Rozmawiamy z liderką i założycielką zespołu IMPAST – ALEKSANDRĄ KOWALSKĄ

10 lat minęło… Pani Aleksandro, jak wspomina Pani początki tworzenia Zespołu? Dlaczego powstał? Jaka idea przyświecała temu przedsięwzięciu?
– Ogromnie cieszę się, że doczekaliśmy okrągłego jubileuszu. Czas mija bardzo szybko. W zespole przez te dziesięć lat grało wielu muzyków i nawet nie wiem, kiedy uświadomiłam sobie, że pierwsza dekada za nami. Powstanie grupy było dla nas zaskoczeniem, nikt nie myślał, że przyjacielskie muzykowanie w 2015 r. podczas mojego wernisażu malarstwa („Światło w dialogu z chwilą”) w „Galerii po schodkach” w Janowie będzie początkiem wspólnej drogi artystycznej. Potem był kolejny wernisaż i gdy pokazałam swoje prace w Muzeum Monet i Medali Jana Pawła II w Częstochowie, podczas finisażu padło pytanie od publiczności, jak nazywa się zespół? A potem drugie, gdzie można nas posłuchać i czy nagraliśmy płytę? Nasze zaskoczenie było ogromne, ale jednocześnie stwierdziliśmy, że wspólne granie daje nam ogromną radość, a skoro są osoby, które chcą nas słuchać a ja ciągle komponuję, to postanowiliśmy to sformalizować. Stwierdziliśmy, że skoro malarstwo nas połączyło, to nazwa powinna być z nim związana. I tak zaproponowałam IMPAST jako technikę, którą stosuję, czyli grubo kładzioną farbę na płótno, tworząc wyrazistą fakturę. Idea została zawarta w rozwinięciu, które jest dziełem Romana Kowalskiego: I – inwencja, M – miłość, P – prawda, A – artyzm, S – serce, T – twórczość. To swoistego rodzaju manifest wartości, z którymi po dzień dzisiejszy utożsamiam się. Wiedzieliśmy wówczas, że grupa powstała z woli Boga i mamy przed sobą do wypełnienia misję. Nie zasypywaliśmy talentów, pragnęliśmy się nimi dzielić, rozwijać się i czerpać radość.
Przez lata Państwa grupa ewoluowała, zmieniali się muzycy, ale także – jak mniemam – zachodziła metamorfoza repertuarowa i stylu? Proszę przypomnieć pokrótce, które metamorfozy były dla grupy najistotniejsze? Jakie były wzloty? Czy były upadki, zwątpienia?
– Początki IMPASTU są na zawsze wyryte w moim sercu. Rozwijamy się i szukamy novum w naszej twórczości, ale to akustyczne brzmienie szalonych muzyków, którzy jak dzieci cieszyli się każdym koncertem, próbą i mieli niezliczone pomysły, dla których nie było przeszkód, na zawsze będzie pięknym preludium wspólnej historii. Nasza muzyka swoje korzenie ma w sacrum, w kościele, podczas adoracji. Zagraliśmy szereg koncertów z projektu „Zanurzam dłonie w Miłosierdzie”, potem „Sacrum – tryptyk: wiara, nadzieja, miłość”. Wszystkie pod patronatem arcybiskupa metropolity częstochowskiego Wacława Depo. Uwieńczeniem tamtego okresu był list z błogosławieństwem od papieża Franciszka. Wydaliśmy maxi-singiel „IMPAST”. Z biegiem czasu w składzie następowały zmiany, modyfikacji uległo też brzmienie utworów. Pojawiła się gitara elektryczna i basowa, a także perkusja, czego w części wynikiem była druga płyta „NA NIEBOSKŁONIE”. W tym okresie zagraliśmy wiele razy, a wśród nich trzy w ramach projektu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego: Kultura Dostępna 2023 – pt. „Bliżej Piękna – sztuka dla każdego”. Bardzo dziękuję Panu posłowi Szymonowi Giżyńskiemu za rekomendowanie naszego wniosku w Ministerstwie, dzięki temu mogliśmy dalej się realizować. W zasadzie już na samym początku nasza muzyka, moje kompozycje, miały pewną zdolność adoptowania się. Graliśmy zarówno w świątyniach, ale również w instytucjach kultury. Od kontemplacji przechodziliśmy do utworów lżejszych, aczkolwiek zawsze wymagających od słuchacza skupienia się na warstwie tekstowej. Na początku była poezja śpiewana. Trafialiśmy do coraz większego grona odbiorców, którego światopogląd był zróżnicowany. Bardzo mnie to cieszyło i nadal tak jest, ponieważ zawsze śpiewam o tych samych wartościach: o prawdzie, Bogu, miłości, ale także o prozie życia, o moim ukochanym malarstwie, o bólu i nadziei. Śpiewam wprost lub zostawiam przestrzeń niedopowiedzianą dla słuchacza.
Czy były wzloty i upadki? Najtrudniejsze było dla mnie, gdy muzyk żegnał się z nami i opuszczał skład. Decyzje warunkowały: zmiana pracy, sytuacja rodzinne, zdrowie. Myślałam, że zespół powinien trwać niezmiennie, inaczej nie przetrwa. Ciągle dostosowywałam się, szukałam wspólnego mianownika między tym, co było, a tym, co się rodziło. Jednocześnie chciałam świeżego powiewu. W końcu przyszło zrozumienie i pełna akceptacja, wręcz radość. Od kilku lat mam pewność w sercu, że przecież Bóg nad nami czuwa. Zaprasza do nas przeróżnych muzyków. Jedni są długo, inni krótko, ale każdy to wielki dar. W jakim stylu gramy dziś? Nie wiem, bo nie jestem muzykiem, tylko plastykiem. Muzyka to moja pasja. Ktoś powiedział po naszym jubileuszowym koncercie, że to już nie jest „czysta” poezja śpiewana. I myślę, że miał rację. Ale jednego jestem pewna, tekst pozostał najważniejszy, choć nie miałby takiej siły wyrazu, gdyby nie dźwięki, które wydobywają moi Przyjaciele. Niejednokrotnie są pięknym dopełnieniem słowa.
Zakładając zespół mieliście Państwo plany, marzenia. Co udało się z nich zrealizować, co najbardziej Państwa cieszy, które chwile możecie zaliczyć do niezapomnianych?
– Nie mieliśmy planów. Chcieliśmy po prostu spotykać się z sobą, aranżować utwory i grać. Zawsze pragnęłam ćwiczyć swój warsztat wokalny. Plany, a raczej marzenia, przyszły później. Gdy nagraliśmy maxi-singla (w ciągu kilku dni) bardzo chcieliśmy stworzyć całą płytę. Długo na nią czekaliśmy z uwagi na pandemię. Wielką radością było dla mnie, gdy mogłam łączyć koncerty z wystawami. W ogóle każda propozycja występu była dla nas czymś wspaniałym. Graliśmy w Filharmonii Częstochowskiej, ale także w małych miejscowościach. Podczas promocji książek, wpisując się w wydarzenia charytatywne czy biorąc udział w XIII Nocy Kulturalnej w Częstochowie. Występowaliśmy w pięknych miejscach, np.: Dwór Czeczów, Klub Dziennikarzy „Pod Gruszką” w Krakowie mając widok z okna na kościół Mariacki i wiele by jeszcze wymieniać. Zagraliśmy ponad sto koncertów. I największą radością dla mnie, dla nas było, gdy słyszeliśmy słowa, że nasza muzyka podnosi na duchu. Myślę, że największym sukcesem jest nasz jubileusz z okazji 10-lecia działalności artystycznej. Podczas gali, gdy wyczytywałyśmy z Angeliką Kawecką (naszym nieocenionym konferansjerem, wielkie podziękowania) wszystkich muzyków, którzy byli w składzie lub, z którymi graliśmy okazjonalnie, byłam szczęśliwa, że tak wielu ich było, tylu wspaniałych ludzi.
Rynek muzyczny jest trudny, nawet bezwzględny. Państwu udało się, bo 10-lecie już należy zaliczyć do sukcesu. Ale aby zaistnieć trzeba mieć nie tylko własny styl – to udało się Wam wypracować – ale także umocowanie w mecenacie. Jak sobie radziliście przez te lata?
– Nigdy nie patrzyłam na mechanizmy rynku muzycznego. Po prostu chciałam i chcę śpiewać, dzielić się z drugim człowiekiem tym, co rodzi się w mojej głowie, sercu. Owszem zdaję sobie sprawę, jak bardzo potrzebujemy dobrego managera. Chciałabym zająć się tylko śpiewaniem, może jeszcze paroma innymi sprawami w zespole. Myślę, że tak, mamy swój styl. Wpływa na to fakt, że nasze utwory – tekst i melodię – piszę cały czas ja, ale pragnę mocno podkreślić, że aranżacje, to zasługa wszystkich. A skoro skład ewoluuje, to i nasze kompozycje stają się różnorodne. Mecenat – trudna sprawa. Na swojej drodze spotykaliśmy i spotykamy wspaniałych ludzi, którzy nam pomagają i jesteśmy im bardzo wdzięczni. Pragnę wymienić i serdecznie podziękować: jeszcze raz posłowi na Sejm RP, Panu Szymonowi Giżyńskiemu; Jego Ekscelencji arcybiskupowi metropolicie częstochowskiemu Wacławowi Depo; Panu Krzysztofowi Witkowskiemu, dyrektorowi Muzeum Monet i Medali Jana Pawła II w Częstochowie.
A czy udało się Państwu wylansować jakiś przebój? Czy to jest w Państwa optyce muzycznej ważne? Może próbowaliście swoich sił w jakichś konkursach?
– Czy wylansowaliśmy jakiś przebój? Myślę, patrząc po reakcjach publiczności, że utwór „Babie lato” czy „Po drugiej stronie obrazu” są chyba najbardziej znane. To bardzo miłe wiedzieć i słyszeć, że ludzie znają dobrze nasze piosenki i chętnie śpiewają, prosząc o nie na bis. Nie startowaliśmy nigdy w konkursach. Nie wiem, czy to jest dla mnie ważne… Ale może kiedyś?
Co dalej? Jakie założenia macie Państwo na kolejne 10 lat? Jak chcecie rozwijać swój zespół, jakie sceny zdobyć?
– Odpowiem, co jest moim marzeniem: byśmy mogli regularnie koncertować i mieć dobrego managera, by zwłaszcza nasze rodzinne miasto Częstochowa promowało nas dając możliwość rozwoju. Nagrać kolejną płytę, a może płyty, teledysk. Chciałabym, by na nasze występy przychodziła jeszcze bardziej zróżnicowana publiczność pod względem wiekowym. A najwspanialsze będzie, gdy wszyscy będziemy nieustannie czerpać radość ze wspólnego grania, przebywania ze sobą. Proszę o zdrowie dla nas i potrzebne łaski. Bóg stworzył IMPAST, dlatego zawierzam nas Jemu.
Na zakończenie naszej rozmowy chciałabym wymienić wszystkich muzyków, którzy byli lub są w zespole IMPAST oraz tych, z którymi mieliśmy przyjemność zagrać koncerty i z serca im podziękować za to, że pojawili się na drodze IMPASTU: Michalina Putek – skrzypce, wokal; Joanna Ordon – flet poprzeczny, wokal; Artur Broncel, Łukasz Kumor, Tomasz Mężyk, Jakub Będkowski, Wojciech Królikowski – klawisze; Rafał Soberka – gitara akustyczna, harmonijka; Arkadiusz Możdżeń, Sebastian Kostrzewa – gitara akustyczna; Bartosz Sadlej, Adam Ścigała – gitara elektryczna; Marcin Myga, Grzegorz Kowalczyk, Tomasz Kiepura, Robert Machalski – gitara basowa; Krystian Hutny, Michał Dziewiński, Jakub Golczyk, Tobiasz Makieła, Wojciech Gorzelak, Piotr Suchecki – perkusja; Roman Kowalski – djembe oraz Katarzyna Szymonik – sopran, Julia Mazur, Natalia Zielonka – alt, Dariusz Madejski – tenor, Dawid Serwa – bas, Magdalena Sadlej – wokal, a z radością dodam, że to moja córka i ja.
Dziękuję za rozmowę
URSZULA GIŻYŃSKA