To skandal, że dożyliśmy takich czasów, że rząd doprowadził do takiej sytuacji, iż grupa ludzi podjęła się przeprowadzić protest głodowy w obronie lekcji historii w szkołach średnich. Chodzi o znaczne zmniejszenie ilości godzin nauczania tego przedmiotu i ograniczenie go do jedynie pierwszej klasy, a programowo do historii najnowszej. (Nie mówiąc już o proponowanych podręcznikach, w których wiele ważnych informacji pominięto, a część przekręcono. Ale to temat na oddzielny artykuł). I w żadnym wypadku nie przemawia do mnie argumentowanie, że to po to, aby młodzież nie powtarzała edukacji zdobytej w podstawówkach.
To skandal, że dożyliśmy takich czasów, że rząd doprowadził do takiej sytuacji, iż grupa ludzi podjęła się przeprowadzić protest głodowy w obronie lekcji historii w szkołach średnich. Chodzi o znaczne zmniejszenie ilości godzin nauczania tego przedmiotu i ograniczenie go do jedynie pierwszej klasy, a programowo do historii najnowszej. (Nie mówiąc już o proponowanych podręcznikach, w których wiele ważnych informacji pominięto, a część przekręcono. Ale to temat na oddzielny artykuł). I w żadnym wypadku nie przemawia do mnie argumentowanie, że to po to, aby młodzież nie powtarzała edukacji zdobytej w podstawówkach.
To jakieś kuriozum. W kraju, w którym u sterów władzy zasiada tylu historyków (Tusk, Komorowski, Nałęcz i in.), robi się wszystko, by świadomość dziejowa własnego narodu – w przypadku Polski o pięknej historii, pełnej dumnych kart – była u nowego pokolenia maksymalnie ograniczona.
To oczywiście planowy zabieg. Człowiek nieświadomy losów swoich przodków nie będzie zabiegał o godność i pozycję na arenie międzynarodowej jakiegoś tworu „polska”, bo nie będzie z nim emocjonalnie związany. I o to chodzi. Dla naszego nierządu w czasach Tuskolandu interes polskiego narodu jest nieistotny. Pal sześć historię. Liczy się wypychanie kabzy i kariera. Tak ma myśleć młody człowiek. Takim łatwiej manipulować.
Dzieje się to oczywiście przy owacjach na stojąco ze strony Zachodu.
Jednak nie o tym chciałem. Problem jest znany. Zmierzam jednak do przyjrzenia się kwestii szerszej.
Otóż Częstochowa została piątym z kolei miastem – po Krakowie, Warszawie, Siedlcach i Tarnowskich Górach – w którym zorganizowany został protest głodowy. I tu naszła mnie zaduma. Czy ci ludzie, narażający w imię ważnej, potrzebnej idei swoje zdrowie, cierpiący, mają szansę powodzenia? Czy ich trud w dłuższej perspektywie się opłaci, przyniesie oczekiwane rezultaty?
Po pierwsze w akcji uczestniczą byli działacze niepodległościowi z czasów PRL. Bynajmniej nie ci, którzy porozsiadali się w salonowych fotelach, porozdzielali pomiędzy siebie pookrągłostołowe konfitury. Nie. Sprzeciw wobec rugowania ze szkół historii wytoczyli ci drudzy, którzy walczyli o Polskę prawdziwie wolną, a teraz zepchnięci na polityczny margines, często wyśmiewani za swoje poglądy w mainstreamowych mediach. Władze się z nimi nie liczą i wielokrotnie to udowadniały.
Choćby przykład pani Anny Walentynowicz, której udział w strajku „Solidarności” i związane z nim zasługi, po tragicznej śmierci w katastrofie smoleńskiej, zaczęto przykrywać jakąś wyciągniętą z rękawa Krzywonos. Różnica między tymi postaciami jest taka, że pani Anna wykuła swoją legendę w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku, tę drugą zaczęto lansować teraz, po 10 kwietnia 2010 roku.
Przyjrzyjmy się innym akcjom protestacyjnym. Comiesięczne marsze smoleńskie – zgraja oszołomów; obchody rocznicy katastrofy – uprawianie polityki na grobach; tulipany dla śp. Marii Kaczyńskiej – zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego; patriotyczne i antyrządowe happeningi kibiców – banda chuliganów; niedawna manifestacja w obronie TV Trwam i wolności słowa – działanie na rzecz stacji „pisuarowskiej” (tak M. Olejnik dla Radia Zet – przyp. Ł.G.) itd. Jedynie w sprawie ACTA Tusk się wycofał z wcześniejszego stanowiska. Ale to nie była sprawa ideologiczna, choć premierowi z pewnością zależało na większej kontroli nad internetem.
I tak nas opisują, taki obraz płynie do Polaków przez ekrany telewizorów i falami eteru. Czy tak o nas myślą? Wątpię. Odbieram to jako wyraz strachu. Widzą te wielotysięczne tłumy, to zaangażowanie, na jaką skalę nasza aktywność z miesiąca na miesiąc, z rocznicy na rocznicę się rozrasta. W dodatku upadają kolejne założenia raportów Anodiny i Millera. I oni są przerażeni. Widzą, że ta siła już niedługo może zmieść ich z powierzchni Ziemi. A powrotu nie będzie. Nie pozwolimy.
Ta głodówka może jeszcze końcowego sukcesu nie przyniesie. Prawdopodobnie przeforsują tę haniebną reformę edukacji. Ale passa będzie trwać do czasu.
I naprawdę chwała tym dzielnym ludziom za ich poświęcenie. Kiedyś, może już niedługo przyniesie ono owoce.
I nazywajcie mnie moherem, oszołomem, jeśli chcecie. Spłynie to po mnie jak po kaczce.
ŁUKASZ GIŻYŃSKI