OSTRY DYŻUR / Era Donalda Trumpa…


Prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump nie jest cudotwórcą, ani samodzielnym demiurgiem porządku światowego; jest natomiast Trump wielkim i dumnym amerykańskim patriotą, który zawsze zaczyna licytować od trzy bez atu, z ręki.

 

Na pewno prezydent USA, w ostatnich miesiącach, uzyskał jedno: sprowokował, wywołał i otrzymał potwierdzenie licytacyjnych zapędów, czyli rzeczywistych, politycznych zamiarów Niemiec. Trump doskonale przecież wie, że wojna na Ukrainie toczy się, od samego początku, we wspólnym interesie Rosji i Niemiec; że stawką w tej wojnie jest jednoczesne pomnożenie geopolitycznego kapitału i Niemiec, i Rosji. A środkiem do osiągnięcia tego celu był i jest czas: potrzebny Rosji do transformacji swej gospodarki na użytek wojennej machiny, zdolnej realizować cele Kremla – w długoletniej perspektywie ekspansji. A z drugiej strony: czas potrzebny Niemcom do zawładnięcia Unią Europejską i uczynienia zeń maszynerii na rzecz mocarstwowych i imperialnych niemieckich zakusów. Szlak tej marszruty wiedzie nieubłaganie przez Polskę, aż po przyjętą, wspólnie z Rosjanami linią „demarkacyjno-rozjemczą” na Wiśle.

Stąd zrozumiałe: dlaczego Niemcy zagrały przeciwko Polsce kartą imigracyjną. Przecież islam w wewnętrznej sytuacji Rosji – jest jej demograficznym i politycznym problemem. Dlatego Putin nie miałby wyjścia. Musiałby się bronić przed muzułmańskim zalewem – prewencyjnie – już na linii Wisły. Przy okazji: dzieląc się z Niemcami terytorium polskiego państwa jako wspólnym, wojennym łupem.

Taka była odpowiedź Niemiec i Rosji na inicjatywę Trumpa – rozmów z Putinem, z pominięciem Niemiec – w sprawie zakończenia wojny na Ukrainie.

Pozostańmy – w tych rozważaniach – przy osobie prezydenta USA: Donalda Trumpa. Przecież Donald Trump, po interwencji USA w Iranie, ponownie sprokurował wejście kanclerza Mertza do gry w postaci – złożonej przezeń Amerykanom – transakcyjnej oferty: my to przyjmiemy do wiadomości, podobnie jak wy przymknięcie oko – jak będziemy Europę urządzać po naszemu.

A niedawny szczyt NATO w Hadze? Możliwość wydawania 5. procent swego budżetu na potrzeby własnej armii – to kolejny bonus dla Niemiec. A przecież warto pamiętać, że po II wojnie światowej, Niemcy Zachodnie były państwem zdemilitaryzowanym; po to, żeby już nigdy żadne Niemcy nie wywołały żadnej wojny. I mimo, iż wskutek zimnowojennej, światowej aury – w roku 1955 powstała Bundeswehra i Republika Federalna Niemiec wstąpiła do NATO – to nie kto inny, jak zapewne Wuj Sam – zadbał o to, by w poprawce do konstytucji RFN – w 1956 roku – pojawiło się ograniczenie – stanowiące, iż Niemcy Zachodnie realizują – poprzez swe siły zbrojne – wyłączne cele obronne.

Najlepiej by było – dla całego świata – gdyby współczesne niemieckie wojsko było koncesjonowane na wzór niemieckiego kontyngentu, okupującego Francję podczas II wojny światowej. Wtedy: 60 tysięcy niemieckich, umundurowanych emerytów i rencistów – najczęściej sześćdziesięciolatków – z karabinami „na sznurku” – wystarczyło i Niemcom, i na Francję.

SZYMON GIŻYŃSKI

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *