Z prezesem częstochowskiego AZS-u Konradem Pakoszem rozmawiamy o realiach i przyszłości polskiej siatkówki.
Pewien prezes klubu żużlowego powiedział jakiś czas temu, że speedway zmierza w złą stronę, bo przez wygórowane wymagania zawodników większość zespołów nie będzie miało wkrótce pieniędzy na nabycie dobrych jeźdźców. Czy w siatkówce nie dzieje się podobnie?
– Jest w tym stwierdzeniu dużo racji. Zdobycie przez naszą reprezentację wicemistrzostwa świata w 2006 roku sprawiło, że oczekiwania finansowe siatkarzy w stosunku do klubów Plus Ligi wzrosły nawet kilkukrotnie. To jest potocznie rzecz nazywając „konsumowanie sukcesu”. Ważne jednak, aby w odpowiednim momencie dostrzec linię, której przekroczenie może doprowadzić drużyny do bankructwa, a w konsekwencji do kryzysu całej dyscypliny. Kilka przykładów z ostatniego sezonu pokazuje, że podpisywanie kontraktów z zawodnikami, bez ważnych umów sponsorsko-reklamowych albo co najmniej bez gwarancji ich zawarcia, może być zgubne. Z perspektywy AZS-u Częstochowa mogę powiedzieć, że staramy się nie dopuszczać do takiego zagrożenia. Tak naprawdę wszystko zależy od zarządzających zespołami. I nie chodzi tutaj tylko o siatkówkę czy żużel. Wystarczy spojrzeć na koszykówkę, która w krótkim czasie z wiodącej dyscypliny sportowej w naszym kraju znalazła się bardzo daleko we wszystkich rankingach czy to oglądalności telewizyjnej, czy też wartości marketingowej.
Pomimo że siatkówka jest bardzo modna i jej pozycja wciąż rośnie, cały czas trudno o sponsoring. Tak było w zeszłym sezonie nie tylko w Częstochowie, ale i w innych klubach. Jak jest w tym roku?
– Sponsoring, a może lepiej marketing sportowy, to rzecz stosunkowo nowa na polskim rynku. Wiele firm czy przedsiębiorstw nie ma w swoich działach reklamy bądź PR ludzi, którzy orientują się, jak korzystna w porównaniu z tradycyjnymi reklamami (prasowa, telewizyjna, radiowa) jest ta poprzez sport. Niemniej tendencja powoli zmienia się na korzyść. Od kilkunastu miesięcy głośno mówi się o kryzysie. Chyba nikt nie spodziewał się, że będzie on tak głęboki, a przecież w Polsce dopiero to, co najgorsze, jest przed nami. Między innymi dlatego tak ciężko o nowych partnerów biznesowych. W tym roku jest wyjątkowo ciężko zachęcić nowe firmy do współpracy. Niemniej myślę, że w najbliższym czasie uda nam się podpisać kilka umów sponsorskich, choć z pewnością nie będą to kwoty, które pozwolą na zakup gwiazd światowego formatu.
Siatkówka grą pieniędzy? Czy tabela Plus Ligi stanowi w pewnym sensie odzwierciedlenie zasobów pieniężnych klubu? Tzn., np. Częstochowa miejsce piąte i tak samo pod względem sumy pieniędzy?
– Nie ma się co oszukiwać. Siatkówka, a w tym przypadku Plus Liga, to sport zawodowy. Tutaj nie ma sentymentów, a na wynik duży wpływ ma wysokość budżetu. Na szczęście zdarzają się niespodzianki. Najbliższy przykład – postawa naszej drużyny w poprzedniej edycji Ligi Mistrzów. Nie mniej do środków, którymi dysponują zespoły z Bełchatowa, Rzeszowa czy Kędzierzyna-Koźla jest nam bardzo daleko. Na początku XXI wieku o mistrzostwo Polski zmierzył się AZS z Mostostalem. Oba kluby miały budżety na poziomie 2,5-3 mln zł. Teraz z takimi pieniędzmi ciężko walczyć o utrzymanie. A przecież w Częstochowie w tym czasie nie zmieniło się zbyt wiele, jeśli idzie o nowe, duże przedsiębiorstwa czy instytucje mogące i, co warte podkreślenia, chcące z nami rozpocząć współpracę.
Czy to oznacza, że taka drużyna jak Skra Bełchatów będzie niepokonana dopóki nie zjawi się zespół, który będzie bogatszy i dzięki temu będzie go stać na lepszych zawodników?
– Taka jest brutalna rzeczywistość. Ale w tym miejscu należy podkreślić ogromną pracę, która na przestrzeni ostatnich lat została wykonana w Bełchatowie. Ten zespół jest budowany od dziesięciu sezonów, czyli od momentu pierwszego awansu do ekstraklasy. I choć po roku Skra spadła z ligi, po jednym roku banicji wróciła do elity. W oparciu o mocne zaplecze
finansowe jest na chwilę obecną poza zasięgiem pozostałych rywali w Plus Lidze.
Co Pan myśli o młodych zawodnikach, którzy są świetnymi siatkarzami w swoim klubie, stanowią jego podporę, po czym po roku lub dwóch odchodzą do Skry, choć wiedzą, że tak naprawdę będą stać w kwadracie dla rezerwowych? Czy to nie jest w pewien sposób krok do tyłu z ich strony? Czy według Pana nie lepszym dla nich rozwiązaniem jest pozostanie w słabszej drużynie, „ogrywanie” się i zdobywanie doświadczenia? Bo chyba samo obserwowanie nie wystarcza?
– Każdy zawodnik ma swój rozum i podejmuje decyzje, które są dla niego najlepsze. Nie da się tak ogólnie podejść do tematu. Wszystkie przypadki należy rozpatrzyć indywidualnie. Domyślam się, że w podtekście chodzi o Kurka i Jarosza. W mojej ocenie ten sezon spędzony w Bełchatowie nauczył ich profesjonalnego podejścia do swojego zawodu. Bycie graczem klubu Plus Ligi oraz reprezentacji to w tej chwili zawód. Możliwość treningu z takimi sportowcami jak Murek, Falasca czy Antiga, obcowania nimi na co dzień pozwala spojrzeć na swoją karierę z zupełnie innej perspektywy. Myślę, że ich postawa w tegorocznej Lidze Światowej jest doskonałym potwierdzeniem tego, że przed rokiem podjęli słuszne decyzje.
O Częstochowie mówi się „kopalnia talentów”. To spod naszych skrzydeł wychodzą zawodnicy, którzy stają się czołowymi graczami reprezentacji i niestety potem innych klubów, a my znów kupujemy nowych, szkolimy ich, u nas stają się świetnymi siatkarzami, po czym znów ich wykupują i tak w kółko. Taki już nas los?
– W mojej ocenie to powód do dumy i satysfakcji. Od kiedy pamiętam, a na AZS zacząłem chodzić regularnie od 1989 roku, w Częstochowie co sezon pojawiało się wielu utalentowanych zawodników, którzy w perspektywie krótkiego okresu czasu stawali się podporami pierwszej reprezentacji. Mam nadzieję, że tak będzie nadal.
Jaka jest szansa, że skład na nadchodzący sezon utrzyma się przez następne lata?
– Taka szansa oczywiście istnieje. Jest tylko jeden warunek. Musi szybko znaleźć się ktoś, kto zainwestuje w klub naprawdę duże pieniądze. Osobiście na chwilę obecną nie widzę nikogo takiego w Częstochowie czy najbliższej okolicy. A poszukiwania nowych sponsorów trwają praktycznie przez cały rok.
Czy trener Radosław Panas odszedł z własnej woli? Jeszcze nie tak dawno mówił, że jest zainteresowany przedłużeniem kontraktu. Czy to decyzja zarządu, żeby zakończyć z nim współpracę?
– Do rozmów z potencjalnymi nowymi szkoleniowcami zostaliśmy jako zarząd spółki zobligowani przez właścicieli klubu. Odbyły się one, a ich efektem jest podpisanie umowy z Grzegorzem Wagnerem.
Czy są już założenia przed nowym sezonem?
– Założeń dotyczących celów, jakie zostaną postawione przed zespołem, na razie nie ma. Jak nie trudno się domyśleć chcielibyśmy walczyć z powodzeniem w Plus Lidze, Pucharze Polski oraz rozgrywkach międzynarodowych. Ale tutaj znów wracamy do punktu wyjścia. Bez dużych pieniędzy prawdopodobieństwo odniesienia sukcesu jest nieporównywalnie mniejsze niż przy środkach finansowych, którymi dysponuje konkurencja.
Jak Pan ocenia debiut trenera reprezentacji Polski Daniela Castellaniego? Popiera Pan pomysł na odmłodzenie zespołu?
– W mojej ocenie pracę trenera można, a wręcz należy, oceniać po przepracowaniu przez niego pełnego okresu, czyli po Mistrzostwach Europy. Co zaś się tyczy odmłodzenia reprezentacji, uważam, że już w trakcie ubiegłorocznej Ligi Światowej młodzi zawodnicy powinni otrzymać więcej szans. Przykład naszego klubu nie pozostawia chyba zbyt wiele wątpliwości w tej materii? Tegoroczna LŚ, to był ostatni moment.
Podczas Ligi Światowej mogliśmy być świadkami wielu błędów sędziów. Jakie jest Pana stanowisko wobec wprowadzenia powtórek wideo w spornych sytuacjach?
– Sędziowie są tylko ludźmi i błędy będą się zdarzać. Z informacji, które posiadam, rozważane są powtórki podobne do tych, jakie można było zobaczyć chociażby podczas ostatniego Wimbledonu. Myślę, że to znacznie doskonalsze rozwiązanie od dotychczasowych powtórek. Aczkolwiek te, których byliśmy świadkami podczas finałów Plus Ligi czy Pucharu Polski, są krokiem we właściwą stronę.
Na stronie AZS-u są informacje na temat nowych zawodników. W chwili obecnej jest ich trzech. Ilu jeszcze możemy się spodziewać?
– Bardzo byśmy chcieli pozyskać jeszcze jednego niezłego przyjmującego. Praktycznie cały czas jesteśmy w kontakcie z kilkoma zawodnikami oraz ich menedżerami. Przy tego typu rozmowach pośpiech nie jest dobrym doradcą. Dlatego też na ostateczne rozstrzygnięcia być może będzie trzeba jeszcze trochę poczekać.
MARIETTA MATEJA