Rozmawiamy z naczelnikiem Wydziału Kultury, Promocji i Sportu Aleksandrem Wiernym
Z jakich przedsięwzięć kulturalnych minionego roku jest Pan najbardziej dumny? Czy wszystko, co Pan zamierzał udało się zrealizować?
– To oczywiste, że nigdy nie uda się wszystkiego przeprowadzić według założonego z góry planu. Ale jest kilka projektów, z których jesteśmy szczególnie zadowoleni. W Częstochowie po raz pierwszy pojawił się Festiwal Ars Cameralis, współpracę zainicjowaliśmy prestiżowym koncertem Michaela Nymana. I co ważne dyrektor Festiwalu obiecał kontynuację wspólnych działań. Z kolei współpraca z urzędem wojewódzkim zaowocowała pierwszymi obchodami w Częstochowie Dni Województwa Śląskiego. Z obszaru miejskich instytucji, najważniejszym wydarzeniem było otwarcie, po gruntownej przebudowie, Filharmonii Częstochowskiej. Mamy w tej chwili jeden z najpiękniejszych obiektów w Polsce. Filharmonię otworzyć się udało z przytupem, czyli Festiwalem im. Bronisława Hubermana z super gwiazdami wiolinistyki światowej, jak Vadim Repin i Midori.
Jeśli chodzi o kulturę nieco lżejszą, to nie można zauważyć imprez, które działy się na placu Biegańskiego. Tu zakładaliśmy, by poprzez masowość i próbę łączenia różnych gustów przyciągnąć jak najwięcej ludzi do centrum miasta. Po remoncie to część miasta musi odżyć.
Nowy rok się zaczął. Czy będzie powieleniem kulturalnym poprzedniego czy też szykujecie Państwo jakieś nowości?
– Rada Miasta zgodziła się na nasz projekt „Aleje tu się dzieje”, będącego kontynuacją kulturalnej rewitalizacji Alei Najświętszej Maryi Panny i pl. Biegańskiego. Planujemy w tej przestrzeni publicznej stworzenie jakby miejskiej, otwartej galerii częstochowskich artystów. Miejsca niepowtarzalnego nigdzie indziej w Polsce. Chcemy, by Aleja NMP łączyła dwie funkcje: sakry dla pielgrzymów, którą pełni i miejsca pełnym sztuki częstochowskiej, by była to największa galeria uliczna w Polsce. Poza tym szereg rzeczy, które zapoczątkowaliśmy w tym roku będą kontynuowane. I Ars Cameralis i Dni Województwa Śląskiego.
Nic nie wspomina pan o Festiwalu „Gaude Mater”. Ma on odbyć się przecież nie tylko w Częstochowie, również w Katowicach, Krakowie, Radomsku i w Gdańsku.
– Stowarzyszenie Przyjaciół „Gaude Mater” jest obecnie właścicielem znaku towarowego festiwalu, czyli ono ma prawo do nazwy festiwalu i jego logotypu. Jednak porozumieliśmy się ze Stowarzyszeniem, które będzie organizatorem festiwalu. Umówiliśmy się na współpracę w co najmniej dwóch przedsięwzięciach, to znaczy w prawykonaniu kompozytorskim na Jasnej Górze i koncercie w Filharmonii.
Czyli Częstochowa będzie teraz „lekkim” organizatorem festiwalu?
– Nie sądzę, że lekkim. Już mówimy o co najmniej 100 tysięcy złotych dofinansowania. Stowarzyszenie złożyło też w wniosek do puli organizacji pozarządowych i ma szanse dostać wsparcie z tej puli. Nie ukrywam, że intencja nasza jest taka, żeby miasto było właścicielem nazwy Festiwalu. Przez ponad dwadzieścia lat wsparcie materialne Festiwalu z budżetu Częstochowy wyniosło około dwudziestu milionów złotych, a zatem miasto ma moralne prawo do jego organizowania i jego własności. Zwróciliśmy się do Urzędu Patentowego z tak zwaną opozycją, by przejąć Festiwal. Gdyby to nastąpiło, nie oznaczałoby zaniechania współpracy ze Stowarzyszeniem.
Jest szansa na przejęcie Festiwalu przez miasto?
– Trudno w tej chwili to stwierdzić. Ten proces jeszcze się nie rozpoczął, mimo iż zwróciliśmy się do Urzędu Patentowego kilka miesięcy temu. Myślę, że argumenty mamy poważane. Festiwal na pewno nie zniknie z oferty kulturalnej miasta.
Czy z jakiś inicjatyw zrezygnujecie?
– Chwalić się nie lubię, ale chyba muszę. Dam przykład. Kraków, który jest wizytówką kulturalną Polski, ściął budżet na kulturę o 12 milionów złotych, pierwotnie miało to być 80 milionów złotych. Województwo śląskie jako całość też obcina wydatki na kulturę, a w Częstochowie udało się je nawet nieco zwiększyć.
Jakie to pieniądze?
–Budżet całego wydziału to około 35 milionów złotych, włącznie z dotacjami. Musieliśmy jednak nieco rozłożyć akcenty. Większą kwotę przeznaczamy na filharmonię, gdyż jej modernizacja była realizowana z funduszy unijnych i teraz wykazać musi określone wskaźniki zatrudnienia. Więc z częstochowską kulturą nie jest źle. Praktycznie z żadnych przedsięwzięć nie zrezygnujemy.
Jednak wiele osób twierdzi, że w Częstochowie w kulturze jest zbyt mało ciekawych wydarzeń kulturalnych. Jedynie dobywają się „spędy” na placu Biegańskiego. Jak Pan odniesie się do takich zarzutów?
– Te spędy, jak pani powiedziała, są ważnym elementem przyzwyczajania ludzi do uczestnictwa w kulturze. I będę się przy tym upierał. Miasto musi uwzględniać gusta wszystkich mieszkańców. Badania wskazują, że uczestnictwo w popularnej kulturze procentuje później udziałem w kulturze wyższej. Krytykowanie imprez na placu nie ma zatem sensu. A poza tym mamy przecież fajne instytucje kultury: filharmonię, teatr, który jest na przyzwoitym poziomie, centrum kultury młodych. Jestem przekonany, że nasza oferta kulturalna jest dość szeroka.
Czy miasto planuje jakieś działania z promocją zmarłego niedawno piosenkarza Janusza Gniatkowskiego, który choć mieszkał w Poraju, był związany z Częstochową?
– W tym roku sfinalizuje się wydanie płyty z piosenkami Janusza Gniatkowskiego. Jest to projekt Stowarzyszenia Przyjaciół „Gaude Mater”. Wstępnie już rozmawiałem, by w tym roku na wzór ubiegłorocznego koncertu poświęconemu jubileuszowi Muńka Staszczyka przygotować imprezę-benifis dla Gniatkowskiego. Ten projekt najprawdopodobniej przesunie się na przyszły rok. Do tego musimy się dobrze przygotować, pościągać gwiazdy i zdobyć fundusze zewnętrzne.
Dziękuję za rozmowę.
URSZULA GIŻYŃSKA