lisowski przejął rolę prezesa Galaxii Pamapol AZS Częstochowa w dość niespodziewanych okolicznościach. Wydarzeń, w następstwie których wybrano go nowym włodarzem czołowego siatkarskiego klubu w naszym kraju nie ma już sensu przypominać. Czas szybko ucieka, a Lisowski, w chwili desygnowania go na to stanowisko, stanął przed całą gamą wyzwań. Jak udało mu się stawić im czoła, o tym traktuje m.in. nasza rozmowa.
– Zostając prezesem Galaxii Pamapol musiał pan się liczyć, że oczy siatkarskich kibiców zostaną zwrócone teraz na pana. Przede wszystkim dlatego, że panu i pańskim współpracownikom przyszło budować skład akademików na nowy sezon – 2002/2003.
– I ja się od początku do końca z tym liczyłem. Galaxia Pamapol AZS to potężna machina i branie na siebie odpowiedzialności za wyniki klubu, to nie błahostka. Najgorsze były pierwsze dwa, może trzy tygodnie, kiedy musiałem zapoznać się z nieznanymi mi tajnikami działalności klubu. I to nie bynajmniej z jakiejś mojej niewiedzy, bo sam prowadzę dużą firmę. Po prostu, po zakończenie poprzedniego sezonu dokonano pewnych korekt w regulaminach i innych – nazwijmy to – technicznych kwestiach. Myślę, że teraz wszystko już jest pod kontrolą, co pozwala ze spokojem myśleć o czekających nas zmaganiach.
– Rozumiem więc, że akademicy będą w tym sezonie mierzyli wysoko.
– Spokojnie. Niczego nie chcemy obiecywać. Nasza droga, jako działaczy tego klubu, nie jest usłana różami, bo sytuacja gospodarcza w kraju jest trudna. Firmy, czyli nasi chlebodawcy, przeżywają różne, mniejsze i większe, kłopoty. A bez sponsorów nie da się robić ligowej siatkówki na mistrzowskim poziomie. Jeśli spojrzeć na Galaxię Pamapol AZS, u nas sytuacja jest poprawna i na pewno damy sobie radę.
– A jak wyglądały przygotowania naszej drużyny do rozgrywek?
– Zdaje się, że podczas ich trwania, pojawiły się pewne problemy. Mam na myśli sprawę trenera Stanisława Gościniaka, którego zmusiliście do pracy z zespołem klubowym, a nie z reprezentacją, w roli asystenta Waldemara Wspaniałego.
– My trenera Gościniaka do niczego nie zmusiliśmy. Wspólnie uznaliśmy, że przed mistrzostwami świata przyszedł czas na rozstanie się z kadrą. Wcześniej, gdy biało-czerwoni walczyli w Lidze Światowej, szkoleniowiec dostał od nas wolną rękę. Pomagał Wspaniałemu i wydawało się, że na tym się skończy. Problem pojawił się, gdy Polska, nieoczekiwanie, otrzymała szansę wyjazdu do Argentyny, w zastępstwie Korei. Gdybyśmy wtedy nie zadecydowali, że trener zostanie z klubową kadrą, to zawodnicy nie mieliby opiekuna i chyba sami przygotowywaliby się do ligowej batalii. Ale nie było to tak, że postawiliśmy Gościniaka pod ścianą. Obie strony, niezależnie od siebie, postanowiły, że praca z reprezentacją i wyjazd z nią do Ameryki Południowej nie jest wskazany. Innego rozwiązania nie było.
– Wielu uważa, że Roman Lisowski jest człowiekiem poprzedniego prezesa Andrzeja Gołaszewskiego i realizuje jego politykę. Czy pan się z tym zgadza?
– Z Andrzejem Gołaszewskim jestem, prywatnie, na przyjacielskiej stopie. Natomiast jeśli chodzi o sprawy klubowe, to nie jestem zależny od nikogo. Choć akurat od Gołaszewskiego sporo się można nauczyć. Jeśli odnieść się do tej polityki, ja jako prezes klubu realizuję politykę całego zarządu. Jest demokracja, każdy ma swoje zdanie i wypowiada je podczas naszych spotkań. Jeśli porozumiemy się w jakiejś sprawie, to wtedy dyskutujemy, głosujemy, a potem działamy. Żadnej samowolki nie ma. A wracając do Gołaszewskiego. Mimo swojego – jak bym powiedział – silnego charakteru wiele zrobił dla tego klubu. I przekreślenie byłego prezesa, jego zasług dla rozwoju tego sportu w Częstochowie, byłoby okrutnym błędem. Błędem, bo w trudnych czasach Gołaszewski potrafił dla tego klubu pozyskać sponsorów, a co za tym idzie pieniądze.
– Andrzej Gołaszewski to, jak pan mówi, silny charakter, a Roman Lisowski to…
– Osoba, która wprowadziła to częstochowskiego klubu wiele spokoju i przyczyniła się do tego, że pewne ogniska zapalne zostały ugaszone.
– Sympatycy siatkówki pod Jasną Górą byli nieco zaniepokojeni, gdy po poprzednim sezonie więcej słyszało się o odejściach z drużyny, niż o jej wzmocnieniu. Z Częstochową pożegnał się wychowanek naszego klubu Marcin Nowak.
– Ja nie demonizowałbym sprawy Marcina Nowaka. W pewnym momencie jego wymagania finasowe były dla nas zbyt wysokie. Zbyt wysokie, nawet jak na Galaxię Pamapol AZS. A my bardzo wnikliwie musimy patrzeć na swój budżet. Żaden z prezesów nie pozostawiłby Marcina u siebie mając w perspektywie poważne tąpnięcie finansowe. Zresztą… Ja i koledzy, broń Boże, nie przekreślamy Nowaka jako zawodnika. Może za rok, może za dwa zechce do nas wrócić, bo to jak na polskie warunki, świetny gracz. Z drugiej strony i bez niego mamy bardzo wyrównany skład, czternastu siatkarzy, którzy wojować powinni o miejsce w… czołówce. W czołówce, gdyż w tym sezonie nie będzie tylko dwójki faworytów. Proszę spojrzeć – silne składy awizują zespoły Gwardii Wrocław, Skry Bełchatów, AZS Olsztyn, Polskiej Energii Sosnowiec czy Jastrzębia. Zapowiada się zacięte współzawodnictwo o medale i niekoniecznie ze scenariuszem takim, że o “złoto” potykać się będą szóstki z Kędzierzyna i Częstochowy. Oczywiście, jako prezes tego klubu mogę zapewnić, że zrobimy wszystko, aby “dojechać” jak najwyżej w tym wyścigu. Jak wysoko? To się okaże.
– Z pierwszej półki siatkarzy naszego kraju pozyskaliście jedynie eks-zawodnika Morza Szczecin Krzysztofa Gierczyńskiego. Czy to nie za mało, by mierzyć się z rywalami?
– Co do Krzysztofa Gierczyńskiego, uważam, że jest to trafny zakup. Kilkanaście minut przed naszą rozmową kontrakt podpisał także Andrzej Szewiński. W tym przypadku zagraliśmy trochę va banque, wiedząc na jakiego “konia” stawiamy. Andrzej to zawodnik doświadczony, otrzaskany w lidze i liczę, że będziemy mieli z niego pożytek. Nie można zapominać o młodzieży. Zakontraktowaliśmy dwójkę takich utalentowanych graczy – Michała Winiarskiego i Adriana Patuchę. W przypadku Winiarskiego uważam, że w niedługim czasie będzie to drugi Dawid Murek. W sumie, w kadrze mamy, jak wspominałem, czternastu graczy i jest to dla nas poważne obciążenie. Mamy jednak kim grać.
– Jak będzie wyglądała oprawa spotkań ligowych w Częstochowie? Czy nowy prezes szykuje jakieś niespodzianki dla publiczności?
– Pierwszą jest chyba zmiana baletu. Mamy nową grupę dziewcząt, która będzie wypełniała swoimi występami wszystkie przerwy w grze. Jeśli chodzi o samych sympatyków siatkówki, to chcemy zacieśnić naszą współpracę z klubem kibica. Dlatego w łonie zarządu oddelegujemy do kontaktu z nim jednego z nas, równocześnie sponsora AZS-u, Henryka Posmyka. Nie ukrywam, że chodzi nam o stworzenie tak zwartego klubu kibica, jak mają Jastrzębie, Radom czy Kędzierzyn. Dlatego chcemy rozmawiać z tymi ludźmi, pomagać im, ale w zamian mamy oczekiwania. Jakie? Przede wszystkim doping, wszędzie, gdzie przyjdzie nam walczyć. Myślę, że w naszym mieście są tacy ludzie, którzy żyją tą siatkówką i wyjda naprzeciw tej propozycji.
– Na zakończenie odejdźmy nieco od siatkówki. Jest pan także prezesem Płomienia Czarny Las, którego piłkarze walczą o awans w częstochowskiej A-klasie.
– Do tej pory byliśmy liderami, ale w ostatnią sobotę przegraliśmy ważny mecz, 1:3, i pewnie obsuniemy się nieco w tabeli. W każdym razie uważam, że stać nas na awans do ligi okręgowej, ale nie radziłbym dokonywać porównania Płomienia z Galaxią. To dwa światy, choć dzisiaj mówię, że piłkarzom będę pomagał. Co by nie mówić, stworzono im w Czarnym Lesie całkiem niezłe warunki do treningu i gry. Jest ładna płyta boiska, jest ładna hala wzniesiona przy miejscowym gimnazjum. Nie bez znaczenia jest również przychylna atmosfera dla piłki stworzona przez władze gminy, radnych, wszystkich mieszkańców. Sam kiedyś kopałem piłkę i cieszy mnie, że ten sport na najniższym poziomie rozwija się w zadowalającym tempie. W takim Czarnym Lesie są cztery drużyny, w różnych kategoriach wiekowych, w sumie 104 zawodników, więc o czymś to świadczy. Młodzież przychodzi do nas, a przecież budowanie tego sportu od dołu, od podstaw, w takich miejscowościach jak Czarny Las ma sens. Mało tego, jest potrzebą pierwszego rzędu.
– Dziękuję za rozmowę.
ANDRZEJ ZAGUŁA