“Trenerski dwugłos” : RKS Raków Częstochowa – KP Legia Warszawa


Oto co po zakończeniu niedzielnego (16.marca br.) spotkania 25.Kolejki o mistrzostwo PKO Bank Polski Ekstraklasy pomiędzy Rakowem Częstochowa a Legią Warszawa, mieli do przekazania trenerzy obydwu drużyn: Marek Papszun i Gonçalo Feio.

Marek Papszun (trener Rakowa Częstochowa): Duże gratulacje dla drużyny, szatni, klubu. Bardzo dobry mecz, który miał różne fazy. Gratuluję zespołowi, szczególnie za mądrość w grze i umiejętność wykorzystania tego, nad czym pracujemy. Musieliśmy i byliśmy przygotowani na różne warianty, na to, co może zrobić przeciwnik. Szybko się zaadaptowaliśmy, w pierwszej połowie byliśmy bardzo dobrzy w działaniach, w tej części gry strzeliliśmy dwa gole, a mogliśmy jeszcze przynajmniej jednego więcej. Była pełna kontrola.

Jedyny minus to stracony gol na 1:3. Zabrakło nam koncentracji, było trochę nonszalancji i zostaliśmy za to ukarani. Uczulałem drużynę w przerwie, że nie możemy stanąć nawet na chwilę, bo Legia ma wielu klasowych piłkarzy i każdy moment może być bolesny – tak się stało. Mieliśmy ostrzeżenie po przerwie, ale nie spanikowaliśmy, dość dobrze się broniliśmy. Drugi stracony gol był przypadkowy, Fran Tudor nie trafił w piłkę.

Zespół, który ma charakter, umie wygrać taki mecz. Mogło się skończyć 3:3, ale przy wyniku 3:2 nie dopuściliśmy do praktycznie żadnej sytuacji przeciwnika. Mimo że Legia zrobiła zmiany, zmodyfikowała strukturę, znowu była dobra adaptacja.

Nieźle zarządzaliśmy meczem, zmianami. Bardzo cieszę się ze zwycięstwa, piątego z rzędu – to już pokaźny wynik. Wygrana z tak prestiżowym zespołem po raz drugi w sezonie to też coś istotnego. Jak wiemy, nie przegraliśmy żadnego spotkania z czubem tabeli – myślę, że to dobrze wróży na przyszłość. Przed nami jeszcze rywalizacje z Pogonią i Jagiellonią – mam nadzieję, że utrzymamy poziom.

Mecz miał dwie fazy. Mocno dominowaliśmy w pierwszej połowie i przeciwnik ewidentnie nie nadążał nad dynamiką. Po przerwie zupełnie nie było widać, by rywal miał jakieś problemy. Myślę, że zdecydowało przygotowanie, mentalność, którą od początku mieliśmy lepszą, dlatego dominowaliśmy. W drugiej części gry dało się zauważyć, że Legia też umiała wrzucić wyższy bieg.

To nie była łatwa rywalizacja. Goście stworzyli jeszcze przynajmniej dwie szanse – pojawiło się uderzenie Ilji Szkurina, plus podanie wzdłuż bramki. Goście potrafili nam zagrozić 3 – 4 razy w drugiej połowie, strzelili dwa gole.

 

Gonçalo Feio (trener Legii Warszawa): Jaki wpływ na naszą dyspozycję miały trzy rozegrane mecze w ciągu tygodnia? Trudno to określić, nie da się tego zrobić procentowo. Nie lubię iść w tę stronę, ale posłużę się słowami trenera najlepszej drużyny na świecie – Carlo Ancelotti powiedział w sobotę, po występie Realu Madryt, że jeśli następnym razem wyznaczą im spotkanie, które odbędzie się mniej niż 72 godziny po ich ostatniej rywalizacji w europejskich pucharach, to nie pojadą grać. Jeśli on o tym mówi, to trudno polemizować, że to nie ma wpływu.

Musimy skupić się na grze. To coś, nad czym nie mieliśmy specjalnego wpływu w niedzielę. Znowu przyjechaliśmy na trudny teren, gdzie Legia jeszcze nigdy nie wygrała w lidze. Strzeliliśmy na wyjeździe dwa gole najlepszej defensywie Ekstraklasy, ale straciliśmy trzy. Jeśli chodzi o naszą drużynę, to jest to namacalne – trzeba nad tym pracować.

Pierwszy gol stracony? Druga piłka po stałym fragmencie i brak bronienia bramki. Drugi? Przy piłce otwartej i fazie przejściowej powinniśmy zejść niżej, zamknąć przestrzeń za nami – łapanie na spalonego jest dość ryzykowne, to się nie opłacało. Trzeci? Błąd indywidualny, brak asekuracji bramkarza – można było temu zapobiec. Myślę, że w drugiej połowie mieliśmy dobre momenty przy piłce, czego nam zabrakło przed przerwą. To elementy, nad którymi powinniśmy się skupiać.

Gdy przyjeżdża się grać z jednym z najbardziej intensywnych zespołów w lidze, to czas między meczami ma ogromne znaczenie – pod kątem fizycznym i przygotowania do spotkania. Nie trenowaliśmy, by przygotować się na Raków.

Myślę, że w pierwszej połowie odstawaliśmy przede wszystkim, jeśli chodzi o pojedynki, tzw. drugie i stykowe piłki – to bezpośrednio się wiąże ze świeżością fizyczną. W tej części gry zabrakło nam też solidniejszych momentów z piłką, lepszych decyzji pod presją, więcej chwil posiadania na połowie przeciwnika.

Druga połowa? Wiedzieliśmy, że musimy wyjść większym pressingiem niż przed przerwą. Mając mecz w tak krótkim odstępie od ostatniego, częścią planu było to, by trochę odpuścić momenty pressingowe na początku – tylko wtedy nie możesz tracić bramki w taki sposób, w jaki straciliśmy.

Raków praktycznie nie mógł nic stworzyć przy naszej obronie niskiej. Pierwsza sytuacja to druga piłka po stałym fragmencie, po którym gospodarze trafili na 1:0. Potem pojawiły się fazy przejściowe, po których – mimo naszej szansy – Raków strzelił na 2:0. Musieliśmy trochę ułożyć pressing, na dwa rodzaje struktury budowania miejscowych. Dostaliśmy dość niespodziewany, ciężki cios, na 0:3, ale drużyna się podniosła.

Rozmawialiśmy, jakie przestrzenie będą otwarte, jak przeładować pewne strefy, by stworzyć pewne problemy Rakowowi. To funkcjonowało. Zdobyliśmy bramkę, potem kolejną, po stałym fragmencie. Jak wspomniałem, na wyjeździe strzeliliśmy dwa gole najlepszej defensywie ligi, ale nie możemy tracić trzech.

Ewentualne spalone przy golach Rakowa? Muszę być konsekwentny – wiecie, że były momenty, kiedy komentowałem dużo takich sytuacji. Nie spotkała mnie żadna przyjemność, mimo że nigdy nie chciałem w nikogo uderzyć, tylko po prostu podzielić się opinią i perspektywą drużyny – nie tylko moją – na pewne tematy. Od jakiegoś czasu tego nie robię i zamierzam to podtrzymać. Reasumując, nie mogę i nie chcę tego komentować. Jeżeli o moją relację z Trenerem Markiem Papszunem – Nie mamy relacji. Nie wiem, co powiedzieć na ten temat. Nie mam nic do powiedzenia oprócz tego, że gratuluję zwycięstwa w meczu.

 

Notował: Przemysław Pindor

Foto: Przemysław Pindor 

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *