26 lipca br. miejscowości Kłobukowice (gmina Mstów), podczas spływu kajakowego rzeką Wartą doszło do wypadku, w wyniku którego utonęła 60-letnia kobieta. Odcinek trasy, o którym mowa, uznawany jest za wyjątkowo niebezpieczny. Organizatorem spływu był mieszkaniec Zawiercia.
W spływie kajakowym rzeką Wartą, który rozpoczął się w miejscowości Mstów uczestniczyły 22 osoby. Po godzinie 14., na wspomnianym odcinku, gdzie nurt był silniejszy, doszło do kilku wywrotek dwuosobowych kajaków. Po tym zdarzeniu część uczestników zrezygnowała z dalszej podróży. Kobieta jednak wsiadła do drugiego kajaka i popłynęła z innym mężczyzną. Chwilę potem znowu nastąpiła wywrotka. Kobieta zahaczyła o przybrzeżne, podwodne korzenie, co uniemożliwiło jej wypłynięcie. Jej towarzysz zdołał wydostać się na brzeg. Uczestnicy mieli na sobie kapoki. Po ponad godzinnej akcji ratunkowej wyciągnięto z wody zwłoki kajakarki.
Wypadek nasuwa pytania, czy wszystko zostało zorganizowane zgodnie z przepisami. Spływ bowiem odbył się po ulewnych deszczach przy mocno podniesionym poziomem rzeki. Ponadto niektóre odcinki trasy zaliczane są do niebezpiecznych i często dochodzi na nich do wywrotek. Dwa lata temu radna powiatu częstochowskiego Lidia Burzyńska podczas spływu dwukrotnie doświadczyła niebezpiecznych upadków. Zgłaszała problem słabego monitorowania rzeki, która została dopuszczona do turystycznych spływów. Sprawa jednak nie została podjęta, prawdopodobnie dlatego, że jest zbyt wiele podmiotów odpowiedzialnych za rzeką, stąd odpowiedzialność rozmywa się
Początek spływu wyznaczony jest na granicy gminy Mstów z Częstochową i tutaj – jak podkreśla wójt Gminy Mstów Adam Jabubczak – Warta jest dobrze wyregulowana, jest bardzo łagodna i bezpieczna. Jest to jednak krótki odcinek, który kończy się przed Mstowem i dalej rzeka jest dużo bardziej dzika. – Wielokrotnie brałem udział w spływach kajakowych i też zdarzyło mi się wodowanie, tak więc takie sytuacje są wkalkulowane. Po każdej wichurze czy zmianie pogodowej zmienia się poziom wody, mogą też wpaść gałęzie. Nawet sprawdzenie rzeki tydzień przed spływem nie daje gwarancji, że tak samo będzie wyglądać tydzień później. Organizatorzy i ratownicy, którzy płyną, przestrzegają przed lekceważeniem niebezpieczeństw, ale każdy zakłada, że to go nie spotka. Słyszałem od człowieka, który był tutaj pionierem kajakarstwa, że w tym miejscu jego kajak zatonął i nie udało się go odnaleźć. Woda w rzece jest mętna, nie wiadomo, co jest pod jej powierzchnią, miejsca niebezpieczne mogą się tworzyć z dnia na dzień. Odcinek z Częstochowy do Mstowa jest bezpieczny, ale nie każdemu to odpowiada, niektórzy uczestnicy wolą ekstremalne doznania, uznają, że spokojne trasy są nudne, bo nawet nie trzeba wiosłować, bo rzeka jest równiuteńka, wyczyszczona. Część kajakarzy zrezygnowała z tego odcinka. Są miejsca, gdzie nie ma wyboru, trzeba zrobić przenoskę, ale ludzie często szukają najtrudniejszych odcinków i podejmują ryzykowne decyzje – komentuje Adam Jakubczak.
W istocie rzeka jest dynamiczna. Prawda też jest to, że ludzie lubią ekstremalne doznania. Jednakowoż wydawać by się mogło, że organizując spływ trzeba uprzedzić uczestników o zmiennych warunkach rzeki i ewentualnych niebezpieczeństwach, zwłaszcza po bardzo obfitych opatach i burzach. Trzeba też pomóc odpowiednio zabezpieczyć mienie uczestników. Podczas wywrotek niektórzy z kajakarzy doznali dotkliwych strat materialnych.
AG