W podsumowaniu kampanii, padło stwierdzenie, że kontrkandydat Krzysztofa Matyjaszczyka – Artur Warzocha – był wygodnym przeciwnikiem, ba nawet, że ułatwił zwycięstwo swemu konkurentowi. Trudno zgodzić się z taką analizą, bo Artur Warzocha wręcz przeciwnie był kontrkandydatem bardzo merytorycznym, niezwykle aktywnym i dobrze zorientowanym się w potrzebach częstochowian i Częstochowy. Jego program zakładał szeroki rozwój miasta, dający konkretne rozwiązania wyjścia z zapaści cywilizacyjnej, która dosięgnęła Częstochowę.
Ten upadek naszego miasta najlepiej obrazuje fakt prezentowania wyników wyborów w ogólnokrajowych stacjach. Dane o Częstochowie – jeszcze do nie dawna szczycącej się 13 miejscem wśród największych miast w Polsce – w noc wyborczą przedstawiono na szarym końcu, gdzieś pomiędzy Tarnobrzegiem (48,5 tys. mieszkańców) a Koninem (76 tys. mieszkańców) – skądinąd miast pięknych i historycznych, ale zdecydowanie mniejszych od Częstochowy.
Warzocha, jak się okazuje osiągnął bardzo dobry wynik. Częstochowski PiS może być dumny z takiego rezultatu, bo nie jest łatwo walczyć z kandydatem, który od początku swej pierwszej kadencji budował silną siatkę promocji swojej osoby – bazując na publicznych środkach poprzez realizację bardzo licznych imprez rozrywkowych i na wsparciu silnie rozbudowanej ekipy pijarowskiej.
PiS może czuć się zatem zwycięzcą. Po pierwsze, dlatego, że Warzocha przeszedł do drugiej tury z dobrym wynikiem, choć wielu twierdziło, że nie uda się to i Krzysztof Matyjaszczyk wygra już w pierwszej turze. Po wtóre, wynik w drugim podejściu jest w skali kraju drugim w kolejności spośród najlepszych jakie uzyskali kandydaci wystawieni przez PiS do walki o fotel włodarzy dużych miast. Artur Warzocha procentowo uzyskał lepszy wynik niż Jacek Sasin w Warszawie, Andrzej Jaworski w Gdańsku, Andrzej Sośnierz w Katowicach czy Marek Lasota w Krakowie i niewiele niższy – jedynie – od Mirosławy Stachowiak-Różeckiej we Wrocławiu.
W Częstochowie walka była wyjątkowo trudna. PiS i cała zjednoczona częstochowska prawica wykonali kawał porządnej roboty. Spróbowali, w imię patriotycznych i cywilizacyjnych wartości, odbić Częstochowę dla częstochowian i najwyraźniej: coś w naszym mieście drgnęło. Częstochowska zjednoczona prawica, pod wodzą PiS, uzyskała najwięcej głosów do Rady Miasta; zwyciężając utworzyła największy Klub: dziesięciu radnych PiS, przy dziewięciu – SLD, pięciu – PO, czterech – MCz. Prawie pięć tysięcy głosów więcej od SLD uzyskał PiS w samej Częstochowie – w wyborach do Sejmiku, tak więc elektorat PiS jest dzisiaj w Częstochowie najsilniejszy i znacznie większy niż elektoraty PO czy SLD.
Zatem Matyjaszczyk został prezydentem Częstochowy tylko dzięki rozpaczliwemu wsparciu parlamentarzystów PO z Andrzejem Szewińskim na czele i rządu PO Ewy Kopacz, reprezentowanym przez minister Izabelę Leszczynę i prezesów rządowych spółek, a także dzięki „neutralności” Marandy, która okazała się przecież w rzeczywistości – nieudolnie zakamuflowanym poparciem. Rozumiał to znakomicie, jeden z wygranych beneficjentów – radny Zdzisław Wolski z SLD – i wyraźnie wzruszony – już w wyborczą noc – wylewnie dziękował Szewińskiemu i Marandzie.
URSZULA GIŻYŃSKA