“Sztuka, to tajemnica, która nas wzbogaca”


Rozmawiamy z Piotrem Głowackim, krytykiem sztuki, założycielem częstochowskiej “Zachęty”.

Kilka dni temu Regionalne Towarzystwo Sztuk Pięknych “Zachęta”, którego jest Pan inicjatorem i prezesem, obchodziło pierwszą rocznicę powstania. Dlaczego zdecydował się Pan na utworzenie tego stowarzyszenia?

– W Częstochowie jest wielu artystów, którzy kipią niczym wulkan. Chcę, by mieli możliwość regularnego dzielenia się z odbiorcami swoją pracą. Nie jest to nowy pomysł, wcześniej funkcjonowało naszym mieście stowarzyszenie “Dla Sztuki”, gdzie działali, m.in., Pawlikowski, Witoszek, Pospieszalscy. Istnieje również Związek Plastyków, ale w nowym ustroju, szczególnie w ostatnich latach stracił dawną dynamikę. Tę ideę zaszczepił mi Czesław Łęk. Ważne jest, by miejscowi, coraz liczniejsi artyści, mieli własną siedzibę, miejsce, gdzie będą mogli się realizować.

W Częstochowie jest wiele instytucji kulturalnych, gdzie częstochowscy artyści mogą prezentować swoje obrazy. Czym “Zachęta” różni się od nich?

– “Zachęta” powstała, by artyści mogli się rozwijać. To oni nadają ton programowy stowarzyszenia, są członkami zarządu i opracowują plan działania. Poza tym zrzeszamy artystów różnych dziedzin – literatów, muzyków, plastyków, fotografów. Ideę Regionalnych Towarzystw Sztuk Pięknych, w ramach projektu “Znaki Czasu”, opracował były minister kultury Waldemar Dąbrowski. Pomysł zakładał ożywienie mecenatu społecznego oraz relacji między artystą a odbiorcą. O projekcie dowiedziałem się w 2004 roku. Częstochowa nie była przewidziana w programie, ale po naszych staraniach, w drodze wyjątku, Narodowe Centrum Kultury włączyło nas do niego.

“Zachęta” swoją siedzibę ma mieć w Konduktorowni przy ul. Piłsudskiego. Czy miejsce to spełnia wszystkie wymogi do organizacji wystaw artystycznych?

– Mieliśmy opozycję. Niektórzy członkowie nie chcieli się do tego miejsca przekonać. W efekcie Konduktorownię na siedzibę “Zachęty” zatwierdził zarząd. Zdajemy sobie sprawę, że przyjęcie tego miejsca jest dużym wyzwaniem, ale innego miasto nam nie zaproponowało. Są też i plusy, np. łatwy do zapamiętania adres. Powierzchnia Konduktorowni ma 300 metrów kw. A znajduje się na terenie trzech tys. metrów kw., co da nam miejsce do rozwoju. Mam nadzieję, że ukończenie remontu nie oddali się w czasie. Niestety, brakuje sponsorów – “Zachętę” wsparła jedynie firma Kromiss-Bis. Na tegoroczną działalność, zakup obrazów do kolekcji, którą tworzymy z Urzędu Marszałkowskiego dostaliśmy 50 tys. zł, a z Ministerstwa Kultury – 40 tys. zł, czyli o 60 tys. mniej niż w ubiegłym roku. Urząd Miasta żadnej dotacji na zakup obrazów dla naszego stowarzyszenia nie uwzględnił, wspomaga jedynie organizację imprez. Ale niedawno ponowiliśmy prośbę o dotację na zakup obrazów do kolekcji, co przecież świetnie promuje Częstochowę. Myślimy o różnych inicjatywach, które wspomogłyby naszą kasę. Ciekawym pomysłem będzie amfiteatr letni, w którym można będzie organizować koncerty, pokazy filmów, przeglądy, warsztaty. Inną formą mogłaby być sprzedaż obrazów, płyt, książek, gadżetów, pism fachowych. To przyniosłoby korzyści nie tylko kulturowe, ale i finansowe.

Czy towarzystwo jest otwarte na ludzi młodych, na debiuty?

– Naturalnie, współpracujemy z młodymi artystami. W każdej dziedzinie robimy coś z myślą o nich. Na przykład w dniach 1-4 czerwca 2006 roku w Piwnicach Margaux obyła się wystawa “Mała Zachęta”. Przygotowywane są też warsztaty dla dzieci. Sztuka ma także swoje miejsce w pedagogice i my chcemy to pokazać. Np. Janusz Janina Iwański ma pomysł na zajęcia muzyczne, uczyłby gry na gitarze elektrycznej.

Z kim “Zachęta” współpracuje?

– Na początek chciałbym wymienić moich przyjaciół, którzy są ze mną od początku: Janusza Janinę Iwańskiego, Mateusza Pospieszalskiego, Jacka Pałuchę, Jacka Łydżbę, Włodzimierza Karankiewicza, Szymona Parafiniaka, Halinę i Krystiana Piwowarskich. Jeśli chodzi o malarstwo stale współpracują z nami również Grzegorz Stachańczyk, Piotr Wachowski i Włodzimierz Kulej. Jednym z literatów jest Edward Piekarski, z muzyków – Wojciech Waglewski, Antoni Gralak. Teatr to mam nadzieję będzie działka Adama Hutyry i jego żony Agaty.

Czyje prace będą prezentowane w siedzibie “Zachęty”?

– Wszystkich naszych stałych współpracowników, o których wspomniałem. Mamy już zgromadzone dzieła, m.in., Wojciecha Ćwiertniewicza, Edwarda Dwurnika, Janusza Rafała Głowackiego, Henryka Wańka, Wojciecha Kubiaka. Jest to ponad 40 obrazów. W tym roku planujemy wykupienie prac najwybitniejszych malarzy i rysowników polskich – Łukasza Korolkiewicza, Tadeusza Boruty, Andrzeja Desperaka i Tomasza Sętowskiego.

Na prawne zatwierdzenie działalności towarzystwa trzeba było czekać blisko 7 miesięcy. Czy nie uważa Pan, że to utrudnia powstawanie kulturalnych stowarzyszeń i związków twórczych?

– Rejestracją zajmuje się Krajowy Rejestr Sądowy. Istotnie procedura jest mocno skomplikowana, zwłaszcza pod względem formalnym. Pomógł nam na szczęście częstochowski prawnik. I 28 czerwca 2005 roku zostaliśmy wreszcie zarejestrowani. Sąd mógłby się zastanowić nad uproszczeniem procedury, a może Sejm powinien uchwalić nową ustawę, a w tym o bezpłatnej rejestracji stowarzyszeń.

Jak krótko oceniłby Pan działalność kulturalną w naszym mieście?

– Częstochowa nie jest pustynią artystyczną, po prostu częstochowianie nie doceniają oferty, jaką mają na rynku.

A może oferta nie jest zbyt atrakcyjna?

– W końcu istnieje jakiś powód, dla którego zawiązaliśmy “Zachętę”. Chcemy pokazać spektrum postaw artystycznych, w tym zjawiska współczesne i nowoczesne. Pragniemy oderwać się od dotychczasowej dominacji malarstwa pejzażowego. Liczymy na to, że uda się nam proponować istotne kulturowo wydarzenia.

Gdyby miał Pan stworzyć ranking częstochowskich artystów według ich rangi na rynku i osiągnięć, jakby on wyglądał?

– Niektórzy mówią, że Częstochowa jest jak renesansowa Florencja. Artyści byli tutaj zawsze, a na pewno od początków XX wieku. Wymienienie kilku nazwisk byłoby krzywdzącym wobec innych blichtrem. Istotne jest te kilkadziesiąt postaci, które mają wielkie osiągnięcia. Dobrym symptomem jest to, że od 20-30 lat obserwujemy pojawianie się młodych, twórczych ludzi, którzy nie uciekają z miasta, z kraju. Choć z pewnością kontakt z innymi ośrodkami procentuje. Dobrym tego przykładem jest częstochowski artysta Robert Włodarczyk, który prowadzi Galerie w Krakowie, do których w większości dostęp mają artyści z Częstochowy.
Innym przykładem jest popularność artystów z Częstochowy w Galerii ART. W samym centrum Warszawy, gdzie swoje stałe miejsce mają: Małgorzata Stępniak, Dariusz Pala, Jacek Łydżba, Adam Patrzyk. Kolejnym miejscem jest Poznań, z którym wiążą się nazwiska takie jak Bartłomiej Frączek, Mariusz Chrostowski, Tomasz Lubaszka.

Mówi się, że sztuka nadaje naszemu życiu barw. Czym jest sztuka? Co Pana w niej fascynuje?
– Na całe szczęście nie da się wyczerpująco odpowiedzieć na to pytanie. Gdybyśmy potrafili określić dokładnie sztukę, nadać jej konkretny kształt, straciłaby swoją wartość, stałaby się prozaiczna. Trzeba jednak poznać jej stronę ideową, przedstawić pewne teorie, historię, zagadnienia. “Zachęta” przygotowuje cykl spotkań dotyczących rozumienia sztuki. Będą wykłady, dyskusje. Pierwszą taką dyskusją publiczną będzie referat i performance Jacka Sztuki “Homo quadratus”. Jednak w dużej mierze ze sztuką wiąże się po prostu intuicja. Sztuka, to forma języka, kontaktu, czy też może komunikatu między ludźmi. Jest tajemnicą, która nie jest łatwa, ale nas wzbogaca. Jest w niej coś nieuchwytnego, fascynującego, przez co staje się zapisem sfery całego ludzkiego życia.

Sztuka musi konkurować z rozwijająca się w szybkim tempie technologią. Czy nie wydaje się Panu, że stoi ona na straconej pozycji?
– Jedni mówią, że sztuka umarła lub że nie istnieje, inni, że wszystko jest sztuką. Pociągające jest to, że odkrywamy ciągle coś nowego. Sztuka jest też tajemnicą technologiczną i bez tej technologii nie może istnieć. Obecnie obserwujemy powrót do malarstwa tradycyjnego, np. we Włoszech, Stanach Zjednoczonych. Cieszy mnie, że w Polsce takie malarstwo istniało zawsze, czego dobrym przykładem jest postać Tadeusza Brzozowskiego, Andrzeja Wróblewskiego, czy Zbysława Maciejewskiego i wspomnianego Korolkiewicza. Technologia jest wszędzie, obserwujemy zainteresowanie artystów nowymi środkami wyrazu. To jest normalne, ale nie stworzymy niczego nowego nie wracając do podwalin, podstaw. Niektórzy artyści są ekscentryczni. Zaprzeczają temu, ale chyba tylko po to, by się lansować.

Rozmawiała

Sylwia Góra

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *