Po dwóch latach przerwy żużlowi sympatycy w Częstochowie mogli emocjonować się rozgrywkami ligowymi w fazie play-off. Niestety nie za sprawą drużyny Włókniarza, a żużlowców Betard Sparty Wrocław. Podopieczni w czwartek, 10 września, podejmowali na „SGP Arenie” żużlowców Unii Tarnów w pierwszym meczu półfinałowym PGE Ekstraligi.
Pierwotnie spotkanie miało się odbyć 6 września. Wówczas jednak na około godzinę przed startem do pierwszego biegu intensywnie zaczął padać deszcz. Zawody zdecydowano przerwać po szóstym wyścigu, w którym na tor upadli najpierw Kenneth Bjerre, a później Damian Dróżdż. Bezpośrednio po zakończeniu gonitwy miała jeszcze miejsce kosmetyka toru. Jednakże prace te na niewiele się zdały.
W przełożonym pojedynku absolutną górą byli żużlowcy ze stolicy Dolnego Śląska, pokonując tarnowskie „Jaskółki” 54:36. Jednym z autorów zwycięstwa był wychowanek Włókniarza Częstochowa, Maksym Drabik, syn dwukrotnego Indywidualnego Mistrza Polski, Sławomira Drabika. Popularny „Torres” dla „Spartan” wywalczył 11 punktów i jednego bonusa.
17-letni zawodnik wrocławskiej ekipy przyznawał po meczu, że wrocławianie zakładali walkę o jak najlepszy wynik – „Już przed spotkaniem zakładaliśmy, że pojedziemy na 100 % naszych możliwości. Trenowaliśmy tutaj, więc byliśmy odpowiednio dopasowani do tego toru. Wiadomo, że w domu zawsze łatwiej się jeździ” – twierdzi Drabik.
Częstochowskich kibiców cały czas z pewnością nurtuje pytanie odnośnie startów ich drużyny w rozgrywkach ligowych. Co na ten temat sądzi jeździec, który pierwsze kroki stawiał właśnie pod Jasną Górą? – „To jest temat na przyszłość, aczkolwiek bardzo chciałbym, aby Włókniarz w końcu wystartował w lidze. Tym bardziej, że szkoda tutejszych kibiców, którzy są po prostu „mega”. Dziękuję im za to, że dzisiaj na ten mecz tak licznie przyszli. Szacunek należy się też fanom z Wrocławia, którzy również przyjechali nas wspierać. Doping kibiców z jednego i drugiego miasta był naprawdę na wysokim poziomie” – przyznaje zwycięzca tegorocznej edycji turnieju o Brązowy Kask.
Z pewnością wielu częstochowskich fanatyków widziałoby Maksyma Drabika jako przyszłego lidera „Lwów”. Póki co zawodnik skupia się jednak na startach w ekipie Sparty, choć nie wyklucza powrotu do swego macierzystego klubu – „Teraz jestem we Wrocławiu, panuje tu fajna atmosfera. Na razie nigdzie się nie wybieram. Zobaczymy w przyszłości. Na pewno nie mówię „Nie” Częstochowie”.
W związku z coraz lepszymi występami Drabika w meczach Ekstraligi, a także rozgrywkach indywidualnych wielu ekspertów wróży mu wspaniałą przyszłość. Mówi się m.in. o tym, że będzie go stać na zdobycie tytułu Indywidualnego Mistrza Świata Juniorów. Maksym nie zamierza jednak popadać w euforię – „Nie przesadzajmy. To, że wywalczyłem dzisiaj dwucyfrowy wynik, jest po prostu fartem. Jakoś mi się udało, choć nawet nie wiem jak. Trzeba jechać na pełnym luzie, bawić się speedway’em i nie zakładać od razu, co będzie za parę lat” – kończy z uśmiechem na ustach utalentowany żużlowiec.
W niedzielę, 13 września, w Mościcach miało miejsce rewanżowe spotkanie ekip z Wrocławia i Tarnowa. Pojedynek zakończył się zwycięstwem Unii 50:40, ale strata z pierwszego meczu nie została w pełni odrobiona. Oznacza to, że w Wielkim Finale PGE Ekstraligi zobaczymy zespół Betard Sparty Wrocław. Pierwsza potyczka o złoty medal Drużynowych Mistrzostw Polski rozegrana zostanie już 20 września na stadionie przy ul. Olsztyńskiej. Rywalem wrocławian będzie drużyna Unii Leszno, która wyszła zwycięsko z rywalizacji półfinałowej z KS-em Toruń. Na pewno wszyscy będą liczyć na wielkie emocje i sporą frekwencję. Wszak zmagania ligowe w Częstochowie od dawna cieszą się ogromną popularnością.
NORG