Stanisław Śledziński urodził się w Łodzi. W 1978 roku ukończył studia plastyczne na WSP w Częstochowie. Prace artysty prezentowane były na wielu wystawach indywidualnych i zbiorowych w kraju i za granicą, m.in.: w Berlinie, Lipsku, Sofii, Nowym Jorku, Wrocławiu, Zielonej Górze, Kazimierzu Dolnym. Znajdują się również w prywatnych galeriach, m.in.: w Polsce, Niemczech, Francji.
Rozmowa ze Stanisławem Śledzińskim, artystą plastykiem.
-Od kiedy bierze pan udział w aukcjach organizowanych w Nowym Jorku przez Wiesława Ochmana?
– Od początku, czyli od 1999 roku, kiedy odbyła się pierwsza aukcja. Przed tą aukcją Stowarzyszenie ,,Nasza Częstochowa” zorganizowało wystawę prac w Ratuszu. Był to bardzo dobry pomysł. W związku z tym, że biorę udział w aukcjach od początku, zostałem odznaczony przez ,,Naszą Częstochowę”, a w nagrodę wyjechałem na plener do Białorusi.
– Jak doszło do współpracy z panem Ochmanem?
– Wiesław Ochman razem z Romualdem Dymskim z ,,Nowego Dziennika”, polonijnego czasopisma nowojorskiego, poznali moje malarstwo przy okazji wizyty u mojego kolegi Roberta Mostowskiego. Spodobało im się i zaproponowali mi współpracę. Miałem indywidualną wystawę w Galerii ,,Nowego Dziennika” w Nowym Jorku.
– Jakie obrazy przeznacza pan na aukcję?
– Są to najczęściej martwe natury lub pejzaże. W tym roku namalowałem martwą naturę ,,Z nożykiem”. Takie było zresztą zalecenie pana Ochmana. Obraz musi się spodobać większości odbiorów, wtedy ma szansę na sprzedaż. Malowanie martwych natur sprawia mi satysfakcję poprzez komponowanie i wybór przedmiotów, ale bardziej bliska jest mi postać.
– Jaki jest człowiek na pana portretach?
– To nie może być człowiek sam w sobie. Zawsze jest on osadzony w pewnych realiach, a rekwizyty nadają odpowiedni charakter tej postaci. Kilka lat temu namalowałem cykl pt. ,,Przejście” o wymiarze metafizycznym, związany z przemijaniem i śmiercią człowieka. Ale lubię malować przede wszystkim kobiety.
– Jakie?
– Na pewno nie maluję buisness-women ani modelek. Maluję takie kobiety, których nigdy w życiu nie spotkałem. Kiedyś bardzo często chodziłem z aparatem i ,,polowałem” na ciekawe twarze. Czasami pozują mi koleżanki, ale tylko do pewnego momentu. Później zaczyna już działać moja wyobraźnia.
– Czy maluje pan również akty?
– Owszem. Uważam, że akt to jedyny temat mistrzowski w swojej formie dla każdego artysty, nie tylko malarza, także rzeźbiarza, fotografika. Niestety, wciąż odbiór aktu jest bardzo specyficzny. Wielu ludzi boi się powiesić go na ścianie, a jeśli już, to tylko w sypialni. A przecież akt może być w każdym dostojnym miejscu, oczywiście oprócz kościoła.
– Jak odbierana jest nasza polska sztuka za oceanem?
– Muszą to być przede wszystkim prace o tradycyjnej tematyce – pejzaż, martwa natura. Na pewno nie może to być malarstwo patriotyczne, związane z naszymi sprawami narodowymi. Na początku moje obrazy sprzedawały się całkiem nieźle. Ale po zamachach na Word Trade Center, Amerykanie dopiero teraz odzyskują równowagę psychiczną, co zaczyna skutkować popytem na sztukę. Poza tym, żeby sprzedawać u nich swoje obrazy, trzeba nie tylko przystosować się do ich zapotrzebowań, ale niejednokrotnie zmienić też styl malowania. Ja oczywiście mam satysfakcję z tego, że dołożyłem swoją cegiełkę do szczytnych celów.
– To nie jest jedyna aukcja, w której bierze pan udział?
– Najczęściej biorę udział w aukcjach na rzecz dzieci. Niedawno odbyła się aukcja na rzecz szpitala w Blachowni. Brałem też udział w aukcjach na rzecz utworzenia uniwersytetu w Częstochowie i wspomagania Liceum Ogólnokształcącego im. H. Sienkiewicza. Jestem absolwentem tej szkoły i przez 6 lat uczyłem w niej plastyki.
– Po reformie szkolnictwa nie ma w szkołach plastyki. Czy wobec tego uczniowie ,,ogólniaków” mają szansę dostać się na studia artystyczne?
– Rzeczywiście, to bardzo niedobry pomysł. Pamiętam, że ja uczyłem plastyki bardzo niekonwencjonalnie. Zabierałem uczniów do galerii, na różne wystawy. Zawsze znalazła się grupa żywo zainteresowana sztuką plastyczną. Obecny przedmiot ,,wiedza o kulturze” ma większy zakres merytoryczny i nie odnosi się tylko do plastyki.
ANNA KNAPIK-BEŚKA