Rozmowa z Andrzejem Siwińskim, miłośnikiem Ziemi Częstochowskiej, dokumentalistą historii naszego regionu, twórcą, czekającej na wydanie, “Przydrożnej Kroniki Ziemi Częstochowskiej rozpisanej na 40 tras rowerowych”.
– W lutym, osiem lat temu, “Gazeta Częstochowska” opublikowała artykuł Andrzeja Kalinina “Opowieść o niezwykłym człowieku”, który mówił o pana pasji upamiętniania śladów historii regionu częstochowskiego. Jak zrodziły się te zainteresowania?
Rozmowa z Andrzejem Siwińskim, miłośnikiem Ziemi Częstochowskiej, dokumentalistą historii naszego regionu, twórcą, czekającej na wydanie, “Przydrożnej Kroniki Ziemi Częstochowskiej rozpisanej na 40 tras rowerowych”.
– W lutym, osiem lat temu, “Gazeta Częstochowska” opublikowała artykuł Andrzeja Kalinina “Opowieść o niezwykłym człowieku”, który mówił o pana pasji upamiętniania śladów historii regionu częstochowskiego. Jak zrodziły się te zainteresowania?
– Dość przypadkowo. W 1990 roku, po redukcji pracowników w Hucie “Częstochowa”, przeszedłem na emeryturę i od tego momentu zaczął się dla mnie najpracowitszy czas. Odprawę złożyłem na książeczkę oszczędnościową PKO i za odsetki postanowiłem kupić rower. Było to moje marzenie. Zamierzałem rozpocząć, na przekór szwankującemu zdrowiu i nudzie emerytalnych dni, przejażdżki po okolicy – chciałem podpatrywać życie roślin i zwierząt, łowić ryby. Spotkało się to z niemałym sprzeciwem mojej żony, bo chorowałem na arytmię i nadciśnienie tętnicze. Dwukrotnie byłem odwożony do szpitala z podejrzeniem zawału. Ale rower kupiłem i z moich pierwszych wycieczek zrodził się pomysł opisania i skatalogowania pamiątek naszej historii, które licznie napotykałem na swoich trasach.
Przez trzy lata od 1992 do 1995 roku przejechałem na rowerze, po obszarze byłego województwa częstochowskiego, 13 tys. kilometrów i znalazłem ponad 1500 pamiątkowych eksponatów. To wszystko posegregowałem, opisałem, sfotografowałem, ba – udokumentowałem historycznie, a nawet przytoczyłem legendy związane z poszczególnymi miejscami. By wszystko było wiarygodne, musiałem w to samo miejsce jeździć kilkakrotnie, rozmawiać z ludźmi, szperać w bibliotekach.
– Pana heroiczna praca zaowocowała cyklem artykułów “Niemi świadkowie naszej historii” na łamach naszej gazety.
– Współpraca z “Gazetą Częstochowską” też była dość przypadkowa. Zaraz po publikacji pana Andrzeja otrzymałem w “Gazecie Częstochowskiej” swoje “okienko”. Ówczesny redaktor naczelny – Szymon Giżyński – nie miał wątpliwości, że będzie to zajmujący cykl. Potwierdziły to później liczne listy od czytelników, co – nie ukrywam – było dla mnie satysfakcjonujące. Od marca 1996 r. do lipca 2000 r. wydrukowano 213 odcinków. Zamieściłem w nich opisy 369 przydrożnych i cmentarnych obiektów: świątków, kapliczek, pomników, mogił. Do 1999 r. miałem na koncie już 44 tys. kilometrów jazdy na rowerze. Ale jeszcze przed publikacją cyklu własnym kosztem przygotowałem, opatrzony kolorowymi zdjęciami, przewodnik krajoznawczy “Poznaj zabytki, pamiątki i historię Ziemi Częstochowskiej”. Niestety, nie znalazł on uznania w oczach ówczesnych władz Wydziału Kultury i Sztuki Urzędu Wojewódzkiego w Częstochowie i nie został wydany.
– Czy pana wędrówki ograniczyły się tylko do naszego regionu?
– Latem 2000 r udało mi się zorganizować rowerową wyprawę do Austrii. Przez trzy tygodnie przejechałem 800 km i dokładnie poznałem Wiedeń, jego okolice oraz wschodni region Austrii Burgerland. Relację z tej podróży opublikowała “Gazeta Wyborcza”, z którą współpracę rozpocząłem w 1999 r. W rubryce “Pożegnania” opublikowano ponad 190 moich zdjęć w cyklach: “Nasze cmentarze” i “Wojenne mogiły”. W 2001 r. w dodatku “Turystyka” znalazły miejsce opisy moich tras rowerowych: “Rowerem po herbskim lesie”, “Rowerem w stronę Lublińca”, “Rowerem wokół Janowa”, “Rowerem na zachód od Częstochowy” oraz reportaże: “Kruszyna – pamiątka po rodzie Denhoffów” i “Szlakiem walk świętego Brata Alberta”.
– Ale i z naszą redakcją nadal pan współpracował?
– W zasadzie ta współpraca nie została nigdy przerwana. Po miesięcznej przerwie, już we wrześniu 2000 r., rozpocząłem druk kolejnego cyklu “Przydrożne i cmentarne ślady II wojny światowej”. Jego emisja zakończyła się w poprzednim numerze. Temat liczył łącznie 166 odcinków i pokazałem w nim 380 “śladów”, jakie odszukałem i sfotografowałem podczas moich wędrówek rowerowych po regionie częstochowskim. Opracowanie to poświeciłem pamięci mojego Ojca – Jerzego (1906-1944), żołnierza AK, odznaczonego pośmiertnie Warszawskim Krzyżem Powstańczym. Ojca zamordowali niemieccy oprawcy, w nieznanym do dziś miejscu (Lasy Modlińskie), we wrześniu 1944 r. Uchwałą Rady Miasta w Legionowie z dnia 23 marca 1995 r. Zespół Szkół Zawodowych w Legionowie otrzymał imię mojego Ojca. Również jedna z ulic w tym mieście nosi jego nazwisko.
– Czy zamierza pan efekt swojej długoletniej pracy wydać w formie publikacji książkowej?
– Od 2000 r. pracuję nad “Przydrożną Kroniką Ziemi Częstochowskiej”, w której opiszę 40 tras rowerowych. Obecnie przygotowuję zmodernizowaną jej wersję, którą chcę zamieścić w Internecie. Mam nadzieję, że nastąpi to z początkiem nowego sezonu wycieczkowego.
– W ostatnich latach w sezonie letnio-jesiennym na swoje wędrówki zabiera pan dość liczną gromadę rowerzystów. Wiem, że uwielbiają pana i cenią ogromną wiedzę, a podróże traktują jako swoiste lekcje historii.
– W ciągu trzech ostatnich sezonów poprowadziłem 59 tzw. niedzielnych wycieczek rowerowych, w których przeciętnie uczestniczyły 32 osoby, w tym 12 kobiet. Cieszy mnie, że jest tak wiele chętnych i wytrwałych osób, które towarzyszą mi w moich podróżach. Warto poznać swój region, a temu te wyprawy służą.
– Czyli planuje pan kolejne wycieczki rowerowe?
– Jeśli mi zdrowie i uciekający czas pozwolą, to w nadchodzącym sezonie poprowadzę kilkanaście wycieczek, opierając je na wybranych trasach mojej “Kroniki”. W tym roku odbyłem już 3 wycieczki na trasie o łącznej długości 120 kilometrów. Ponadto rozpoczynam właśnie kolejny cykl publikacji w “Gazecie Częstochowskiej” “Od parafii do parafii w byłym województwie”.
– Jak by pan podsumował lata rozwoju swojej pasji?
– Przez 12 lat (1992-2003) przejechałem na rowerze ponad 78 tys. kilometrów, więc zbliżam się do dwukrotnego objechania kuli ziemskiej wzdłuż równika.
– To wyczyn godny zapisania w Księdze Guinnesa!
– W ten sposób odwiedziłem wszystkie miejscowości byłego województwa: od najmniejszych przysiółków po miasta gminne. Swoją przygodę z regionem i z częstochowską prasą rozpocząłem dysponując przestarzałym aparatem fotograficznym i pisząc swoje artykułu ręcznie. Obecnie posługuję się komputerem, poszukuję ciekawostek w Internecie, mam aparat cyfrowy, a artykuły i zdjęcia przesyłam nawet pocztą elektroniczną.
– Czyli stał się pan nowoczesnym dziennikarzem. A jak z pana zdrowiem, czy dolegliwości, o których pan wspomniał na początku, przeszły?
– Moja decyzja była chyba intuicyjna, po trzech latach wojaży stał się cud. Wszystkie trapiące mnie choroby zniknęły, a wyniki zaskakiwały lekarzy. Od 12 lat liczą się dla mnie tylko te dni, które spędzam na rowerze. A było ich już ponad 1100, bo tyle wycieczek odbyłem. Na każdej z nich odnalazłem choć jedno przydrożne miejsce warte zatrzymania się, opisania, sfotografowania i poszukiwania dalszych szczegółów. Miejsca te pozwoliły mi na 12 lat spełniania się i pozostawienia po sobie trwałego śladu.
URSZULA GIŻYŃSKA