CZĘSTOCHOWIANKI
Mieszka w Częstochowie od zawsze. Tu rodzili się i umierali jej pradziadowie, dziadkowie, rodzice… Ma nadzieję, że też zostanie tu na zawsze. Jej dom rodzinny, w którym przyszła na świat, znajduje się w dzielnicy Bór. To tam, nad rzeką Kucelinką spędzała najpiękniejsze chwile bawiąc się z rówieśnikami.
Anna Kaptacz, bo to ona jest bohaterką dzisiejszego tekstu, mówi że dzieciństwo miała cudowne. – To mój największy kapitał. Wszystko co zgromadziłam w sobie w tym właśnie czasie. Wrażliwość na innych, ciekawość świata, umiłowanie przyrody. Mama, tata, dziadkowie, rodzeństwo, no i nieustanne obcowanie z przyrodą – obserwacja zmieniającego się świata, który w zależności od pór roku to zamierał, to znów budził się do życia – mówi. Kontakt z ludźmi starszymi, niedomagającymi, bo przecież wychowywała się w rodzinie wielopokoleniowej, ukształtował ją tak bardzo, że jasnym był późniejszy wybór przyszłości w zawodzie pielęgniarki. – Miałam szczęście do wychowawców. Najpierw w szkole podstawowej nr 8 p. Jadwiga Kamińska, wspaniały pedagog, cudowny człowiek. Nauczyła mnie kochać matematykę, a przy okazji, jak organizować i dobrze wykorzystywać czas. Drugą postacią, która miała duży wpływ na mój charakter był ks. Zdzisław Hatlapa. On pokazał mi, jak prawdy ewangeliczne przekładać na życie. Jego świadectwo wiary uświadomiło mi, że nauką Jezusa Chrystusa trzeba po prostu żyć – wspomina pani Anna.
Wejście w kolejny etap życia miała trudny. W pierwszym roku nauki w Liceum Pielęgniarskim zmarł jej ukochany ojciec. Nie wspomina dobrze tego czasu, również z powodu samotności w cierpieniu. Ma żal do nauczycieli, że pozostawili ją samą sobie. Może dlatego dziś potrafi, z tak ogromnym zaangażowaniem, walczyć o podopiecznych Stowarzyszenia, również osieroconych.
Szybko zostaje żoną i mamą. Zmienia to jej plany życiowe. Rezygnuje ze studiów medycznych i rozpoczyna pracę w Szpitalu Miejskim. Znów ma szczęście. – Po krótkim okresie pracy na oddziale położniczo-ginekologicznym trafiłam na urologię. Tu dopiero nauczyłam się czym jest praca pielęgniarki. Moim mentorem medycznym był dr n. med. Kazimierz Dąbrowski, świetny lekarz z doskonałymi predyspozycjami pedagogicznymi. Siostra oddziałowa Barbara Białecka ukształtowała we mnie wszystkie dobre nawyki pielęgniarskie. W tym okresie zrozumiałam, że kocham swój zawód – opowiada.
Czas mijał. W ciągu 15 lat pracy w szpitalu rodziły się kolejne dzieci, przybywało doświadczenia, pojawiały się nowe wyzwania. Zmieniała się rzeczywistość Polski. Dzieci rosły, nie wymagały już tak intensywnej opieki. Anna zaczęła się angażować w pracę związkową. Po przełomie roku 80 wchodzi w skład regionalnej komisji zdrowia „Solidarności”. Zwierzchnicy nie pozwalają jej łączyć pracy z doskonaleniem zawodowym. Trafia z oddziału szpitalnego do poradni urologicznej. Kolejny etap zmian ustrojowych stawia przed nią nowe zadania – zostaje pełnomocnikiem Ministra Zdrowia do Tworzenia Izb Pielęgniarskich. Jeździ po całym regionie, przekonuje pielęgniarki i położne do nowych struktur. Zostaje wybrana wiceprzewodniczącą Izby Regionalnej.
Tak wspomina tamten burzliwy czas. – „Działo się dużo, ale wszyscy mieliśmy świadomość, że robimy coś ważnego. Zaczęło się głośno mówić o konieczności nowej jakości działań na rzecz ludzi obłożnie chorych. Pojęcie opieki paliatywnej stawało się przedmiotem opracowań naukowych i tematem szkoleń. Organizował je prof. Jacek Łuczak. Ukończyłam jedno z nich. Przy Izbie Pielęgniarskiej rodziło się Stowarzyszenie Opieki Paliatywnej Ziemi Częstochowskiej. Pomagało wielu – dr Wojciech Zieliński, dyr. >>> Marchewka, ks. Jerzy Kuliberda, dr n. med. Zenon Rudzki. To tylko niektóre z osób, ale wszystkich nie sposób tu wymienić – kontynuuje A. Kaptacz.
W 1994 roku kolejna zagrożona ciąża wyłącza panią Anię z pracy w Izbie. Poświęca się Stowarzyszeniu. Spędza całe dnie w nowym domu, wydzierżawionym Stowarzyszeniu. Musi leżeć, więc w tej pozycji zawiaduje pracą. – Tylu rozmów telefonicznych nie przeprowadziłam nigdy. Wszystko załatwiałam przez telefon. Nawet wymianę wolontariuszy z Padwą! – mówi.
Stowarzyszenie dziś, to spora kadra fachowców: pielęgniarki, lekarze, psycholodzy, rehabilitanci, wolontariusze i wielu innych, na co dzień organizujących i wspierających posługę ludziom chorym, często w terminalnym okresie choroby. Na początku swej działalności miało pod swoją opieką 80. pacjentów rocznie, dziś 220. dziennie w samej Częstochowie. „Dzieckiem” Stowarzyszenia jest organizowana już od lat trzynastu Ogólnopolska Konferencja Stowarzyszeń Hospicyjnych. Znamienne, że odbywają się na Jasnej Górze, w Domu Pielgrzyma. Działa również Akademia Raka, od wielu lat podejmowane są również działania w ramach akcji uświadamiająco-profilaktycznej „Pola Nadziei”.
Nie trzeba uzasadniać potrzeby istnienia takich Stowarzyszeń, nie trzeba wyjaśniać, jak bardzo potrzebni są ludzie, tacy, jak Ania Kaptacz, należy jednak ciągle mówić, zarówno o nich, jak o ich pracy. – Częstochowa to moje miejsce na ziemi, to moja wielka miłość. Nie wyobrażam sobie życia gdzie indziej. Myślę też, że robię to, co robię, tylko dzięki temu, że mieszkam właśnie tu, u stóp Jasnej Góry, skąd czerpię siłę i pewność, że dam radę, gdzie jest bardzo wielu wspaniałych ludzi, których spotykam każdego dnia i którym dziękuję za wsparcie i pomoc. Bez nich, pracowników etatowych i wolontariuszy, kapłanów posługujących w hospicjum, bardzo wielu ludzi nie miałoby możliwości żyć bez cierpienia, umierać w spokoju i miłości – stwierdza pani Anna. Te słowa są chyba najlepszym podsumowaniem tekstu o życiu dla innych, o miłości do ludzi. Dobrze, że to częstochowski życiorys.
Anna Kaptacz Mężatka, troje dzieci, wnucząt Od 1995 r. przewodnicząca częstochowskiego oddziału Katolickiego Stowarzyszenia Pielęgniarek, od 17 lat prezes Stowarzyszenia Opieki Hospicyjnej Ziemi Częstochowskiej, posiada srebrny Krzyż Zasługi przyznawany przez Prezydenta RP. Dwukrotnie otrzymała nagrodę Prezydenta Miasta Częstochowy im. Wł. BiegańskIego. Została również uhonorowana medalem Związku Polskich Kawalerów Maltańskich.
ANNA DĄBROWSKA