Rozmawiamy z liderem częstochowskiego zespołu „Filing” – Pawłem Dudkiem. Już niedługo, bo 27 września, o godzinie 19.30, zespół będzie występować w Rędzinach z okazji Mistrzostw Polski w mini żużlu

Na początek nie mogę zapytać o źródło powstania grupy?
– Zespół jest nowy na częstochowskiej scenie muzycznej, powstał w 2023 roku. Gdy dołączyła do nas wspaniała wokalistka Anna As, ukształtował się jako band rockowy. Nazwa „Filing” jest mojego autorstwa, pochodzi z inspiracji utworem „Chwile” Hanny Banaszak i Andrzeja Zauchy z 1986 roku. Nasze mocne wejście na sceny częstochowskie i ogólnopolskie zaczęło się od lutego 2024 roku.
Czyli podbijacie serca widzów…
– Staramy się. Gramy w składzie: wokalistka Anna As, basista Andrzej Michalak „Tyci”, gitara solowa – Darek „Dede” Werner, perkusja – Paweł Dudek. Wszyscy, oprócz Darka, który jest ze Zgierza, jesteśmy z Częstochowy. Wykonujemy covery polskiej muzyki rockowej, dobieramy repertuar pod każdą publiczność – młodszą i starszą, tak aby wszyscy mogli się z nami bawić. Śpiewamy utwory Izabeli Trojanowskiej, Urszuli Ostrowskiej, Beaty Kozidrak, Agnieszki Chylińskiej, zespołów Hey, Breakout, Dżem, Bajm, Maanam.
Pan jest liderem, zapewne także pomysłodawcą stworzenia grupy?
– Tak, to mój projekt, a przy realizacji przyświecała mi chęć gry. To było najważniejsze. Oczywiście grałem w innych zespołach, moja przygoda muzyczna trwa dziesiątki lat.
Zespół jest młody, ale intensywnie Państwo pracują.
– Ostatni sezon faktycznie był mocno napięty, bywało, że jednego dnia w różnych miejscach graliśmy dwa koncerty. Trzeba było to logistycznie zgrać. Ostatnio byliśmy w Rzeniszowie, a także graliśmy charytatywnie dla Wiktorii z Blachowni, na Dniach Poczesnej razem z „Chłopcami z Placu Broni”, w Kamienicy Polskiej z „Big Cyc”, w Blachowni z Krzysztofem „K.A.S.A.” Kasowskim. Gramy gdzie możemy, bo to kochamy. To nasza pasja. Czerpiemy z tego radość.
I jak publiczność klaszcze, i z wami śpiewa też jest radość…
– To jest dla nas najważniejsze. Staramy się zawsze i wszędzie traktować naszych fanów z należytym szacunkiem i serdecznością, a mamy już i takich, którzy za nami jeżdżą. Na koncertach widzę znajome twarze, czasem schodzimy do widzów i robimy wspólne zdjęcia. A oni nie chcą nas wypuścić i to jest bardzo miłe, i to cieszy, bo bez nich nie byłoby nas.
Czy mogą się Państwo poszczycić jakimiś sukcesami, choć wprawdzie czas wspólnego koncertowania jest niedługi?
– Dla nas sukcesem jest nasza publiczność. I sukcesem jest to, że tam gdzie gramy jest ona duża. To widzowie dają nam siłę do dalszego działania. Nie uczestniczymy w konkurach i nie zabiegamy o to, my chcemy jedynie grać i dawać radość i uśmiech. Myślimy nad nagraniem własnych utworów, a że marzenia się spełniają, to zapewne przyjdzie na to czas, a może nawet i na własną płytę.
A jak udało się Panu zbudować zespół?
– Moi koledzy to świetni muzycy. Gitarzyści grali ze mną w innych zespołach, znamy się długo. „Tyci”, basista z 52-letnim stażem, gra od 1973 roku i od razu zgodził się przystąpić. Potem przystał do nas Ryszard Krawczyk, obecnie już z nami nie gra. Ankę ściągałem przez półtora roku, ale było warto czekać. Jej obecność jest bardzo istotna dla nas. Ania ma bardzo piękny głos, charyzmatyczny i ciepły jednocześnie. Grałem w różnych zespołach i różnymi wokalistkami, ale takiego głosu jak Ani nie słyszałem. Wiele nauczyłem się od Andrzeja Michalaka, on mnie przekierunkował z weselnego grania na rock, a to całkiem inne granie. Darek jest bardzo dobrym gitarzystą i cieszę się, że jest z nami. Ostatnio zdobył pierwsze miejsce na Festiwalu Nalepy w Rzeszowie.
Jak znajdują Państwo czas na wspólne próby, przecież każdy z prowadzi własne życie, pracuje zawodowo.
– Staramy się, aby nasze koncerty brzmiały profesjonalnie, co oczywiście jest efektem licznych prób i zgrania. Andrzej jest na emeryturze, Darek wykonuje gitary, Anna i ja pracujemy zawodowo. Zespół wszyscy traktujemy bardzo serio, jako drugą pracę. Jego prowadzenie wymaga nakładów, musimy utrzymać próbownię, opłacać dojazdy i inne formalności.
Plany na przyszłość zapewne mają Państwo skrystalizowane?
– Zależy nam na tym, aby zespół ciągle szedł w górę. Widzę i czuję, że to nam się sukcesywnie udaje i jak tak dalej pójdzie, to przyszły sezon będzie jeszcze lepszy. Nie chciałbym tego zapeszyć, ale takie mam przeczucie. Już najbliższy czas mamy wypełniony koncertami. 27 września o godzinie 19.30 będziemy występować w Rędzinach z okazji Mistrzostw Polski w mini żużlu. Później 3 października też w Rędzinach, potem 6 listopada na koncercie „Senior w podróży” w Akademickim Centrum Kultury w Częstochowie.
Jako lider musi Pan dbać o dobry klimat w zespole, od tego przecież zależy wspólne dobre granie.
– Jest różnie, jak w każdym zespole. Czasem są niedomówienia, różne opinie, ale zawsze staramy się iść na kompromis, bo grać trzeba. Nieważne czy ktoś się z kimś nie zgadza, grać trzeba.
W Częstochowie aktualnie jest sporo zespołów amatorskich. Czym na tle tej barwnej, muzycznej mozaiki się wyróżnia „Filing”?
– Może zabrzmi to nieskromnie, wyróżniamy się tym, że na naszych koncertach zawsze jest sporo ludzi. I za to bardzo dziękujemy.
A może teraz trochę o Panu. Wspomniał, Pan, że gra już wiele lat. Proszę przybliżyć naszym Czytelnikom swoją drogę artystyczną.
– Pochodzę z rodziny muzyków, granie zawsze siedziało we mnie. Mój tato w latach 60. XX wieku tworzył polski bigbit – to Marek Dudek. Grał z Kasią Sobczyk, między innymi, utwór „Trzynastego”. Przegrał na perkusji ponad 50 lat. Syn mój gra w zespołach, brat i brata syn też – i wszyscy na perkusji. Ja początkowo uczyłem się grać na akordeonie, naukę zacząłem w 1978 roku w Ognisku Muzycznym przy ulicy Jasnogórskiej. Zaprowadził mnie tam tato, a uczył tam jego kolega, z którym kiedyś grał. To był Ryszard Strojec, mój wspaniały profesor. Przygoda z akordeonem trwała do 1983 roku, później nastał czas perkusji, a nauczycielem był mój tato. Jeździłem na różne festiwale perkusyjne i grałem w różnych zespołach, włącznie z heavy metalowymi i bluesowymi, szantowymi, w różnych miejscach i z różnymi ludźmi. Niektórych już nie ma, innych serdecznie pozdrawiam i dziękuję, bo zawsze czegoś od kogoś się nauczyłem. Także grałem w zespole weselnym, przygrywając do tańca, dodam, że to była dobra szkoła. Ostatnio na weselu zagrałem w 2017 roku i potem stwierdziłem, że chcę czegoś więcej. Nastała przerwa w muzykowaniu, ale nie mogłem tak żyć. I zaczęła się era zespołów bluesowych i rockowych, i wreszcie przyszedł czas na stworzenie własnej grupy, takiej, która wspólnie ze mną będzie dążyć do nowych wyzwań, wyższego poziomu. To jest moje marzenie, czy to się uda, tego nie wiem, ale wierzę, że skoro mi starczy sił, to to dokonam.
Jaki jest ten nadrzędny cel?
– Wspólne granie. Jak będziemy grali, to będziemy się rozwijali, bo tylko dzięki pracy możemy osiągać coraz wyższe pułapy. Dużo skupiam się nad zespołem, ale samemu niewiele się zdziała, trzeba mieć wsparcie. Jeśli ono będzie, to dam radę.
Co takiego w sobie ma perkusja? Ten instrument towarzyszy Państwa rodzinie niejako kompleksowo.
– To mamy w genach, tacy żeśmy się urodzili. Starszy syn jest bardzo dobrym bębniarzem, młodszy poszedł w innym kierunku, ale też związany jest z branżą muzyczną. A perkusja? To jest uderzenie, power, to jest to coś. Nie wiem, co ona ma w sobie, ale wiem, że od dziecka mnie ten instrument fascynował. Pomijam akordeon, bo choć grałem na nim, to nie było moją pasją. Zawsze chciałem być perkusistą i to mnie inspirowało. I tak jest do dzisiaj.
Jaką ideą artystyczno-życiową kieruje się Pan?
– Zawsze mów prawdę i bądź szczery. I rób to, co kochasz.
A którzy piosenkarze wywierają wpływ na Pana osobowość muzyczną?
– To przede wszystkim Andrzej Zaucha. On zawsze mi towarzyszył i teraz do niego powracam. Gram jego utwory dla siebie. Także Wojciecha Skowrońskiego. Obaj już odeszli. Jest wielu artystów polskiej sceny rockowej, którzy mnie inspirują. U Andrzeja Zauchy fascynuje mnie jego stosunek do muzyki i jego talent, jako samouk potrafił wyśpiewać górę-dół i robił to tak to, że aż zapierało dech, aż ciarki szły po plecach. I grał też na perkusji. Dla mnie Zaucha był artystą na miarę światową.
Co Pana interesuje poza muzyką?
– Jestem patriotą, pamiętam o świętach narodowych, dużo czytałem na temat historii, teraz mniej, bo pochłania mnie zespół i sprawy wokół niego, a jest tego całe mnóstwo.
Dziękuję za rozmowę
URSZULA GIŻYŃSKA