“Ciemno” – nowa premiera Teatru Częstochowskiego
Historia wyssana z brudnego palucha, wyzbyta wszelkiej metaforyki, za to nachalnie publicystyczna, przy tym głupia. Czy tak dyrektor teatru wyobraża sobie “trącanie strun naszej wrażliwości”? (cytat z wywiadu z dyr. Robertem Dorosławskim, który ukazał się w poprzednim numerze “Gazety Częstochowskiej”)
Co zaproponowano częstochowskiej publiczności? Horror agroturystyczny z wielokrotnie już przecenionymi dowcipami, podłego gustu wycieczki polityczne, rynsztokowe słownictwo. Przez scenę przewijały się okrzyki: “kurwa mać!”, “pierdolić Kaczorów!”, etc. – spektakl stopniowo pogrążał sią w nużącym epatowaniu trywialnością i prostactwem. Przedstawienie niczego nie wyrażało, nie miało żadnego sensownego przesłania; nie wiadomo, co zamierzał reżyser Marek Rębacz. Wyszło w każdym razie wzorcowo – na zamówienie warszawki; z ukochanym przez warszawkę stereotypem: ciemny naród i głupi rząd.
Dobry teatr “podgląda” rzeczywistość, ocenia ją, ale zawsze z dystansu, z zewnątrz. Mimo inscenizatorskich pozorów zabrakło w “Ciemno” cudzysłowiu, gry z widzem, zabawy konwencją… Z całym szacunkiem Panowie dyrektorzy: to, co zaprezentowaliście, nie było ani artystyczne, ani inteligentne. Szokować i prowokować można, ale błyskotliwe i ze smakiem, czego w farsie “Ciemno” zdecydowanie nie ma. Szkoda wysiłku aktorów, którzy zagrali całkiem dobrze. Świetny był demoniczny ksiądz w interpretacji Michała Kuli (rolę przygotowywał z rozbiegu, ponieważ Witold Pyrkosz rozchorował się), niezła była gra Teresy Dzielskiej i Waldemara Cudzika. Trudno nie wspomnieć o warszawskiej gwieździe wieczoru – Krzysztofie Kiersznowskim, który bawił publiczność, sam nieźle się bawiąc. Niestety, pracę aktorów przesłoniło prostactwo publicystyki Marka Rębacza.
Przykre, że tak nisko ocenia się gust częstochowian. Trudno uwierzyć, że styl, jaki zaprezentowano, podobał się na tyle, by publiczność zaczęła walić do teatru drzwiami i oknami. Choć nigdy nic nie wiadomo, bo momentami salę wypełniał przygnębiający rechot.
Jedno jednakowoż jest pewne. Kryzys intelektualny i artystyczny miejskiego Teatru w Częstochowie trwa. Prostacki banał w miejsce snobistycznego ekskluzywizmu. Z Deszczu pod Machalicę.
URSZULA GIŻYŃSKA