Czy jesteśmy miastem brudasów? – zastanawia się Barbara
Franczykowska, prezes Koła
Polskiego Związku Wędkarzy Częstochowa Miasto. – Chyba tak – odpowiada, bo jakże inaczej określić gród, którego
mieszkańcy w miejscach
publicznych pozostawiają
po sobie tony śmieci
Jak poinformowała nas pani Barbara wokół zbiornika wędkarskiego przy ul. Zaciszańskiej w Częstochowie, który jest własnością Koła, rysuje się osobliwy obrazek. Wbrew zakazowi (stosowne tablice są umieszczone w kilku miejscach) mieszczuchy plażują tam i kąpią się. Ostatecznie można to zrozumieć, w upały ludzie ciągną do wody jak ćmy do światła. Gorzej, gdy letnicy wykazują kompletny brak kultury i po zakończonym wypoczynku pozostawiają po sobie nieczystości. – To góry śmieci, różnego autoramentu: butelki, pampersy, szmaty, gazety, garnki, firanki, etc. – wylicza pani Barbara.
Ponieważ zbiornikiem zarządza Koło jego członkowie zobligowani są do uprzątnięcia terenu. Skłania ich do tego nie tylko poczucie obowiązku, ale zwykła przyzwoitość, której zdecydowanie brakuje nielegalnym użytkownikom zbiornika. – Cóż mamy robić? Kupujemy za własne pieniądze worki i rękawice, i sprzątamy – mówi prezes Franczykowska. Mimo że członkowie Koła tracą swój własny czas i pieniądze, skazani są na syzyfową pracę. – Śmieci jest tak dużo, że teren musimy porządkować co dwa tygodnie. Osiągamy niezłe wyniki, zbieramy blisko 50 worów odpadów. Dodatkowo za ich wywózkę na wysypisko, jednorazowo płacimy 200 zł. Jak długo jeszcze to potrwa? – pyta zbulwersowana pani Barbara.
Z niechlujstwem wędkarze wojują sami. Jak mówi prezes Franczykowska jedyną pomoc uzyskują od policjantów z II Komisariatu KMP. To jednak nie wystarcza. Zdeterminowana udała się po pomoc do naszej gazety. – Dlaczego miasto nic nie robi, by ukrócić bałaganiarstwo częstochowian? – pyta.
Problem doskonale znany jest Urzędowi Miasta. Ale cóż z tego. – Ze względu na upały oblężone są wszystkie zbiorniki wodne w okolicach miasta. Na gliniakach na Lisińcu codziennie bywa kilka tysięcy ludzi, podobnie jest na Michalinie. Wszędzie jest tam kąpiel zakazana, ale miasto nie jest w stanie zapewnić w tych miejscach odpowiednich warunków do opalania – mówi Jarosław Kapsa, rzecznik prasowy UM. Jak nam powiedział, Straż Miejska, w ramach rutynowych zadań, sprawdza te rejony i wystawia mandaty za zabrudzanie miasta. – Niestety, jej możliwości są ograniczone, głównie z powodu wzmożonego ruchu pielgrzymkowego. Straż musi zapewnić bezpieczeństwo pątnikom. By uregulować problem przy zbiorniku należałoby zaplanować stałe dyżury. To niemożliwe – tłumaczy.
Jednak problem jest niepokojący i to w kilku kwestiach. Po pierwsze zbiornikprzy ul. Zaciszańskiej nie jest dostosowany do pływania. Nie ma tam ratownika, a zdarzają się utonięcia. Kto, nie daj Boże, odpowie za śmierć? Po drugie zaśmiecanie jest wykroczeniem. Z tą plagą czas zacząć walczyć, zwłaszcza, że jak zauważa prezes Franczykowska okolice zbiornika stają się wysypiskiem właścicieli eleganckich wozów. – Podjeżdżają i przez okna wyrzucają worki ze śmieciami – mówi. Dla takich brudasów nie ma litości, odpowiednie są tylko wysokie kary. Po trzecie przy obecnych upałach porzucone odpady stanowią zagrożenie pożarowe. Ostrzega przed tym mł. bryg. Jarosław Piotrowski z Komendy Miejskiej PSP. – Mieszkańcy wykazują kompletny brak wyobraźni i niefrasobliwość. Przy takich warunkach pogodowych ostrożność jest niezbędna – apeluje.
Łamanie zakazów najlepiej karać mandatem. Mamy przecież blisko 100 funkcjonariuszy Straży Miejskiej odpowiedzialnych za utrzymanie porządku w mieście. Zdecydowane kroki szybko ukrócą niezdyscyplinowanie mieszkańców, a zarazem ułatwią życie wedkarzom. Czy miasto może im jakoś pomóc? Jarosław Kapsa zaprasza przedstawicieli Koła do naczelników Wydziału Ochrony Środowiska: Zbigniewa Kalety lub Elżbiety Rosickiej. – Opracują formy współpracy i wsparcia finansowego na zakup potrzebnych do sprzątania akcesoriów – mówi rzecznik.
URSZULA GIŻYŃSKA