Rozmowa o tradycjach Świąt Bożego Narodzenia, Wigilii, spotkaniach przy rodzinnym stole – przeprowadzona przez dyrektor Radia Fiat Aleksandrę Mieczyńską. Audycję wyemitowano na antenie Radia Fiat w Wigilię, 24 grudnia 2017 roku
Aleksandra Mieczyńska. – Z Urszulą znamy się od wielu lat z podwórka dziennikarskiego, a poseł Szymon Giżyński gości w Radiu Fiat dość często, gdyż regularnie rozmawiamy o sprawach politycznych. Ale dzisiaj rozmawiamy o rodzinie, o świętach. Jak te święta u was wyglądają? Mąż polityk, często nieobecny w domu, ale święta są chyba takim momentem, kiedy zawsze udawało się być razem czy jednak bywało, że męża nie było?
Urszula Giżyńska – Mąż przywiązuje wielką wagę do bycia w święta razem z rodziną i przygotowuje się do tego specjalnie. Nie tylko uczestniczy w wieczerzy wigilijnej i podczas świętowania narodzenia Pana Jezusa, ale również bierze udział w przygotowaniach do Świąt. Ma swoje zadania, które wykonuje z wielkim zaangażowaniem i przejęciem.
A. M. – Pan Poseł się uśmiecha…
Szymon Giżyński – …z lubością, bo akceptuję tę pochwałę ze strony małżonki.
A. M. – Proszę zatem zdradzić, jakie to są te coroczne obowiązki?
Sz. G. – To się wiąże z zakupami. Dużo się przemieszczam, więc dokonuję strategicznych zakupów, jak: mięso, karpie, choinka. Chociaż od paru lat choinkę, wraz z żoną, kupujemy tuż przed wigilią i udaje się nabyć okazałą, i nawet w przyzwoitej cenie. Oczywiście do mojej domeny należy przygotowanie karpia do smażenia.
A. M. – Święta to czas, kiedy rodzina się konsoliduje. Na ile cała rodzina włącza się w przygotowania?
U. G. – Każdy ma swoje obowiązki.
A. M. Pan poseł logistyczne.
U. G. – Jak najbardziej. Ja zajmuję się porządkowaniem domu, ale i nasi synowie włączają się do tych zadań. Sprzątają swoje pokoje, bo nadal z nami mieszkają, zajmują się też porządkowaniem czy odśnieżaniem podwórka. I oczywiście przechodzimy cały rytuał z przygotowaniem planu potraw na stół świąteczny. Z mężem opracujemy listę dań i potrzebnych do nich produktów, i mąż rusza do sklepów. A potem gotowanie, co jest już moim obowiązkiem, bo moi panowie twierdzą, że ja najlepiej i najsmaczniej gotuję.
A. M. – Bardzo wygodnie..
Sz. G. – Ale i bardzo sprawiedliwie.
A. M. – Bardzo mi się podoba ten temat rozmowy, bo Pan poseł co rusz się uśmiecha, a to nie jest częsty widok: uśmiechnięty pan poseł. Czy macie jakieś własne, tradycje, przywiązania, coś, do czego zawsze wracacie w czasie świąt?
U. G. – Dekorowanie domu. To też wspólne dzieło, zwłaszcza przystrajanie choinki, co czynimy zawsze w Wigilię. Każdy z członków naszej rodziny musi obowiązkowo powiesić część bombek i innych ozdób – ten wątek traktujemy symbolicznie. Mąż przyozdabia czubek choinki pięknym aniołem, który przechodził z pokolenia na pokolenie. To anioł jego babci, a może i nawet prababci.
A. M. – Rozumiem, że bez użycia jakiegoś stołka czy drabiny się to udaje?
U. G. – Tu mamy tę szczęśliwą okoliczność, że mąż nie musi stawać na stołku, żeby umocować anioła. Pod choinką każdy kładziemy przygotowane przez siebie prezenty. Centralnym punktem uroczystości jest świątecznie udekorowany stół, zawsze przykryty białym obrusem, z siankiem pod obrusem i symboliczną świecą Caritas.
A. M. – O potrawach porozmawiamy za chwilę, ale może pan poseł dopowie o swoich przemyśleniach na temat rodzinnych tradycji… Pięknym motywem jest anioł, taka nić łącząca pokolenia.
Sz. G. – Ale jest wiele takich odniesień, które są świadomie, przenoszone i kultywowane w formie tradycji, które – w tym najlepszym sensie – nas organizują, tworzą atmosferę, są przypomnieniem wydarzeń i zwyczajów obu naszych rodzin, z dzieciństwa i młodości Urszuli i mojej. To się pięknie, komplementarnie łączy. Wspomniała Pani, że są to święta rodzinne, a jesteśmy rodziną polską i tradycja świąt jest i wspólna, i polska. Jest tak, że kiedy mówiliśmy o podziale ról, to ma z jednej strony ma to charakter praktyczny, a z drugiej – ma charakter zsakralizowany, związany autorytetem, z pewnym przeznaczeniem, podziałem ról, połączonych hierarchią oraz tradycją, pojętą jako pewna sankcja. Dotyczy to również obyczajowości samego dnia Świętej Wigilii, bo tak się w naszych domach kiedyś mówiło. I świętość Wigilii polegała na tym, że wszyscy się bardzo pilnowali. Żeby się nie denerwować, nie złościć na siebie, aby być dla siebie dobrymi, żeby broń Boże jakieś grubsze słówko nie wyskoczyło w nerwach. I to nie są żadne wróżby, ale ta sakralna atmosfera całego dnia, że to co się dzieje w rodzinie i między ludźmi w Wigilię, przenosi się na cały rok. I każdy się pilnował, żeby tę piękną, sakralną, religijną atmosferą dobroci dla innych na ten najbliższy rok – dać się natchnąć. Więc ta miłość rodzinna miała w tym dniu absolutnie szczególne znaczenie. A ukoronowaniem tego, myślę, jest celebracja wieczerzy wigilijnej.
UG. – Niezwykle dla nas ważne jest duchowe przygotowanie do spotkania z narodzonym Panem Jezusem, stąd spowiedź święta, szczególna modlitwa, przed rozpoczęciem świętowania, po to, aby przystąpić do wieczerzy z czystym sercem. To wyniosłam z domu rodzinnego, moja mamusia bardzo pilnowała, abyśmy przy stole zasiedli czyści duchowo.
Sz. G. – Czas przed wigilią to adwent i naszym wspólnym dziedzictwem, w sensie jednorodnej, jednakowej tradycji – tradycji trydenckiej: rozbudowanej i wymagającej, ale jednocześnie bardzo szczodrej dla tych, którzy katolicyzm traktują bardzo poważnie i serio – było wszystko, co się wiąże z roratami, ale takimi rannymi, kiedy wstawało się przed godziną szóstą, a niektóre dzieci z naszej parafii szły nawet trzy kilometry na poranną Mszę roratnią, na zakończenie której dostawało się serduszka. I jaka to była radość i duma, bo człowiek coś z siebie dawał. Była to też praca nad sobą, to miało ogromny, moralny sens. A wszystko to kumulowało się blisko i w samej parafii. Pamiętam, jak w mojej parafii księży pallotynów, przy ulicy Kordeckiego 49 w Częstochowie, która była znakomicie prowadzona w czasach mojego dzieciństwa (ale i teraz jest tam wiele inicjatyw), funkcjonował teatr, najznakomitszy teatr jasełkowy na świecie, który gromadził księży animatorów i dzieci dla budowania tej wspólnej radości. Było to czterdzieści pięćdziesiąt osób i każdy. jakąś rolę znalazł. Miało to olbrzymie, duchowe znaczenie. I była to polska tradycja.
A. M. – Ale wraca się do jasełek. Słyszę westchnienie pana posła, proszę się z niego wytłumaczyć.
Sz. G. – Westchnieniem jest powód, że już pewnie nie będę mógł w takich jasełkach bezpośrednio uczestniczyć, bo już mam bardzo ograniczone możliwości w zakresie emploi; wówczas grałem żydowskiego Arcykapłana. Pamiętam również wspomnienia z królowej bożonarodzeniowej liturgii jakim jest Pasterka.
A. M. – Pasterka to osobny temat. Chciałabym na chwilę zatrzymać się na tym, co już wybrzmiało, że każdy się w dzień Wigilii bardzo pilnował żeby ta dobroć w nim była i była widoczna i aby się nią dzielić. Skoro więc można w jeden dzień, to dlaczego nie przez cały rok. Też pamiętam dbałość o to i nie wymagało to jakichś poświęceń…
Sz. G. – Zgadzam się z sensem nagannym tego, co Pani redaktor powiedziała, ale nie dlatego, że epatuję się niedoskonałością ludzkiej natury, ale wiem, że ma to znaczenie. Ma to formułę o znacznie większym wymiarze, także przypominającym. To jest wielka ranga tego święta i to funkcjonowało. Bo na przykład: kiedy z bratem byliśmy niesforni, to nasza mamusia przypominała nam, nie zrzędliwie: mogliście być grzeczni w Wigilię, to bądźcie i teraz. Może na moment odejdziemy w inny porządek, ale też komplementarny. W Wielki Piątek mamusia nie pozwała nam słuchać żadnej muzyki świeckiej, wyłączone były radio i telewizja. Trzeba było być poważnym i smutnym, ponieważ Pan Jezus umarł na krzyżu. Wigilia ma też bardzo proste ewokacje, nasza religia jest jedną, wielką tożsamością i wszystko się ze sobą łączy i ta tradycja, którą wprost można nazwać trydencką, ten wielki rozbudowany rytuał, miał i ma wielkie znaczenie.
A. M. – W tym czasie okołoświątecznym wybieramy się do kościoła, to w każdym z nich jest żłóbek i to też jest piękna tradycja. są rodziny, które wędrują po kościołach podziwiając żłóbki. Też przyglądacie się takim miejscom
Sz. G. – Jak najbardziej. W naszym domu też jest żłóbek, cały ten czas liturgiczny Bożego Narodzenia jest największą w domu świętością. Choinka zawiera różne motywy, natomiast żłóbek jest integralnie katolicki i ten nasz domowy łączy ze wszystkim w kościołach. To ma wielkie znacznie dla polskiej tradycji, a spotkania rodzinne w szerszym gronie, także sąsiedzkim i towarzyskim, przez cały styczeń upływały pod przewodnim tematem: żłobki w kościołach. Z najbardziej z oczywistych względów był komentowany żłobek jasnogórski, który często przynosił nowinki. Pamiętam początek lat 70., kiedy pojawiły się żłóbki kołowe, z różnymi figurkami, często były to elementy bardzo śmiałe, ale i bardzo częstochowskie, bo pojawili się paulini, ale zaraz za nimi żużlowcy na motocyklach.
A żłobek w waszym domu?
U. G. – Jest tradycyjny i spory, zbudowany z dużych postaci, wszystkie motywy żłobka są zaakcentowane, tworząc duchową aurę Świąt. Szopkę w naszej rodzinie zaszczepił mąż, który przeniósł tę tradycję ze swojego domu rodzinnego i trwamy przy tej tradycji, bo nadaje ona charakteru religijnego przeżywaniu Świat. W moim domu był zwyczaj związany z choinką. Wieszaliśmy na niej jabłuszka i orzechy, jako motyw przypominający naszych bliskich zmarłych, z którymi chcielibyśmy być podczas wieczerzy wilijnej. To dla mnie osobiście istotny element, ponieważ moi rodzice wcześnie zmarli i potrzeba ich bliskości, w takich chwilach jak Święta, jest dla mnie bardzo ważna.
A. M. – Kiedy zasiadacie przy stole i wszystkie potrawy już są gotowe, pachnie w całym domu różnymi smakami i domem rodzinnym. Ile tych potraw jest, jaki jest stół?
U. G. – Ale pachnie też skupieniem, bo moment siadania do stołu to chwila, w której wszyscy wyzwalamy w sobie ciepłe emocje, tworzy się więź i nagle robi się cicho, dostojnie, bardzo świątecznie. A u nas stół tradycyjny polski stół. Mistrzem estetyki jest Szymon, i to on często dopracowuje ostateczny wygląd stołu.
Określona liczba potraw?
U. G. – Staramy się trzymać tradycji, a więc dwunastu potraw, choć czasem różnie może wyjść.
Sz. G. – Ale zawsze się doliczymy
U. G. – I tak będziemy liczyć, że wyjdzie dwanaście. Są: śledzie pod różnymi postaciami, zupa grzybowa z łazankami własnego wyrobu, co przejęłam od teściowej, która zawsze powtarzała, że łazanki na Wigilię muszą być zrobione własnoręcznie i maleńkie, nie tak jak ze sklepu. Potem barszczyk czerwony z uszkami, to z kolei tradycja z mojego domu rodzinnego, uszka też robię sama. Są różne rodzaje pierogów, bo każdy z nasz lubi inne. Najstarszy syn: ruskie pierogi, stąd i one są w naszym stałym menu wigilijnym, ale nie może zabraknąć pierogów z grzybami i kapustą. Oczywiście karp, różne sałatki, ryba po grecku, kapusta z grochem, a na deser pierniki i makowce. I najważniejsze jest to, aby każdy uczestnik wieczerzy wigilijnej spróbował każdej potrawy, aby było smacznie i żeby być razem, poczuć bliskość i cieszyć się sobą, opowiadać o swoich sprawach. Przed zasiądnięciem do stołu czytamy oczywiście Ewangelię o narodzeniu Pana Jezusa.
A. M. – Kto czyta?
Sz. G. – To też tradycja rodzinna. Czytałem ja, jak chłopcy byli mali, ale żeby wprowadzać ich w czynne uczestnictwo budowania tradycji, to w naszym domu teraz czyta Ewangelię najstarszy syn Łukasz, pod moją admiracją. I robi to z wielkim przejęciem i szacunkiem i równie jesteśmy wzruszeni. To przekazywanie tradycji; w moim rodzinnym domu czytał mój tatuś. To jest swoiste świadectwo, które trzeba przeżyć, ukochać.
A. M. – Z wielu ryb na stole wigilijnym ostał się tylko karp… Panie Pośle…
– Karp się ostał z powodów praktycznych, ale ryby królują, bo u nas też karp być musi, ale jesteśmy zadowoleni jak się pojawiają inne rodzaje ryb.
A. M. – Siadacie razem przy stole wigilijnym rodzinnie i czy rodzinnie wybieracie się na Pasterkę? Czy są wyłomy?
U. G. – Staramy się zawsze rodzinnie uczestniczyć w pasterce, choć zdarzają się wyłomy, na przykład wtedy, gdy któryś z synów wybierze się na Pasterkę razem z kolegami. Wtedy rano, w pierwszy dzień Świąt, idziemy rodziną na Mszę Świętą. Od czasu, kiedy mieszkamy na Grabówce, staramy się uczestniczyć w Pasterce, która odbywa się w kaplicy sióstr paulistek. Jest kameralna, w rodzinnym klimacie.
A. M. – Pod choinką są oczywiście prezenty. Każdy obdarowuje każdego?
U. G. – Jak najbardziej, stąd prezentów sporo pod naszą choinką. Zawsze czekamy na prezenty z wielką radością i z niekłamaną przyjemnością je rozpakowujemy. W dzieciństwie najczęściej dostawaliśmy prezenty praktyczne, jakiś sweter, szalik, skarpetki, i nagle, któregoś roku, pod choinką znalazłam książki. Ten prezent praktyczny inaczej był dla mnie wyjątkową niespodzianką i radością. Swoim panom staram się robić prezenty niespodzianki, ale czasem praktyczność wchodzi w rytm obdarowywania i mąż dostaje koszulę albo krawat, co zresztą też akceptuje i lubi.
A. M. – A Pan Panie pośle wybiera prezenty? Czy łatwo jest wybrać żonie prezent?
– Jest tak, że nie chcę się na własną domyślność spuszczać, więc trochę podpytuję, na zasadzie: co byś chciała?
A. M. – Albo: czy napisałaś list do Świętego Mikołaja? Czy wasze dzieci pisały takie listy?
U G. – Oczywiście, jak byli mali. Ale czekamy na wnuki, może one zaczną przekazywać swe pragnienia w listach do Świętego Mikołaja.
A. M. – Czekacie na pierwszą gwiazdę, aby rozpakować prezenty?
– Czekamy, ale również czekamy na moment zakończenia wieczerzy. Kiedy to nastąpi, jest czas na prezenty, i wedle tradycji czyni to najmłodsza latorośl w rodzinie, czyli nasz młodszy syn Norbert. Robi to z radością i wdziękiem, a nas wzrusza fakt, że tak naturalnie potrafi się cieszyć zwykłym obowiązkiem. A może niezwykłym?
A choinka żywa?
Sz. G. – Zawsze żywa, nigdy nie zdarzyło się nam pójść na łatwiznę sztuczności.
A. M. Co macie takiego u siebie w rodzinie, czego chcielibyście życzyć innym na święta i nie tylko na święta?
U. G. – Życzymy: zrozumienia, miłości na co dzień, wyrozumiałości i przyjaźni, która powinna panować w rodzinach, że można zawsze na siebie liczyć, że jesteśmy czujni na swoje potrzeby.
Sz. G. – Myślę, że pamiętamy podczas Wigilii i Świąt także o ojczystych sprawach. Jesteśmy z synami bardzo rozdyskutowani. Wracamy do tradycji, do wspomnień, zarówno rodzinnych jak i ogólnonarodowych, i Święta upływają w atmosferze wspominania bohaterów narodowych, wielkości polskiego losu, patriotycznej narodowej dumy.
A. M. Jak słucham was, jak tak opowiadacie, to myślę, że telewizor w święta milczy?
U. G. – Milczy, bo królują wspomnienia i kolędy.
A. M. – Kolędy słuchane czy śpiewane?
U. G. – Ja staram się śpiewać i zawsze intonuję jako pierwsza. Może nie mam operowego głosu, ale sądzę, że trzeba śpiewać kolędy przy stole wigilijnym. Mąż włącza się ze swym tubalnym głosem, synowie także, choć może trochę ciszej i skromniej.
A.M. I tak jest we wszystkich polskich rodzinach, które łączy przede wszystkim Chrystus i piękne tradycje.
U. G. i S. G. – Życzymy spokojnych Świąt i wielu Łask Bożych na dni świąteczne i cały nowy rok.
Aleksandra Mieczyńska