Z TARKĄ DO NOWEGO ORLEANU


– Złota Tarka to ukoronowanie działalności zespołu czy też dopiero początek sukcesów?
– Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Zważywszy, że zespół powstał w 1969 roku, to można powiedzieć, że niedawny sukces jest zwieńczeniem jakiegoś etapu naszej działalności. Ale przecież tak naprawdę Five o’clock nie gra aż tak długo. Zespół rozpadł się bowiem w roku 1977, a wznowiliśmy działalność dopiero dwa lata temu, w 1999 r., zresztą, trochę przypadkowo. Mam więc nadzieję, że Złota Tarka jest początkiem przyszłych sukcesów naszego zespołu.
– Proszę przypomnieć początki działalności grupy.
– Zespół utworzyli ówcześni studenci Politechniki Częstochowskiej. Byliśmy pełni zapału, często występowaliśmy, organizowaliśmy ciekawe imprezy, m.in. Częstochowskie Spotkania Jazzowe, w których uczestniczyło wielu znanych muzyków.
– Dlaczego w 1977 roku zespół się rozpadł?
– Samo życie. Byliśmy już absolwentami Politechniki, zakładaliśmy rodziny, trzeba było je utrzymać, zarabiać pieniądze. Ja wyjechałem do Niemiec, osiadłem w Aachen, czyli dawnym Akwizgranie. To blisko 1200 km od Częstochowy. Trochę daleko na prowadzenie normalnej działalności. A poza tym, wtedy nie było tak łatwo podróżować jak teraz.
– Jak doszło do reaktywowania grupy?
– Dwa lata temu, podczas obchodów 50-lecia Politechniki Częstochowskiej Ireneusz Kozera, obecny naczelnik Wydziału Kultury Urzędu Miasta, zaproponował nam występ w czasie jubileuszowych uroczystości. Zebrałem skład, trochę zmieniony od oryginalnego, i daliśmy koncert. Tak bardzo nam się spodobało to granie po latach, że postanowiliśmy spróbować jeszcze raz.
– Odległość nie była już przeszkodą?
– Była i jest. Ale ja każdą wolną chwilę spędzam w Częstochowie. Tutaj się urodziłem, tutaj mieszka moja rodzina. Kocham to miasto. Nie mógłym żyć bez Częstochowy. Jest taka piękna!
– Porozmawiajmy o Złotej Tarce. Kiedy postanowiliście wziąć udział w festiwalu?
– Decyzja dojrzewała od dawna. Kiedy powiedziałem kolegom z zespołu, że jedziemy na festiwal, trochę się, prawdę powiedziawszy, wystraszyli. Może dlatego, że ja nie mówiłem o samym wyjeździe, ale o tym, że jedziemy, by wygrać! Na dwa dni przed festiwalem sugerowali nawet, że może by zrezygnować, że może spróbujemy za rok? Na szczęście zdołałem ich przekonać.
– Jak było na samym festiwalu? Konkurencja była silna?
– Tak. Chociaż nieustannie powtarzałem kolegom, że mamy wygrać, to w pewnym momencie mnie samego ogarnęły wątpliwości. Poszedłem podpatrzeć jak na próbach grają inne zespoły i kiedy usłyszałem, to nieco zwątpiłem. Oczywiście wmówiłem kolegom, że konkurencja gra przeciętnie, bo co miałem powiedzieć…
– Jak przyjęto wyniki festiwalu?
– Trochę z niedowierzaniem. Zaskoczeniem był już nasz koncert, znakomicie zresztą przyjęty. Dziwiono się, że w Częstochowie jest taki dobry zespół. Po ogłoszeniu wyników powiedziałem, że musieliśmy wygrać, bo przed festiwalem byliśmy wszyscy na Jasnej Górze. Wtedy zaczęto żartować, że trzeba unieważnić wyniki, bo wygraliśmy dzięki protekcji Pana Boga.
– Czy ta prestiżowa nagroda zmieniła już coś w działalności grupy? Pojawiły się propozycje koncertów?
– Zostaliśmy zaproszeni na jeden z jazzowych festiwali. Ciekawostką jest to, że organizator tej imprezy w ogóle nas nie słyszał. Wystarczyło mu, że wygraliśmy Złotą Tarkę. Poza tym, nagraliśmy płytę i powoli promujemy zespół.
– Plany na przyszłość?
– Na grudzień planujemy duży koncert w naszej filharmonii poświęcony twórczości Louisa Armstronga. Poza tym, mam też wiele planów związanych i z zespołem, i z Częstochową.
– Może pan uchylić rąbka tajemnicy?
– Przede wszystkim chcę zabrać zespół do Nowego Orleanu. Tam jest przecież kolebka naszej muzyki. Five o’clock musi zagrać w Nowym Orleanie!
– Wspomniał pan także o planach związanych z Częstochową…
– Tak. To moje największe marzenie. Nazwy niektórych ulic w naszym mieście – jakaś Prosta, Skośna, Krzywa, Spadzista – są po prostu nijakie. Dlaczego nie nazwać jednej z ulic imieniem właśnie Louisa Armstronga? Zaprosimy do Częstochowy burmistrza Nowego Orleanu, zorganizujemy wielki koncert jazzu tradycyjnego, słowem – coś, czego jeszcze w naszym mieście nie było. Musimy to zrobić!
– Dziękuję za rozmowę.

ANDRZEJ KAWKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *