Bogate kolorystycznie utwory kompozytorów hiszpańskich i inspirowane kulturą Hiszpanii dzieła francuskiej literatury muzycznej, w tym słynne „Bolero” Maurice`a Ravela, ściągnęły w piątkowy wieczór 13 grudnia tłumy do częstochowskiej Filharmonii. Orkiestrę Symfoniczną, choć przepełniony charakterystycznym dla południowców ciepłem i serdecznością, więcej niż pewną ręką poprowadził maestro Miguel Ángel Navarro. Wybitnymi interpretacjami na trąbkę solo zachwycił Vincente Campos.
Obaj zagraniczni goście pochodzą z Prowincji Walencja i rozpoczęli utworem swojego krajana Ferrera Ferrana „Mar i Bel”. Kolejny był „El amor brujo” („Czarodziejska miłość”) Manuela de Falla, czyli koncertowa wersja baletu inspirowanego kulturą tego śródziemnomorskiego kraju. Symfonicy, w szczególności wyśmienita sekcja dęta, wybornie oddali ilustracyjny charakter muzycznej opowieści, ze zmianami nastrojów, rytmu i zróżnicowaną barwą dźwięku. Pierwszą część wieczoru zwieńczył „Virgen Macarena” Monterde Bautisty i Calero Ortiza. Choć tytuł może się kojarzyć ze znanym tanecznym utworem muzyki popularnej, to dzieło symfoniczne, również pełne życia i pozytywnej energii, oddaje cześć Najświętszej Maryi Panny Nadziei Macarena w sanktuarium w Sewilii, kończąc wspólnym i gromkim „¡Olé!”. W tym wykonaniu słuchacze mogli po raz kolejny podziwiać wyjątkową wirtuozerię trębacza Vincente Camposa.
Po przerwie zaprezentowane trzy utwory czerpiące inspirację z bogatych tradycji tanecznych Hiszpani. Były to kolejno: „España” Emanuela Chabriera i „Danzas fastásticas” op. 22 Joaquina Turiny. I choć cały program wieczoru przepełniony był utworami przepięknymi kolorystycznie i atrakcyjnymi pod względem technik kompozycji, a w dodatku zagranymi na naprawdę wysokim poziomie, publiczność wyczekiwała legendarnego „Bolero”, które święci tryumfy na scenach światowych zarówno w formie widowiska baletowego – jako takie zostało zamówione u kompozytora przez Idę Rubinstein, która jako pierwsza je wykonała w choreografii Bronisławy Niżyńskiej – jak i koncertowej. Ten trudny, składający się z właściwie jednego tematu rozwijanego przez poszczególne sekcje instrumentów i solo przez siedemnaście minut w jednostajnym rytmie, jest fenomenem nazywanym zapowiedzią minimalizmu w muzyce i stanowi zawsze nie lada wyzwania dla orkiestry. I przyznać trzeba, że częstochowscy symfonicy wyśmienicie utrzymali napięcie i dynamikę od początku do końca, poszczególne przejścia wykonywali bezbłędnie, dzięki czemu pozostawili wrażenie niezapomniane. Oczywiście czujny maestro Navarro przez cały czas kontrolował przebieg wydarzeń na scenie, a muzycy z pełnym zaufaniem dali mu się prowadzić aż do finału.
Wychodząc z gmachu Filharmonii, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że dawno nie słyszałem częstochowskiej Orkiestry – zawsze na wysokim poziomie, dodając sprawiedliwie – tak zdyscyplinowanej i stanowiącej rzeczywiście jednolitą całość, co w tym repertuarze było niezwykle trudne. Zdyscyplinowanej, ale broń Boże nie sterroryzowanej, bo radość instrumentalistów z każdego kolejnego udanego wykonania była wyraźna i autentyczna. Dyrektor Adam Klocek może być dumny i zadowolony, bo to było prawdziwe muzyczne wydarzenie roku w naszym mieście.
ŁUKASZ GIŻYŃSKI
+foto: wybiorę coś w poniedziałek i wyślę z podpisem