Masz problem z wentylacją? Wybij dziury w ścianie – radzą specjaliści Robotniczej Spółdzielni Mieszkaniowej „Hutnik”
Dorota Kulińska do mieszkania przy ul. Niepodległości 41b m. 129 (zasoby RSM „Hutnik”) wprowadziła się w 2001 roku. Od tej pory boryka się z różnymi „urokami” lokalu. Były już karaczany, pękające mury. Teraz od blisko roku walczy z nieprawidłowym ciągiem powietrza, który wieńczony jest wypadającą kratką wentylacyjną w łazience, sadzami na podłodze i gromadzeniem się gazu w łazience.
– Siedzę na bombie i nikt w spółdzielni się tym nie przejmuje – mówi zdesperowana kobieta. Powtarzającym się notorycznie problemem wadliwej wentylacji jest przerażona. – Co rusz słyszy się o wypadkach wskutek nieprawidłowego ciągu. W moim mieszkaniu zależy on od kierunku wiatru. Zapchany jest komin, a mnie wmawia się, że przyczyną kłopotów z przepływem powietrza są zbyt szczelne drewniane okna. Spece ze spółdzielni radzą mi wybicie dziur na wylot w kuchni lub wymianę okien na plastiki – opowiada pani Dorota.
Ale jej zdaniem okna w mieszkaniu wcale nie są zbyt szczelne, wręcz przeciwnie mają spory nawiew powietrza, a problem tkwi w niesprawnej wentylacji komina. Pani Dorota od sierpnia ub.r. zabiega o jej udrożnienie. Wielokrotnie monitowała o to w spółdzielni (pisma w sierpniu, listopadzie, grudniu ub. r. i w styczniu br.), rozmawiała nawet z prezesem. Ten, choć mocno zdumiony – jego zdaniem tylko ona zgłasza jakieś problemy – obiecał, że sprawą się zajmie. I owszem, do lokatorki wysłano fachowców. – Cóż z tego? Wizyty kolejnych ekip specjalistów nic nie wnoszą. Ciągle twierdzą, że jest dobrze, ale to monterzy od wszystkiego, czyli od niczego. Ci sami przychodzą do wody, gazu i kaloryferów. Nie chcą nawet zostawić protokołu pokontrolnego – twierdzi Kulińska.
„Wentylowy” problem z wypadającą kratką powrócił 16. lutego i od razu został zgłoszony przez panią Dorotę do zakładu remontowo-budowlanego spółdzielni. To co później miało miejsce było zwykłą powtórką z „rozrywki”. – Przyszedł pan bez żadnego identyfikatora, włożył kratkę na miejsce i stwierdził, że jest dobrze. Zdenerwowałam się, bo mam małe dziecko i ciągle drżę, żeby nic się nie stało, a pan nie chciał nawet zostawić protokołu. Co dziwne, kierownik zabronił mi cokolwiek pisać. Zadzwoniłam więc do niego i w bezsilności powiedziałam, że zatkam kratkę poduszką. „A nawet niech wsadzi tam pani pierzynę” odpowiedział mi. Wezwany kominiarz potwierdził ich opinię, że przy otwartym oknie ciąg jest, przy zamkniętym nie ma. I co mam zrobić? Już zupełnie jestem wykończona – mówi.
Kobieta jest osamotniona w dochodzeniu swoich praw. Tak było, gdy trzeba było zlikwidować karaczany i naprawie pękających murów w bloku. Tak jest i teraz, gdy usiłuje wymóc poprawę wentylacji. „Dobre” rady speców i kominiarzy o wybiciu dziur w ścianach czy zamontowaniu chorągiewek, by sprawdzać kierunek wiatru odbiera jako urąganie jej osobie. Uważa też, że wymiana okien nie jest konieczna, bo po cóż wyrzucać to, co jest dobre.
Niestety, kierownik zakładu remontowo-budowlanego spółdzielni Zbigniew Deska nie czuł się kompetentny i upoważniony do rozmów z mediami i odesłał nas do prezesa. Kazimierz Jarosz, prezes „Hutnika”, obiecał nam, że sprawą zajmie się osobiście. – Wielu ludzi podłącza się do pionu wentylacji, więc może coś być nieprawidłowego. Nie znam sprawy i zapraszam panią do spółdzielni. Wszelkie skargi przyjmuję we wtorki od godz. 14.30 do 17.00 – skomentował.
Miejmy nadzieję, że tym razem władze spółdzielni problem pani Kulińskiej potraktują poważnie. Bagatelizowanie nieszczelnych wentylacji nie raz było już przyczyną nieszczęścia – zaczadzeń czy wybuchów.
URSZULA GIŻYŃSKA