5-LECIE „ANTIDOTUM”. Taniec sposobem na życie


Od pięciu lat przy Miejskim Domu Kultury funkcjonuje grupa taneczna „Antidotum”. Zespół prowadzi częstochowianka choreograf Katarzyna Kalata. Absolwentka licencjackich studiów choreograficznych w Krakowie, gdzie szkoliła się pod okiem choreografów z Kieleckiego Teatru Tańca. Z tańcem związana od szóstego roku życia, pierwsze swe kroki w tej dziedzinie zaczynała w częstochowskiej Dziecięcej Rewii „Akcent”, potem do 18. roku życia tańczyła w zespole „Kontra”. Uczestniczka licznych, krajowych i międzynarodowych warsztatów tanecznych.
Z Katarzyną Kalatą rozmawiamy od rozwoju „Antidotum” i jej wkładzie w budowanie sukcesu Zespołu, który 18 i 19 czerwca 2019 roku w Miejskim Domu Kultury będzie obchodził swój jubileusz.

Jak zaczęła się Pani współpraca z MDK?
Przypadkiem dowiedziałam się, że instytucja poszukuje instruktorów. Byłam tuż po studiach, pracowałam także w innym zespole w Częstochowie, więc postanowiłam spróbować. Od marca 2014 rozpoczęło się budowanie zespołu, a inauguracja nastąpiła od września. Pracujemy w trzech grupach wiekowych: do 11 roku życia, 12-15 lat (juniorzy) i seniorzy powyżej 15 roku życia. Ogólna nazwa całego zespołu to „Antidotum”, ale do każdej grupy wiekowej przypisana jest cyfra, mamy zatem: „Antidotum 1”, „Antidotum 2” i „Antidotum 3”. Zajmuję tańcem klasycznym, baletowym, jazzowym, modern-jazz, wszystkim co jest związane z jazzem, i tego uczę swoich tancerzy. Pierwszy nasz spektakl to: „Baśń o śpiącej królewnie w XXI wieku”.

Czyli przedstawienie łączące tradycję z nowoczesnością?
Tak, wzorowany był na motywach baśni, ale elementy współczesne były moje własne. Każdy nasz spektakl stworzony był w oparciu o moją myśl i inwencję artystyczną. Kolejne przedstawienia były już całkowicie mojego autorstwa: Drugi pt. „Lustro” dotyczył marzeń i tego, co z tych dziecięcych marzeń udaje się zrealizować w dorosłym życiu. Drugi „Miłość nie jedno ma imię” obrazował różne oblicza miłości: macierzyńską, platoniczną, dziecięcą, nastoletnią. Trzeci „Tajemnica zaklęta w słowach” umiejscowiłam w bibliotece. Kanwą były ożywione książki, które w swój świat przenosiły osoby odwiedzające bibliotekę. Ten spektakl miał być odbiciem tego, czego dzisiaj – dzieci, młodzież, i my, dorośli – doświadczamy, zamknięci w świecie telefonów i komputerów. Chciałam pokazać piękno ukryte w książkach i zachęcić do czytania. Staram się robić spektakle uniwersalne i cieszy mnie fakt, że widzowie, niezależnie od wieku, z każdego wyciągają coś dla siebie. W przedstawieniach zawsze występują wszystkie dzieci z każdej grupy. Początkowo tancerzy było około 120. Najbardziej liczna była najstarsza grupa, która jednak z czasem uszczuplała się, bo dziewczęta szły na studia, często poza Częstochowę. Obecnie najstarsza grupa liczy 17 osób, wszystkich członków jest około 80. W spektaklach, w rolach męskich, bo w zespole mam tylko jednego ośmioletniego chłopca, wspierają nas młodzi aktorzy.

I, jak wiem, Zespół odnosi sukcesy.
Nagród jest wiele, udaje się nam z każdego turnieju przyjechać z nagrodą z podium. Dzieci prezentują się bardzo dobrze, co jest dostrzegane przez jurorów. W ostatnim turnieju – polsko-niemieckim międzynarodowym festiwalu tanecznym, który miał miejsce pod granicą z Niemcami każda grupa zdobyła pierwsze miejsce, a dodatkowo grupa juniorska otrzymała nagrodę specjalną. To mobilizuje do jeszcze cięższej pracy. W tym roku braliśmy też udział w międzynarodowym turnieju w Rzeszowie o „Laur Rzecha”, gdzie rywalizują zespoły ze ściany wschodniej: Litwy, Ukrainy, Białorusi i Polski. Prezentuje on bardzo wysoki poziom, a nam udało się przyjechać z medalami; grupa „Antidotum 1” zdobyła pierwsze miejsce, a „antidotum 3” – drugie, grupa juniorów wówczas nie występowała. Byłyśmy jeszcze na międzynarodowym konkursie „World dance” i wróciłyśmy z pierwszym miejscem dla „Antidotum 1” i trzecim dla „Antidotum 3”.

Jaki jest Pani stosunek do występów w telewizyjnych turniejach, czy Pani podopieczni biorą w nich udział?
Mówią o tym, ale osobiście nie zachęcam ich. Dzieci żyją w innym świecie i chciałabym, aby nawet moje nastolatki były w nim jak najdłużej. Zderzenie z brutalnym życiem dorosłych często okazyję się bolesne. Miałam okazję pracować w telewizji, ale po pół roku uciekłam stamtąd. Satysfakcję daje mi praca w normalnej rzeczywistości.

I udało się Pani stworzyć drugi dom dla swoich podopiecznych…
Dużo razem pracujemy i musimy na sobie polegać. Te pięć lat wspólnych działań zacieśniło nasze więzi. Wyjeżdżamy na liczne turnieje, teraz może trzeba pomyśleć o większej promocji grupy na terenie Częstochowy, aczkolwiek występy już tu mieliśmy, między innymi, podczas różnych wydarzeń na Promenadzie Niemena czy w parku na Lisińcu.
Od czterech lat zespół prowadzę z barierą 235 kilometrów, bo obecnie mieszkam w Warszawie, stąd jak przyjeżdżam do Częstochowy to pracuję po 12-14 godzin, i niestety elementy promocji Zespołu uciekają. Zespołem zajmuję się kompleksowo. Jestem od choreografii, scenografii, kostiumów, wokalu, tańca, psychologiem dla dziewczyn, mama, pomocnikiem. Ale nie narzekam, bardzo lubię swoją pracę i po wyjeździe do stolicy nie zostawiłam dziewcząt. Cztery inne miejsca gdzie pracowałam opuściłam, ale MDK – nie. Widziałam potencjał w dziewczętach.

Czyli taniec to całe Pani życie?
Zajmuje znaczącą część mojego życia, ale oczywiście jest też rodzina i ukochany mąż. Dzielę swoje życie na częstochowskie i warszawskie, gdzie również intensywnie pracuję. Mąż rozumie, że praca zawodowa jest dla mnie istotna, ale tęskni. Życie z choreografem, tancerzem nie jest łatwe, jest pełne wyborów, bo praca ta pochłania w całości. Jeżeli w pewnym momencie nie powie się stop i nie wybierze rodziny, to całe życie można spędzić tylko na tańcu. Ja powiedziałam stop, postawiłam na małżeństwo, na rodzinę, choć w tym zabieganiu trzeba umieć znaleźć na to czas.

Co przekazuje Pani swoim podopiecznym, oczywiście oprócz nauki tańca?
Dużo rozmawiam z dziećmi. O wszystkim, począwszy od ich zachowania – dobrego i niedobrego o tym, co daje im taniec, zajęcia. Staram się wprowadzać rodzinną atmosferę, aby czuły się bezpiecznie i chętnie uczestniczyły w zajęciach, z własnej potrzeby, z pasji. Dzieci przychodzą na zajęcia bardzo świadomie. Wiedzą, że muszą ciężko pracować, że na sukces pracuje się z wysiłkiem, że nic samo nie przychodzi, a w tańcu lenistwo nie popłaca. Może przełożą to na swoje życie dorosłe. Staram się wdrażać takie cechy jak: uprzejmość, obowiązkowość, wytrwałość, umiejętność planowania i dokonywania wyborów, zwrócenie uwagi na drugą osobę, poczucie zbiorowej odpowiedzialności. Nie kryję, że przy osiemdziesięciorgu dzieciach trudno jest utrzymać cały czas harmonię, ale dbam o to, żeby byli dla siebie mili, by czuli się grupą odpowiedzialną za całość. Każdy jest jednak indywidualistą i nie zawsze jest kolorowo. Bywają chwile cudowne, bywają takie, kiedy jestem za pewne zachowania wściekła, bywają i takie momenty, kiedy dzieci są na mnie złe za jakieś moje decyzje. Ale żyjemy dobrze, pracujemy i myślę, że dzieci wynoszą ze spotkań ze mną wiele dobrych wartości.

Czy ma Pani ideał tancerza?
W zasadzie nie mam osoby, na której się wzoruję. Wiele rzeczy wykonuję intuicyjnie. Taniec idzie tak bardzo do przodu i jest tak wielu bardzo dobrych tancerzy, więc bardziej inspirują mnie style tańca w danym kraju – w Stanach czy w Rosji. Polska, jak obserwuję, dąży w kierunku Stanów Zjednoczonych, gdzie przykłada się wielką wagę do rozwoju talentów i pasji dzieci. Dobrze, że taniec stał się tak bardzo popularny, rozwija przecież wiele cech, wpływa na zdrowie i dobre samopoczucie, dostarcza hormon szczęścia – endorfiny. Staje się drogą życiową, a jest to ładny sposób na życie. Już jako 13-latka wiedziałam, że będę zawodowo zajmować się tańcem, choć moi rodzice bali się takiego wyboru. Jeżeli jednak człowiek się stara i dąży wytrwale do wytyczonego sobie celu, to da mu to satysfakcję. Nie ma sensu zmuszać dziecka do studiów, które go nie interesują, a które są wynikają z ambicji rodziców. Każdy ma swoje życie i dobrze je wypełnić pracą, która wiąże się z pasjami.

W czerwcu obchodzicie 5-lecie istnienia i zapewne coś Pani przygotowuje specjalnego?
Mamy z tej okazji premierę, 18 i 19 czerwca odbędą się pokazy jubileuszowego naszego spektaklu. Będzie to trochę inna, niż do tej pory odsłona artystyczna.

Czy wykształciła już Pani tancerzy, którzy poszli dalej w tym kierunku?
Tak, dziewczęta opuszczające najstarszą grupę wiążą życie z tańcem. Trzy dziewczyny poszły na studia choreograficzne do Poznania, i biorą już udział w profesjonalnych spektaklach tanecznych Polskiego Teatru Tańca. Jedna z dziewcząt podąża wraz ze mną, wprawdzie studiuje logopedię, ale ma też papiery choreografa i współpracuje ze mną, prowadzi zajęcia. Kolejne moje wychowanice, które lada moment opuszczą zespół, też wiążą przyszłość z tańcem. Ja je naprowadzam, ale tancerz czerpie z różnych wzorców, dlatego z radosną obserwuję, jak dziewczęta uczestniczą w różnych warsztatach i są otwarte na nowości w tej dziedzinie sztuki.

Twórcą teatru tańca w Polsce jest Janusz Józefowicz. On dał podwaliny i rozbudził apetyty na taniec.
Zdecydowanie Janusz Józefowicz swoimi szeklami zasłynął w całej Polsce. Propozycje Teatru Buffo są wyjątkowe i warto je zobaczyć. Sądzę jednak, że na rozwój zainteresowania tańcem duży wpływ miała telewizja. Po programie „You can danse” zaczęła się fala. Polska zasypała się szkołami tańca, tancerzami, rozpoczęła się moda na taniec.

Dziękuję za rozmowę.
URSZULA GIżYŃSKA

URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *