Radni w zbliżeniu
Wacław Baczyński ma 72 lata i jest najstarszym częstochowskim radnym. Jest związany z Wydziałem Pedagogicznym Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie, gdzie pracuje w Instytucie Kultury Fizycznej. W wyborach samorządowych startował z listy Prawa i Sprawiedliwości z drugiego miejsca w okręgu numer cztery, obejmującym dzielnice: Raków Zachód, Błeszno, Wrzosowiak i Ostatni Grosz. Z radnym Baczyńskim rozmawiamy o problemach Częstochowy, jej możliwościach oraz prywatnych zamiłowaniach.
Czy jako radny senior czuje Pan jakąś specjalną misję do wykonania w Radzie?
– Jako radny senior miałem zaszczyt otworzyć kolejną kadencję Rady Miasta Częstochowy. Natomiast, nie powiedziałbym, żeby to była szczególna misja. Czuję się jednak odpowiedzialny moralnie za to, aby cztery lata obecnej kadencji zostały wykorzystane z korzyścią dla Częstochowy. Będę robił wszystko, aby działania radnych szły w kierunku, który pomoże miastu być bardziej doskonałym, pięknym i znanym.
W takim razie jaką koncepcję rozwoju Częstochowy ma Pański klub Prawa i Sprawiedliwości?
– Chcemy, aby Częstochowa była miastem prężnym i nowoczesnym, przynajmniej półmilionową metropolią, a jednocześnie zachowała klimat historyczny i atmosferę wiecznego pielgrzymowania. Jest to możliwe przy zachowaniu pewnych logicznych proporcji. Powinniśmy wdrażać śmielsze rozwiązania architektoniczne poza centrum miasta, udrożnić ruch kołowy i pieszy, budując tunele przelotowe i przejścia podziemne z zapleczem handlowym, wypoczynkowym i rozrywkowym, jak na przykład we Wrocławiu na Placu Jana Pawła II. Jeżeli stawiamy pomniki, to wznośmy je ku chwale – duże, okazałe i niepowtarzalne, a nie małostkowe figurki. I jeszcze jedno, Częstochowa powinna tonąć w zieleni drzew i mozaice kwiatów. Skąd brać pieniądze? Powinniśmy śmiało i profesjonalnie korzystać ze środków pomocowych Unii Europejskiej, tworząc bardzo dobre programy ich wykorzystania, jak na przykład w Zamościu. I w tym właśnie kierunku, wspólnie z prezydentem Tadeuszem Wroną mam nadzieję, mamy zamiar działać. Poza tym, ważne jest dla nas podniesienie poziomu materialnego szkół, wyposażenie je w obiekty sportowe, wyremontowanie.
Jest Pan gorącym propagatorem zagospodarowania terenu tzw. Parku Lisiniec. Jak powinno wyglądać to miejsce?
– Profesorowie z AJD uświadomili mi, że jest to unikatowy teren, nie tylko w skali Częstochowy i Jury Krakowsko-Częstochowskiej, ale w ogóle całego kraju. Znajdują się tam zanikające albo zagrożone całkowitym zniknięciem z Ziemi rzadkie rośliny i drobne zwierzęta, jak na przykład pająk marpissa radiata, objęte ochroną ślimaki winniczki czy motyl czerwończyk nieporek. Do zagrożonych roślin zaliczono storczyki – kruszyk szerokolistny i storczyk szerokolistny, a także jaskier sardyński i, zagrożony wymarciem w całym województwie śląskim, jastrzębiec kwiecisty. Ze względu na te i wiele innych rzadkich gatunków naukowcy zaliczyli ten teren do pierwszej, najwyższej strefy w skali stosowanej do oceny tzw. cenności przyrodniczej. Dlatego jestem przeciwnikiem budowania tam aquaparku, który można z powodzeniem wybudować w innych miejscach, na przykład na Wyczerpach czy Rakowie. Jeżeli zrujnujemy unikalny obszar Parku Lisiniec, zrobimy ogromną krzywdę przyszłym pokoleniom i przyłożymy rękę do dalszej dewastacji środowiska naturalnego. Będę robił wszystko, aby teren ten został przekształcony w ogród botaniczny. Przyniesie to, moim zdaniem, dużo splendoru Częstochowie. Rozmawiałem z eurodeputowanymi i nie ma żadnych wątpliwości, że Unia Europejska na taki szczytny cel da pieniądze i to niemałe.
Ale jednak okolice zbiorników “Bałtyk”, “Pacyfik”, “Atlantyk” były zawsze dla częstochowian popularnym miejscem typowego wypoczynku, leżakowania, kąpania się?
– To był teren rekreacyjny tak długo, dopóki nie wiedzieliśmy, co on sobą przedstawia. Uświadomiliśmy sobie, co możemy stracić i teraz, razem z Komisją Infrastruktury i Ochrony Środowiska, będziemy go chronić jak własne oko.
Są jakieś inne, priorytetowe dla Pana sprawy w Częstochowie?
– To na pewno stan sanitarny i czystość w Częstochowie. Jestem zaskoczony, zasmucony i zbulwersowany tym, że miasto jest tak strasznie zaśmiecone i nie ma pomysłu, jak to zmienić. Dziwię się, że nic nie mówimy o prawie, według którego właściciele prywatnych posesji i gruntów mieliby obowiązek sprzątania swego terenu, chodnika i połowy jezdni. W związku z tym nikt tego nie robi. Straż Miejska powinna mieć obligatoryjny obowiązek wyegzekwowania czystości. Wtedy miasto wyglądałoby całkiem inaczej.
Bardzo często przejawia Pan nowoczesność w swoich poglądach, mało w nich sztywno konserwatywnego podejścia. Jak w przypadku ul. Dekabrystów, kiedy nie twierdził Pan, jak niektórzy, że studenci powinni tylko uczyć się. Przyznał Pan, że mają też prawo do rozrywki.
– Tak jest, te zakazy nie zmienią studentów. Oni ciężko pracują i muszą gdzieś się wyluzować, a tym samym mieć zapewnione miejsce do rozrywki. Natomiast trzymanie ich w pewnych rygorach jest konieczne. Taką rolę powinna spełnić Straż Miejska. Obowiązek pilnowania porządku musi też spaść na właścicieli lokali, choćby poprzez umowę z Urzędem Miasta, nakładającej konieczność monitorowania przez przedsiębiorców rejonu pubów. Pretensje mieszkańców o hałasy, burdy i tak dalej, są słuszne. Powinny więc zostać uzgodnione również konkretne ograniczenia, jak na przykład, do której godziny może być emitowana muzyka. Jeżeli będziemy egzekwować ustalenia, na pewno wszyscy na tym skorzystają, zarówno mieszkańcy, jak i studenci, i młodzież.
Jest Pan w czterech komisjach stałych Rady Miasta (wiceprzewodniczący Komisji Praworządności i Samorządu, członek Komisji Kultury Sportu i Turystyki, Infrastruktury i Ochrony Środowiska oraz Edukacji). To dość sporo.
– Są radni, którzy są w dwóch, w trzech komisjach. Ja natomiast wybrałem cztery, bo sądzę, że są ważne. Na ich posiedzeniach poruszane są problemy znane mi i bliskie. W miarę możliwości, staram się zrobić wszystko, by działały w istotnych dla miasta sprawach.
Jest Pan przewodniczącym Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich, a także jego członkiem od momentu założenia. Skąd takie zainteresowania?
– Jestem rodowitym lwowianinem i gdy przyjechałem do Częstochowy pomyślałem sobie, że trudno zapominać o swoim rodzinnym mieście. Szczególnie o takim, które kiedyś było perłą w koronie Rzeczypospolitej, stolicą sztuki i kultury polskiej, także najweselszym miastem w kraju, jak również o mieście Semper fideris, zawsze wiernym Polsce. Po odwilży, czyli po transformacji ustrojowej w roku 1989, kiedy można było się już zrzeszać, postanowiliśmy z osobami, które pochodzą z Lwowa i Kresów Wschodnich, założyć Towarzystwo. Działamy na rzecz zachowania dziedzictwa kulturalnego i historycznego Lwowa i byłych Kresów Południowo-Wschodnich Rzeczypospolitej Polskiej. Najlepszym przykładem jest to, że w ubiegłym roku udało nam się w Częstochowie odsłonić Pomnik Orląt Lwowskich na Placu o tej samej nazwie w dzielnicy Raków.
Czy częstochowianie przejawiają zainteresowanie tematyką historyczno-geograficzną i kulturową Lwowa?
– Bardzo duże. Interesują się tym historycy i inni naukowcy AJD, studenci piszą prace magisterskie na tematy związane z Lwowem i Kresami Południowo-Wschodnimi. Konsekwencją tych działań było to, że obecnie Akademia ma bardzo dobre kontakty z naukowcami i uczelniami we Lwowie, między innymi Uniwersytetem Lwowskim, Akademią Drukarską, Akademią Sztuk Pięknych i innymi. Pomogło w tym jeszcze kilka poważnych wystaw, które organizowaliśmy w Częstochowie pod nazwą “Zachować od zapomnienia”.
Co sprowadziło Pana do Częstochowy?
– Przypadek. Na pobyt stały do Polski wyjechałem ze Lwowa w roku 1988. Dopisało mi sporo szczęścia, bo w tym czasie nie było to proste. Gorbaczow w swojej tzw. pierestrojce troszeczkę poluzował rygor i zezwolił na wyjazdy w ramach łączenia rodzin. Mnie się udało. A do Częstochowy dlatego, że matka mojej żony już wcześniej była tu i wykupiła nam mieszkanie przy ul. Rakowskiej, gdzie od razu się wprowadziliśmy.
Czym jeszcze zajmuje się na co dzień radny Baczyński?
– Jestem też prezesem i trenerem Towarzystwa Gimnastycznego “Sokół” w Częstochowie dla młodzieży. Prowadzę sekcję akrobatyczno-gimnastyczną. Robię to nieodpłatnie od roku 1993. Mam bardzo dużo chętnych, ale warunki są ograniczone. Zainteresowani moimi zajęciami prowadzą nawet własną listę i na każde wolne miejsce już jest kolejka. Niestety, jestem zmuszony wybierać tylko te osoby, które się najbardziej nadają do akrobatyki i gimnastyki. Cieszę się, że mogę z młodymi ludźmi pracować na co dzień. W związku z tym bardzo dobrze znam ich problemy i potrzeby. Przede wszystkim bardzo im zależy na prezentowaniu się z jak najlepszej strony. Wbrew pozorom przejmują się problemami materialnymi związanymi z założeniem rodziny. Młodzieży zależy też na utrzymaniu odpowiedniej kondycji fizycznej i psychicznej, w myśl hasła: “W zdrowym ciele zdrowy duch”.
Był Pan dyrektorem Kombinatu Sportowego we Lwowie. Podobno miał Pan okazję w tym czasie poznać ciekawe osoby, między innymi radzieckich astronautów. Jakie wspomnienia wiąże Pan z tym okresem?
– Ogromne hale, hotel, stadion…. Przy tym “pałacu sportów” wybudowałem jedno z najbardziej nowoczesnych centrów odnowy biologicznej, dlatego ci astronauci tam przyjeżdżali. Jednocześnie wykonywali we Lwowie kontrole przyrządów i wyposażenie statków kosmicznych, które były produkowane w różnych utajnionych zakładach przemysłowych. Oficjalnie robiono w nich wózki dziecięce, sprzęt AGD itp. W trakcie sprawdzania zamówień, kosmonauci korzystali przy okazji z odnowy biologicznej, treningów kondycyjnych na halach sportowych w ośrodku, w którym byłem dyrektorem. Byli wśród nich Tiereszkova, Titov, Bieregovoj oraz Sebastianov. Są to nazwiska bardzo znane w astronautyce, przykładowo był drugim po Gagarinie, który poleciał w kosmos.
Tak na zakończenie, czy kieruje się Pan w życiu jakąś maksymą, złotą myślą?
– Raczej nie, chcę po prostu działać dla dobra mieszkańców, żeby mieli godne warunki pracy i życia. Przede wszystkim bardzo kocham młodzież i staram się zrobić wszystko, żeby była zdrowa, wykształcona i miała dobre perspektywy rozwoju w życiu, zarówno wobec siebie, jak i całej naszej ojczyzny.
Dziękuję za rozmowę.
rozmawiał:
Łukasz Giżyński