Częstochowscy parlamentarzyści oceniają dwa lata prezydentury Krzysztofa Matyjaszczyka


Półmetek prezydentury Krzysztofa Matyjaszczyka to dobry moment, żeby wystawić ocenę cząstkową, bo oceną końcową będzie wynik wyborczy w 2014 roku.

Izabela Leszczyna, poseł na Sejm RP, PO
Półmetek prezydentury Krzysztofa Matyjaszczyka to dobry moment, żeby wystawić ocenę cząstkową, bo oceną końcową będzie wynik wyborczy w 2014 roku.
Zacznę od tego, co w tym czasie się udało, bo to lista znacznie krótsza od listy porażek i niedotrzymanych obietnic.
Sukcesem, niestety nie K. Matyjaszczyka, lecz jego poprzedników, są zakończone lub prawie zakończone inwestycje: filharmonia, hala sportowa, nowa linia tramwajowa, Aleja NMP. Tu warto wspomnieć o wsparciu, jakie dla pozyskania ogromnych zewnętrznych środków finansowych mieli parlamentarzyści.
Pytanie, czy dało się popsuć realizację inwestycji podanych na tacy? Raczej nie!
Prezydent lubi chwalić się także internetowymi konsultacjami społecznymi, które wprowadził Piotr Kurpios, będąc komisarzem miasta.
I na tym kończy się lista sukcesów, bo trudno za sukces uznać fakt uszczuplenia kasy miasta o 150 tys. zł. na in vitro, które w sposób korzystniejszy dla przyszłych rodziców będzie finansowane z kasy państwa już w 2013 roku.
Lista zaniechań i nieudolności jest niestety tak długa, że aby zmieścić się w rygorach narzuconych przez wydawcę, wymienię tylko niektóre z nich.
Każdego roku miało powstać 1000 miejsc pracy. Niestety tendencja jest odwrotna, miejsc pracy ubywa, ubywa też młodych częstochowian, a jedyne, co rośnie to bezrobocie. Częstochowa miała być miastem akademicko-przemysłowym. Tymczasem o nowych inwestycjach przemysłowych w ogóle nie ma mowy, a na uczelniach mamy coraz mniej studentów.
Przedsiębiorcy i przedstawiciele biznesu zgodnym chórem twierdzą, że Częstochowa wciąż jest miastem nieprzyjaznym biznesowi, a urzędnicy pozostają aroganccy i niekompetentni czyli dokładnie tacy sami, jak za czasów odwołanego prezydenta T. Wrony.
Kolejna porażka to zarządzanie oświatą. Prezydent przekroczył uprawnienia organu prowadzącego szkoły i naruszył zasady konstytucyjne, zabierając dyrektorom szkół przysługujące im kompetencje. Powyższe zdanie, to nie opinia, ale cytat z wyroku Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego z 5 listopada 2012 r.
Mówiąc wprost, dyrektorzy częstochowskich szkół jeszcze nigdy nie byli tak ubezwłasnowolnieni, a nauczyciele i rodzice uczniów tak lekceważeni, jak podczas kadencji prezydenta Matyjaszczyka, któremu pomyliły się chyba epoki i przekazuje szkołom wytyczne, jak pierwszy sekretarz PZPR w czasach PRL-u. Okazuje się, że młody wiek prezydenta nie ma tu nic do rzeczy, znaczenie ma raczej formacja, z jakiej się wywodzi i jej sentyment do gospodarki nakazowo-rozdzielczej.
Następna niekompetencja to zarządzanie ruchem drogowym w mieście. Strach się bać, jak częstochowianie przeżyją budowę skrzyżowania wielopoziomowego przy DK1 (ten projekt to także zasługa parlamentarzystów), bo naprawa każdej drogi paraliżuje miasto i nie chodzi o to, aby narzekać na remonty, ale o brak elementarnych umiejętności kierownictwa MZD.
Prezydent naprawdę ma spore zdolności niszczenia tego, co w Częstochowie było wielkie, jak Festiwal Gaude Mater, czy choćby tylko fajne, jak Reagge Day.
O liderze świadczą też jego najbliżsi współpracownicy. Ale i tu nie ma nic dobrego do powiedzenia. O jednym z nich, zgodnie z zasadą, że w towarzystwie pewnych nazwisk się nie wymienia, nie warto wspominać, a pozostali nie znają nawet ulic naszej kochanej, niemającej szczęścia do włodarzy Częstochowy.

Marek Balt, poseł na Sejm RP, SLD
– Prezydenturę Krzysztofa Matyjaszczyka oceniam bardzo dobrze. Zastał miasto w stanie dużego rozregulowania pod względem zadłużenia i inwestycji. Wiele inwestycji było rozpoczętych i oddanych w złym stanie, z dużym opóźnieniem, że przypomnę modernizację III Alei Najświętszej Maryi Panny przez prezydenta Tadeusza Wronę. Krzysztofowi Matyjaszczykowi przyszło rządzić w trudnym czasie, bo dzisiaj nikt już nie ukrywa, że jest kryzys, a mimo to radzi sobie. Realizowane inwestycje mają dobre tempo, oddawane są nawet przed terminem – pl. Biegańskiego, II Aleja NMP, linia tramwajowa. Również finanse są ustabilizowane. Nie brane są nowe kredyty, a jedynie spłacane zaciągnięte przez poprzedników T. Wronę i Piotra Kurpiosa.
Trzeba też podkreślić otwarcie prezydenta na inwestorów. Wprowadzone zostały ulgi dla przedsiębiorców. Pracuje się też intensywnie nad stworzeniem strefy przemysłowej w naszym m iście. Częstochowa zajmuje wysokie pozycje w niezależnych, branżowych rankingach. To dobrze wróży na przyszłość, choć dzisiaj trudno pozyskać inwestorów. W skali kraju słyszy się zaledwie o pojedynczych inwestycjach.
K. Matyjaszczyk dobrze gospodaruje finansami miasta. Borykać musi jednak z trudną sytuacją w szkolnictwie, którą sprekurował rząd Donalda Tuska. Narzucił podwyżki dla nauczycieli, ale w ślad za tym nie poszły wyższe subwencje. A z inwestycji potrzebnych Częstochowie, które ułatwiłyby życie mieszkańcom, to jest budowa wiaduktu nad torami w rejonie ronda przy ul. 1 maja. To będzie zadanie dla prezydenta Matyjaszczyka.

Poseł Szymon Giżyński, Prawo i Sprawiedliwość
– Dla oceny rządów prezydenta Częstochowy Krzysztofa Matyjaszczyka potrzebny jest powrót do punktu wyjścia, czyli najważniejszego, a przynajmniej najbardziej spektakularnego, wydarzenia politycznego w Częstochowie ostatnich 23 lat: referendum z jesieni 2009 roku, w sprawie odwołania z funkcji prezydenta miasta – Tadeusza Wrony.
I tu narzuca się od razu pewne istotne spostrzeżenie i zarazem konstatacja: jesteśmy w Częstochowie w politycznej sytuacji postreferendalnej, bo w nastrojach społecznych – w odniesieniu do referendalnego meritum – niewiele się zmieniło. Ale trzeba też powiedzieć, że my Częstochowianie, żyjemy w dalszym ciągu, w politycznej rzeczywistości przedreferendalnej, że tu też – niewiele się zmieniło.
Najważniejsze, kierownicze stanowiska w magistracie, dotyczące gospodarki, geodezji, architektury, inwestycji, budżetu, zamówień publicznych, mienia komunalnego, rozwoju – czyli te, przesądzające o cywilizacyjnej kondycji Częstochowy i jej perspektywach piastują dzisiaj – te same – co za czasów przedreferendalnych – osoby: sekretarz miasta Anna Pawłowska, skarbnik miasta Ewa Wójcik; naczelnicy wydziałów: Bożena Herbuś, Elżbieta Kosin, Jolanta Zaborowska, Jacek Kudła, Jarosław Ferenc. Za czasów przedreferendalnych solą i znakiem firmowym ówczesnej częstochowskiej administracji samorządowej były dwie postaci: Elżbieta Grzelak i Paweł Kubik. Dzisiaj: Elżbieta Grzelak, jako kierownik miejskiej pracowni urbanistyczno-planistycznej nadal rządzi częstochowską przestrzenią budowlano-inwestorską, a geodeta Kubik zachował – w swych specjalnościach – status szarej eminencji.
Naczelnik Wydziału Rozwoju Miasta Częstochowy, Jarosław Ferenc jest jednocześnie ojcem innego miasta – Radomska. W tej drugiej roli spisuje się tak efektywnie, że mieszkańcy Radomska wybrali go – w 2010 roku – swoim radnym. Zapewne bardzo wdzięczni losowi za to, iż kilku ważnych częstochowskich przedsiębiorców przeniosło swoje inwestycje z Częstochowy do Radomska. Jarosław Ferenc – na dzisiaj: Naczelnik Wydziału Rozwoju Miasta Częstochowy i jednocześnie Przewodniczący Komisji Rozwoju Miasta i Planowania Przestrzennego Rady Miasta Radomska – zasłynął już wcześniej, jako autor tak zwanego planu rozwoju Częstochowy, który zakładał jej wyludnienie w ciągu 20 lat, do poziomu 170 tys. mieszkańców, przy jednoczesnej, oczywistej redukcji i atrofii większości cywilizacyjnych atrybutów naszego miasta. Ów plan przyjęty w 2009 roku, na kilka tygodni przed referendum; po 2010 roku, za rządów Krzysztofa Matyjaszczyka i SLD nie został zmieniony ani o jotę.
Z zasobów przedreferendalnych prezydent Matyjaszczyk pozyskał zatem, nie tylko gotowy zastęp urzędników i przygotowany program, ale także tego samego, etatowego, ukształtowanego partnera i sojusznika władzy – Platformę Obywatelską. PO jest dla prezydenta Matyjaszczyka sprzymierzeńcem cennym i perspektywicznym. Prezydent Matyjaszczyk już nie musi prosić częstochowskich radnych PO o poparcie swego sztandarowego programu in vitro: wyręczył go sam premier Tusk, dając lokalnej strukturze Platformy rozkaz wsparcia i przeforsowania zabiegów in vitro z podatków mieszkańców Częstochowy.
Prezydent Matyjaszczyk cały czas pozostaje w konflikcie dwu ról: gospodarza-prezydenta miasta i lidera częstochowskiej SLD. Jak do tej pory, ta pierwsza rola – gospodarza, wyraźnie przegrywa z tą drugą – politycznego lidera.
Sam Matyjaszczyk doskonale pamięta niedawne czasy, gdy – jako poseł – miał bardzo wysoką pozycję w Warszawie, u boku ówczesnego szefa SLD, Grzegorza Napieralskiego. Dzisiaj, musi Matyjaszczyk płacić wysoką cenę, by nie zapomniano o nim w centrali partii, w stolicy i żeby nie przegrać rywalizacji o lokalne przywództwo z niekonwencjonalnym i przebojowym, partyjnym kolegą – posłem Markiem Baltem, który już jest szefem SLD w całym województwie śląskim; dzięki, między innymi, instalacji na stanowiskach zastępców Matyjaszczyka, dwóch mieszkańców Dąbrowy Górniczej i Bielska Białej, którzy swą wiceprezydencką posługę rozpoczynali w Częstochowie od wstępnego rozpoznawania mapy dzielnic i najważniejszych częstochowskich ulic. W ślad za importem, także pozostałego zaciągu kadr (rady nadzorcze, zarządy miejskich spółek) – z kierunków Katowic i Warszawy, spodziewać się ponoć należy gospodarczo-menadżerskiej współpracy, przede wszystkim, z obszarem śląskiego, nomenklaturowego biznesu. W wir zobowiązań chce również wciągnąć prezydenta Matyjaszczyka jego partyjna góra. Po sejmie chodzą słuchy, że przewodniczący Miller chciałby uczynić Matyjaszczyka twarzą ogólnokrajowej, SLD-owskiej kampanii in vitro, do czego zresztą częstochowski prezydent podobno niespecjalnie się pali.
Tak, czy owak: koszty tego wszystkiego – finansowe, cywilizacyjne, wizerunkowe, moralne – spadają na Częstochowę i Częstochowian. Niestety.

REDA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *