W domu i na świecie
Podczas niedzielnej dyskusji komentatorów audycji “W Samo Południe” na antenie radiowej Jedynki, dyskutowano o nowej walucie europejskiej. Żaden z mówców nie zakosztował jeszcze wygody zakupów w Euro przekraczając kolejne granice, co rzeczywiście jest zmorą każdego turysty. Doświadczyłem tego parokrotnie podczas wakacji, gdy we Francji, Włoszech i Austrii brakowało miejscowych monet na toaletę i trzeba było plamić narodowy honor ucieczką spod oka personelu barów autostradowych. Argument ochrony interesów babć klozetowych bywa często podnoszony jako oczywisty zysk z wprowadzenia wspólnego pieniądza, choć tak naprawdę jest najmniej ważny. W tychże toaletach widziałem satyryczne nalepki z wizerunkiem eurosceptyka: zabiedzony jegomość bezradnie wywraca dziurawe kieszenie… – Tak będzie z euro! – mówi w komiksowym dymku. W tej sytuacji bardziej do mnie przemawiają argumenty historyczne, i to sprzed setek lat, gdy na tym samym obszarze funkcjonowały uniwersalne waluty kruszcowe, przyjmowane i zręcznie przeliczane przez kupców na lokalne miedziaki. Owe dublony, reale, talary, guldeny i luidory zapewniały byt podróżnym w mijanych królestwach, księstwach i wolnych miastach. Dopiero XIX-wieczne biurokracje przyniosły kres tej wolności drukując papierowe banknoty (“bank-knoty”, mawiają złośliwcy w rodzaju Stanisława Michalkiewicza) i ustalając urzędowe kursy. Wspólny pieniądz ukaże jak na dłoni wiele ukrytych dotąd absurdów rynkowych w krajach Unii Europejskiej i jej sąsiadów. Już dziś Andrzej Nierychło z “Polityki” mówi we wspomnianej audycji, że w jednym z praskich supermarketów widział piwo po 50 groszy za butelkę, i nie może się nadziwić, że komuś to się jeszcze opłaca. Choć wszyscy w studiu usiłowali go zakrzyczeć, to przecież nie da się ukryć, iż rzeczywisty koszt produkcji wielu dóbr nie ma wiele wspólnego z ich detaliczną ceną “śpiewaną” w sklepie.
Wiedzą o tym dobrze globtroterzy buszujący w przepastnych halach wolnocłowych sklepów w księstwie Andory. Można tam sobie przypomnieć ceny z naszych rodzimych Pewexów, gdzie butelka “Wyborowej” kosztowała dolara (4 złote, dziś 25), zaś prawdziwy szampan 10 (wówczas 40, dziś 200 złotych). Podobnie jest z wieloma innymi towarami, które wszystkie rządy upatrzyły sobie na źródło świetnych i bardzo niesprawiedliwych dochodów. Jeśli już od stuleci przyzwyczailiśmy się do okładania podatkiem używek szkodzących zdrowiu, a więc alkoholu i tytoniu, to już akcyza nakładana na benzynę i (ostatnio) prąd budzi zrozumiały sprzeciw. Dobrą zasadą byłoby opodatkowywanie tylko tego, bez czego można się obyć!
Gdybyż jeszcze ze ściąganych pieniędzy robiono dobry użytek… Czytam właśnie o beznadziejnym marnotrawstwie środków budżetowych, o czym nie mają dobrej wiedzy nawet posłowie naszego parlamentu. Na wszystkich operacjach obcinania przywilejów socjalnych (zasiłki macierzyńskie, obniżenie rent pomostowych czy ulgi kolejowe studentów) zyskano ledwie 2,5 miliarda, wobec 140 wydawanych niemal w ciemno, bez sprawnej kontroli. Sam ZUS wydaje na swe funkcjonowanie 3 miliardy, dlatego przestają dziwić coraz okazalsze jego siedziby, marmury i komputery. Wygórowane ceny naszych krajowych towarów niosą na sobie jeszcze wiele innych obciążeń, o których rzadko się wspomina: tzw. środki specjalne na podwyżkę płac administracji różnych szczebli (3 miliardy), oddłużenie kopalń (8 miliardów) czy ubezpieczenia rolnicze (16 miliardów – KRUS zataił sumę zebranych od chłopów składek).
Gdy w naszych kieszeniach, jak na opisywanym rysunku, brak forsy, z tonu spuszczają kupcy. Oczywiście cieszę się, że mogę kupić ćwierć kilo kawy za 3 i pół złotego, ale nie zapominam, że i tak wszyscy na mnie jeszcze zarabiają. O ile mnie pamięć nie myli, 20-kilowy worek niepalonego ziarna kosztuje na giełdzie około 10 dolarów, zatem moja paczka Maxwell-House jest warta ok. 50 groszy. Cała reszta (3 złote) idzie na upalenie, zmielenie, reklamę, marżę i dolę dla mego marnotrawnego państwa. Do upragnionego stanu godziwych zysków, sprawiedliwych podatków i powszechnej taniochy wciąż jeszcze bardzo daleko!
(cdn.)
ryszardbaranowski@poczta.onet.pl
RYSZARD BARANOWSKI