Czteroletni IMPAST


Rozmawiamy z Aleksandrą Kowalską, liderką i założycielką zespołu wokalno-instrumentalnego Impast.

Twoje „dziecko” ukończyło cztery lata. To dopiero rozbieg?
– Wiele rzeczy wydarzyło się w ciągu tych czterech lat. Chwilami wydaje mi się, że to dopiero początek, bo ciągle doświadczamy zmian, choćby wśród muzyków. Z drugiej strony wiele udało się osiągnąć, a mimo to jestem ciągle otwarta na to, co nam los przyniesie. Odeszły od nas Joanna Ordon – flecistka, która obecnie śpiewa w zespole NNAB i nasza iskierka – skrzypaczka Michalina Putek. Michalina uczestniczy w wielu projektach muzycznych, ale oczywiście mamy okazję od czasu do czasu zagrać wspólnie, co miało miejsce 16 października br. podczas II Koncertu Charytatywnego dla Dzieci w Muzeum Monet i Medali im. Jana Pawła II w Częstochowie. Do zespołu doszła natomiast moja córka Magdalena. Wcześniej robiła nam tylko zdjęcia, teraz również śpiewa. Odszedł z kolei Artur Broncel, pianista i pierwszy aranżer muzyczny, gdyż jego pasja – kręcenie filmów – stała się silniejsza od muzyki, a niełatwo jest znaleźć czas na kilka pasji. Artur odszedł, ale mamy już nowego pianistę, a może pianistkę, już niedługo przedstawimy szczegóły.

Jak to w życiu, tak i w zespole ścieżki się przeplatają i rozchodzą.
– Trzon Zespołu, czyli Artur Broncel, Roman Kowalski, Arkadiusz Możdżeń i ja – trwał od początku do teraz. Obecnie mamy nowych muzyków: Bartosza Sadleja (gitara elektryczna i akustyczna oraz aranżacja utworów) i Marcina Mygę (gitara basowa), którzy swoimi instrumentami wprowadzili nowe brzemiennie. Myślę, że to ewoluowanie jest dobre, bo Zespół cały czas żyje. Nie zamykamy się na naszą pierwszą formę przekazu.

Początki były mocno uduchowione…
– Realizowaliśmy dwa duże projekty – pierwszy związany z Rokiem Bożego Miłosierdzia, zagraliśmy dziesięć koncertów „Zanurzam dłonie w Miłosierdzie”, drugi – to tryptyk „Wiara, nadzieja, miłość”. Podczas Światowego Dnia Młodzieży w Polsce graliśmy koncert dla Papieża „Zaśpiewać Papieżowi” w Krakowie, a także w Żarkach-Letnisku dla młodzieży z Chin. Wykonaliśmy również kilka utworów podczas promocji książki ks. Jarosława Grabowskiego „O Bogu po ludzku”, a ukoronowaniem naszej drogi muzycznej i treści z niej wypływającej jest list z błogosławieństwem Papieża Franciszka.

Potem rozszerzyliście formułę przekazu artystycznego na bardziej uniwersalną.
– To pojawiało się już na początku drugiego roku naszego istnienia. Na próbie zagrałam kilka nowych utworów, które się spodobały. Ten bardziej uniwersalny przekaz zaczął nam być potrzebny, aby móc koncertować w domach kultury, klubach muzycznych czy na przykład podczas Częstochowskiej Nocy Kulturalnej czy podczas XII Gali Wolontariatu w Filharmonii Częstochowskiej

Wasze utwory nadal były jednak pełne zadumy i uwielbienia.
– Tak, ale z nową nutą mogliśmy wchodzić do nowych środowisk. Bardzo chciałabym, aby i w tym kierunku nasza działalność się rozwijała.

I wychodzicie poza Częstochowę. Występujecie w Krakowie i gdzie jeszcze?
– W Krakowie graliśmy wiele razy, a w tym roku uczestniczyliśmy także w Dniach Kultury Chrześcijańskiej w Radomsku. Ponadto gościliśmy w Poraju, Żarkach-Letnisku, Janowie, Lelowie, Praszce. Do tej pory zagraliśmy ponad 50 koncertów.

Czy w ciągu tych czterech lat pojawiły się jakieś wyróżnienia czy nagrody?
– Nie braliśmy do tej pory udziału w konkursach, przyświecał mi inny cel. Zastanawiam się jednak, czy nie spróbować konfrontacji ze swoimi tekstami i muzyką, bo jest sporo różnych przeglądów poetyckich. Wszystko przed nami.

Jesteś spiritus movens Impastu, a jak pamiętam pomysł zrodził się w dość nieoczekiwanych okolicznościach doświadczenia Miłosierdzia Bożego… Czy obecnie następuje przewartościowanie idei Zespołu?
– Moje pierwsze publiczne wystąpienie z gitarą i śpiewanie miało miejsce podczas rekolekcji Maryjnych w Małem Cichem, podczas adoracji Najświętszego Sakramentu, a potem we własnej wspólnocie Miriam, Odnowy w Duchu Świętym. Z kolei moment mojego powrotu z pracami plastycznymi na sale wystawowe i wraz z przyjaciółmi muzykowanie dało początek istnieniu zespołu. Najważniejsza dla mnie jest pamięć o swoich korzeniach. To, że w ostatnim czasie mamy mniej koncertów w kościołach wynika bardziej z technicznego problemu nagłośnienia. Dla mnie zawsze ważny jest Bóg. Każdą próbę Zespołu i występ rozpoczynamy modlitwą. Nasze rocznice powstania czcimy Mszą Świętą. Pewna ewolucja treści tekstów może też zależna jest od nastroju, chwili. Są dni, kiedy powstają piosenki bardziej uniwersalne, rozrywkowe, są dni, gdzie snują się piosenki kontemplacyjne, uwielbieniowe. Myślę, że istotnie słowo w naszych tekstach nie jest już tak jednoznaczne i czytelne, w odniesieniu do Boga Stwórcy. Są pisane tak, aby każdy w nich znalazł coś dla siebie, ale – podkreślam – jednak w duchu poczucia opieki Bożej nad każdym z nas.

I pojawiają się utwory dynamiczne, energetyczne… Bóg też lubi radość.
– Tak, zespół poszukuje nowych rozwiązań, jest potrzeba nowej energii. Radość jest bardzo potrzebna. Staramy się, by nasza muzyka była refleksyjna czasem wręcz kontemplacyjna, ale nie zapominamy o utworach żywiołowych.

Który z waszych utworów jest wam najbliższy, który najbardziej podoba się publiczności?
– Na pewno bardzo podoba się utwór „Na nieboskłonie”, i taki tytuł będzie nosiła nasza płyta. Będzie to nasza pierwsza, pełnometrażowa płyta, gdyż mamy już za sobą max singiel. Wiele refleksji wzbudza piosenka „Zamiast”. Dla mnie osobiście, pod względem warstwy tekstowej, bardzo ważny jest utwór, który powstał jako pierwszy – „Pacierz na dobranoc”, który znajdzie się na płycie jako symbol zaczątku tego, co się z nami zadziało. Dla Romka Kowalskiego, myślę, że takim ważnym utworem są „Konwalie”, który dedykowany jest jego zmarłej siostrze, Aleksandrze Kowalskiej.
Najbliższe plany…
– Oczywiście dokończenie płyty, która jest już w 70 procentach nagrana w studio. Nie mamy wsparcia sponsoringowego, na ten moment płytę realizujemy z własnych środków, uzbieranych z koncertów. Jednak mamy nadzieję, że znajdą się osoby, które zechcą wesprzeć nasze przedsięwzięcie, i o to proszę Pana Boga.

Nazwa zespołu ma swoje znaczenie. Przypomnijmy, co kryje się pod Impastem.
– Impast to określenie malarskie i oznacza technikę malowania poprzez grube kładzenie farby na płótnie. Rozwinięcia nazwy dokonał Romek Kowalski, i tak: I – to inwencja, M – miłość, P – prawda, A – artyzm, S – serce i T – twórczość.

I właśnie liderka, czyli Aleksandra Kowalska, skupia w sobie wszystkie akcenty zawarte w nazwie, bo i śpiewasz, i komponujesz, i piszesz teksty, i malujesz… Może jeszcze taniec…?
– Nie, taniec, to odległe i epizodyczne czasy. Moimi pasjami są: malarstwo, muzyka i poezja. Ostatnio wróciłam do grafiki, niedawno na wystawie w Galerii ZPAP w Częstochowie prezentowałam prace wykonane techniką linorytu.

W Twoim malarstwie jest mnóstwo barw i odcieni…
– Najchętniej maluję pejzaże i martwą naturę. Kształt buduję kolorem, fakturą i światłem. Niektóre obrazy są bardziej czytelne, inne mniej. Kolor w ostatnich latach stał się moją fascynacją, podobnie jak technika impastu.

Na co dzień pracujesz w Muzeum im. Zygmunta Krasińskiego w Złotym Potoku
– I trwa to już dziesięć lat. Myślę, że właśnie podróże po przepięknej Jurze do pracy sprawiły mój zachwyt pejzażem i kolorem.

O czym marzysz, marzycie jako zespół?
– Zespól marzy o tym, aby nasza płyta ujrzała jak najszybciej światło dzienne, i żebyśmy byli usatysfakcjonowani z niej pod względem muzycznym. A druga rzecz to pragnienie, aby ta nasza wspólna pasja ciągle trwała i dawała nam możliwości rozwijania się oraz pozyskiwania funduszy na ciągły rozwój. Dla mnie najważniejsze jest to, abym cały czas miała świadomość, że podążam drogą, na którą powołał mnie Pan Bóg. Najcenniejsze jest to, kiedy po koncercie podchodzą do mnie, do nas ludzie i mówią, że jakieś słowo wyjątkowo do nich przemówiło, że udało się im odebrać dużo radości, pozytywnej energii, poczuć Pana Boga i jego ukojenie. Ja wiem, że o wszystko troszczy się Pan Bóg, w tym i o sprawy materialne, czego wiele razy doświadczyłam osobiście, stąd nie chciałabym zagubić wiary i ufności w dobro Boga.

Czy czerpiecie z wzorców muzycznych?
– Ja nie mam ulubionych muzyków, których bym namiętnie słuchała i z ich twórczości korzystała. Słucham różnorodnej muzyki. Tworzę wtedy, gdy coś ważnego wydarzy się w moim życiu. Czasem jest to drobiazg, czasem z wdzięczności Bogu za to, co mi dał. Niekiedy mam uczucie noszenia muzyki w sobie, wówczas proszę Ducha Świętego, by pozwolił mi ją usłyszeć i wydobyć z siebie, i często tak się staje.

Kiedy zrodziła się dziewczyna z gitarą?
– Świadomie, co było początkiem tego co jest, to w 2012 roku. Natomiast pod koniec Szkoły Podstawowej gitara towarzyszyła mi już, choć epizodycznie; miałam przecież iść do Szkoły Muzycznej, wybrałam jednak liceum plastyczne. Potem ważniejsze było życie osobiste, wychowywanie córki, praca. Wówczas gitara przeleżała około dwudziestu lat w szafie, aż po wielu latach spotkałam przyjaciół z Odnowy w Duchu Świętym. Wtedy Bóg zaczął przemieniać mnie, leczyć zranienia, uczyć kochać, wybaczać na nowo. Wtedy też objawił mi moje powołanie, w którym poprzez sztukę chcę głosić Jego Miłosierdzie. Nastąpiło wylanie darów Ducha Świętego.

Doświadczyłaś jakby drugich narodzin?
– Dokładnie, to były dla mnie drugie narodziny. Objawienie mi przez Pana Boga, że to, co teraz jest, On przy mnie złożył już przy moich narodzinach.

A jaki Ci Bóg przesłał sygnał?
– Gdy po wielu latach znowu zaczęłam uczęszczać na spotkania wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym, Jezus zaczął uczyć mnie wybaczać, leczył stare zranienia i obdarzał wieloma darami. Uczył kochać siebie i innych, i dziękować za każdą najmniejszą rzecz. Poznawałam wspaniałych ludzi, bezinteresownych, którzy gotowi byli na pomoc. Sygnał to raczej kilkuletni proces wzrastania w miłości Bożej, która pozwala nam zobaczyć to, co niewidzialne i zrozumieć to, co niepojęte.

Dziękuję za rozmowę
URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *