Choć wyglądu Częstocha dokładnie nie znamy, nie posiadamy bowiem – co zrozumiałe – ani jednej jego podobizny, to możemy jednakże pokusić się o przybliżony jego rysopis, choćby po to, by nasze wyobrażenie o nim przybrało bardziej realny wymiar. Poniższe uwagi, zebrane w luźniejszej formie, niech będą przeto garścią spostrzeżeń skierowanych raczej do artystów – rysowników, malarzy, rzeźbiarzy – którzy poszukują niezbędnych odniesień chcąc uczynić portret Częstocha jeszcze prawdziwszym i piękniejszym.
Powiedzmy zatem coś najpierw o posturze Częstocha. Zrozumiałe jest, że aby mógł on otrzymać i pełnić funkcję strażnika traktu – w dodatku w okresie działań wojennych – musiał zarazem być silny i bardzo sprawny. Przy tym, skoro pokonywał on stale znaczne odległości dzielące jego strażnicę od grodu Mirów, a przypomnijmy, że w obie strony było to około 20 km, musiał być w ogóle wysportowany, tj. bez trudu pokonywał większy dystans, zręcznie wspinał się po skałach i dobrze biegał. Nie przesadzimy więc chyba twierdząc, że Częstoch swobodnie mógł przebiec cały ów półmaraton. Był zatem sylwetki raczej szczupłej, lecz przy tym silnej i masywnej. Będąc jednocześnie wojownikiem, musiał biegle władać bronią, by stawić czoła nawet kilku uzbrojonym napastnikom. Nie mógł się bać, był więc twardy, odporny psychicznie. Musiał ogólnie budzić respekt, był zatem dość wysoki. Przypuszczamy więc, że Częstoch miał przynajmniej sążeń wzrostu (180 cm), co w tamtych czasach wyróżniało go wśród reszty wojów.
Przejdźmy teraz do ubioru Częstocha. Przede wszystkim miał on jeden ubiór, tzn. strój bojowy. Sposób ubierania się strażnika, choć z jednej strony różnił się od stroju wojskowego – rycerza czy lekkozbrojnego tarczownika – to z drugiej strony zawierał elementy typowe dla codziennego ubioru ówczesnego mężczyzny. Częstoch zatem nosił długą, sięgającą niemal do kolan koszulę – rodzaj luźnego kitla z rozcięciem pod szyją i szerokimi rękawami – najpewniej z płótna lnianego w kolorze jasnoszarym. Koszulę tę miał wypuszczoną na podobnie płócienne spodnie, także szerokie, lecz nieco przykrótkie – tzw. pludry – gdyż sięgające ledwie do kostek. Za to buty Częstoch miał wyższe, zakrywające kostki, a ponieważ były to solidne buty rycerskie – otrzymane z wojskowego przydziału – przeto należy im się kilka słów uwagi.
Były to również buty całoroczne, przy czym oba jednakowe, tzn. stawały się prawym i lewym dopiero przez rozchodzenie. Kształtem nieco przypominały wyższe i bardziej czubate trampki – bez cholew oraz bez wyodrębnionych podeszw, a więc tym bardziej bez obcasów. Obuwie takie szyte było z jednego grubego kawałka skóry w ten sposób, że po zszyciu ściegiem wywracano but miazdrą – szorstką stroną skóry – do wewnątrz, tak by liczko, czyli gładka strona skóry była z wierzchu. Ścieg znajdował się zatem u góry, pośrodku, wzdłuż buta. Obuwie takie było ściągane rzemieniem nad kostką, niczym sznurówką. Buty wojskowe były dodatkowo wzmacniane, sądzimy więc, że miały wewnątrz miękkie wkładki, na zewnątrz impregnowane spody, a pod nimi zapewne też ćwieki, by nie ślizgały się po śniegu. Dodatkowo zimą Częstoch nosił w nich ciepłe wkładki – futrzane lub płócienne, bądź onuce.
W chłodniejsze dni jego strój dopełniała narzutka wełniana, też w kolorze jasnym, zimą zaś nosił kożuch i futrzaną czapkę, okręcając przy tym u dołu wokół nogawek swych pludrów futrzane paski, niczym getry. Co wyróżniało dalej strój Częstocha, to był pas wojskowy. Spodnie wiązał sznurkiem konopnym, natomiast na zewnątrz koszuli nosił szeroki rycerski pas, ze skóry, z solidną żelazną sprzączką. Wbrew pozorom ówczesne sprzączki niewiele różniły się od dzisiejszych – były tylko prościej, mozolniej i mniej starannie wykonane. Identycznie jednak spełniały swą rolę. Przechodząc już do uzbrojenia, przy pasku tym Częstoch przypięty miał nóż, któremu z racji jego ważnej funkcji poświęcimy teraz nieco więcej miejsca.
Nóż Częstocha przede wszystkim był znacznych rozmiarów, gdyż w pewnym sensie rekompensował mu brak miecza, której to broni – jako strażnik – Częstoch nie używał. Rzecz zrozumiała, ciężki i długi miecz wykluczałby jego sprawne i szybkie poruszanie się oraz wdrapywanie po skałach. Za to duży nóż, prawie już krótki miecz, służył mu wręcz znakomicie. Kindżał Częstocha miał bowiem około 45 cm długości, z czego 30 cm stanowiło ostrze, zaś 15 cm rękojeść z jelcem (osłoną dłoni). Nóż miał prostą, obosieczną głownię, przy czym w jednej trzeciej ostrza brzeszczot gwałtownie się zwężał tworząc – podobnie jak to ma miejsce w sztylecie czy puginale – wąski i kłujący sztych. Takie zakończenie noża stanowiło lepszą oręż w walce z pancerzem przeciwnika, gdyż atakowało spojenia czy raczej szczeliny zbroi. Kindżał Częstocha przypominał więc duży bagnet, szeroki kord, a nawet noże wschodnie – grecką czy kaukaską kamę. Zapewne był jednak frankoński, gdyż solidne niemieckie noże wojskowe były wówczas dość często spotykane w uzbrojeniu polskim. Swój kindżał Częstoch nosił z lewej strony pasa, w żelaznej pochwie – zakończonej małą główką – by nie zraniła go w nogę.
Skąd jednak importowany nóż u Częstocha? Jeśli przypomnimy sobie, parokrotnie już wcześniej wspomnianą, postać magnata imieniem Luch z Lubnicza, a przy tym skojarzymy – będące w posiadaniu jego rodu – kosztowne i ekskluzywne geometryczne grody, to łatwo uświadomimy sobie, że majątek zbił on na handlu bronią. Luch więc zaopatrywał nasze trzy kasztelanie w kute z wysokiej jakości stali, długie zachodnie miecze – najczęściej sprowadzane z Burgundii i Turyngii. Gdy po najeździe Mieszka II Saksonia nałożyła embargo na dostawy broni do Polski i na Połabie, Luch dalej sprowadzał miecze i noże wojskowe, tyle że je szmuglował. Dzięki temu rycerze w forcie Krzepa czy Msta, oraz w kasztelu Miromira, wcale nie byli gorzej uzbrojeni niż ich odpowiednicy z Anglii czy Francji. Dodajmy jednak, że hełmy były produkcji rodzimej – zarówno szyszaki, czyli hełmy w kształcie szyszek (oficerskie), jak i kłobuki, czyli hełmy półokrągłe (zwykłych wojów), produkowano w Kotłowie. Co ciekawe, z Czech i Moraw natomiast sprowadzano głównie topory, czekany i tasaki.
Przyjrzyjmy się teraz bliżej reszcie uzbrojenia Częstocha. Właściwie, poza kindżałem, miał on jeszcze tylko jedną broń – za to bardzo groźną – a mianowicie drąg. Nie był to jednak zwykły drąg, czyli prosty gruby kij. Drąg Częstocha, zwany inaczej „półsąg”, gdyż posiadał długość równą połowie sążnia (ok. 90 cm), był bronią obuchową, specjalnym drągiem bojowym, dodatkowo okutym i wzmocnionym. Wykonany z twardego, odpornego drewna – najpewniej dębowego – miał on na klindze trzy okucia, stalowe lub przynajmniej żelazne, które zaciśnięte były dookoła, oraz połączone z sobą wzdłuż. Środkowe okucie było najszersze, natomiast znajdujące się przy rękojeści najgrubsze, tworząc zarazem osłonę dłoni, czyli okrągły w tym wypadku jelec. Półsąg Częstocha posiadał uchwyt dwuręczny, opleciony najpewniej skórą, by ściśle przylegał do rąk. Broń ta nie była jednak typem maczugi czy buzdyganu, nie posiadała więc ostrych ani wystających części, była gładka, stąd Częstoch nosił ją na plecach w specjalnym skórzanym pokrowcu przypominającym wąski kołczan.
Sposób posługiwania się półsągiem zależał głównie od uzbrojenia przeciwnika. Przede wszystkim było to jednak narzędzie obronne, którym Częstoch tylko odpierał atak. Wydaje się więc, że sztuka walki półsągiem polegała po pierwsze na odparowaniu ciosu przeciwnika i zaraz potem zadaniu ciosu zaczepnego. Pierwsze uderzenie Częstocha mogło być jednak ciosem kończącym walkę. Swym drągiem Częstoch był bowiem w stanie przetrącić odyńca. Zwykle kończyło się więc na porachowaniu kości przeciwnikom, którzy niezależnie od rodzaju broni uciekali wnet przed nim w popłochu. Częstoch półsągiem mógł nawet odparować cios mieczem, a że jego drąg był znacznie lżejszy od miecza, stąd sam atakował nim napastnika dużo szybciej i sprawniej.
Nie znamy zatem jedynie tylko jeszcze twarzy Częstocha. Jakie mógł mieć on rysy? Wydaje się, że kolor włosów miał typowo słowiański, czyli był jasnym, wręcz płowym blondynem. Gdy we wrześniu 2008 roku nagle – jakby pod wpływem aury tych okolic – zająłem się Częstochem, przyszła mi wówczas do głowy pewna myśl. Mianowicie, od początku miałem w głowie gotowy, choć zarazem jeszcze nieco zamglony, wizerunek Częstocha. Był on, podobnie jak wyniki reszty badań, efektem pewnej mojej intuicji. Potem, przez dłuższy czas, wśród zdjęć różnych osób – najczęściej znanych postaci – szukałem owej twarzy, najbliższej intuicji owego wizerunku. I wreszcie, chyba po pół roku, znalazłem osobę o twarzy nad wyraz do niego podobnej. Gdyby więc ktoś zapytał mnie, jakie moim zdaniem rysy twarzy miał Częstoch, to powiedziałbym, że niczym bliźniak podobny doń jest Edwin Van der Sar. Z tą różnicą, że Częstoch – jak wspomniano – nie był tak wysoki i zarazem był odeń znacznie silniejszej postury. Każdy jednak może posiadać własną – czy to artystyczną, czy też intelektualną – w tym względzie intuicję.
Foto:
Częstoch – rzeźba Jerzego Kędziory
Adam Królikowski