Urząd Nadzoru Ubezpieczeń Zdrowotnych zażądał od rady Śląskiej Kasy Chorych odwołania dyrektora Andrzeja Sośniarza. Nowy Minister Zdrowia Marek Łapiński, wskazuje działania Śląskiej Kasy jako patologie, do prokuratury skierowano doniesienie o popełnionych przez Sośniarza nieprawidłowościach przy wprowadzaniu karty chipowej. O co w tym wszystkim chodzi?
Krytyka ze strony nowego ministra nastąpiła, zanim możliwa była obiektywna ocena działań Kas Chorych. Co więcej, żądło krytyki skierowano jednokierunkowo. Kasami, gdzie konieczne – zdaniem ministra z SLD – jest odwołanie dyrektorów, to, oprócz śląskiej – podkarpacka, małopołska, dolnośląska i lubelska. Podkarpacka i małopolska zawiniły, bo wzorem śląskiej chciały wprowadzić karty chipowe; dolnośląska i lubelska mają ponoć znajdować się w tragicznej sytuacji finansowej.
Urząd Nadzoru Ubezpieczeń Zdrowotnych zażądał od rady Śląskiej Kasy Chorych odwołania dyrektora Andrzeja Sośniarza. Nowy Minister Zdrowia Marek Łapiński, wskazuje działania Śląskiej Kasy jako patologie, do prokuratury skierowano doniesienie o popełnionych przez Sośniarza nieprawidłowościach przy wprowadzaniu karty chipowej. O co w tym wszystkim chodzi?
Krytyka ze strony nowego ministra nastąpiła, zanim możliwa była obiektywna ocena działań Kas Chorych. Co więcej, żądło krytyki skierowano jednokierunkowo. Kasami, gdzie konieczne – zdaniem ministra z SLD – jest odwołanie dyrektorów, to, oprócz śląskiej – podkarpacka, małopołska, dolnośląska i lubelska. Podkarpacka i małopolska zawiniły, bo wzorem śląskiej chciały wprowadzić karty chipowe; dolnośląska i lubelska mają ponoć znajdować się w tragicznej sytuacji finansowej.
“Przypadkowe” zmiany
Kasy regionalne powstawały na zasadzie samorządowej. Sejmik Województwa wybierał rady; rady wybierały Zarząd Kasy. Od momentu wprowadzenia reformy Ministerstwo Zdrowia nie miało możliwości interwencji w organizację kasy i sposobu dysponowania przez nie pieniędzmi. Rząd tworzyła koalicja AWS – UW (potem już tylko AWS), “polityczne barwy” kas zależały od woli wyborców w województwach. Na Śląsku w Radzie KCh dominowała koalicja AWS i UW, w Mazowieckiej Kasie – PSL-SLD, w Świętokrzyskiej – SLD… Różne były oceny różnych Kas. Najmocniej w mediach przewijała się krytyka kasy Mazowieckiej (słynna sprawa zakupu siedziby). Skandale dotykały kasy w Bydgoszczy (woj. kujawsko-pomorskie), stającej się przytułkiem dla krewnych i znajomych rządzących regionem notabli. Nie najlepszą też prasę miała kasa w Kielcach (woj.świętokrzyskie) bardziej broniąca czci pana Jaskierni niż interesów ubezpieczonych. Nie te jednak kasy wskazono w krytyce ministerstwa. “Przypadkowo” zmiany dyrektorów mają nastąpić tam, gdzie w radach dominowała opcja AWS.
Jest to być może zbieżne z SLD-owską wizją reformy Kas. Projekt forsowany przez Ministra Łapińskiego ma zmienić podległość środków z ubezpieczenia zdrowotnego. Zamiast samorządowych Kas ma powstać 16 regionalnych funduszy powoływanych centralnie. Skończy to mozaikę, nie będzie gdzieś rządził AWS a gdzie indziej PSL. Wszędzie na wszystkim łapę położą ludzie z SLD. Poza tym – bez złudzeń: wielkość biurokracji 16 oddziałów funduszu centralnego będzie taka sama, jak 16 samorządowych kas.
Sośniarz miał przy tym dodatkowego pecha. Uważany jest za współtwórcę reformy służby zdrowia – przed 1997 r. należał do bliskich współpracowników kreatorki modelu ubezpieczeniowego Anny Knysok (późniejszego wiceministra zdrowia i szefa UNUZ). Śląska Kasa uchodziła za wzorcową. Charakterystyczne były wyniki za 2000 r. Wynikało z nich, że w stosunku do 1998 r. (okresu przed reformą) wzrosła liczba hospitalizacji, wzrosła liczba świadczeń udzielanych przez specjalistów, wzrosła liczba porad podstawowych. Wszystkie wskaźniki świadczyły niezbicie, że nastąpiła na terenie województwa śląskiego wyraźna poprawa w dostępności do świadczeń medycznych.
Nagonka na reformę
Przez ostatnie lata media związane z SLD prowadziły stałą nagonkę na reformę służby zdrowia. Powtarzane słowa krytyki (kłamstwo wielokrotnie powtórzone traktowane jest jako prawda – zasada Józefa Geobellsa) stały się podstawą tzw. odczuć społecznych. Co ciekawe – większość osób, które osobiście korzystały ze świadczeń zdrowotnych w ciągu ostatnich dwóch lat dostrzegało poprawę. Wyniki śląskiej Kasy zbyt jaskrawo odbiegały od tonu propagandy SLD-owskiej, by mogły być np. prezentowane w TVP. Sośniarz psuł lansowany przez lewicę wizerunek.
Warto też zwrócić uwagę na jeszcze jeden wskaźnik. Kasy oskarżano, że są zbyt kosztowne, że zbyt rozbudowana jest biurokracja. Porównywano płace specjalistów z KCh z pensjami pielęgniarek, jako dowód rażącej niesprawiedliwości. Biurokracji nikt nie lubi. Ale przy jej ocenie warto zachować trochę obiektywizmu. Koszt administracyjnej obsługi Śląskiej Kasy Chorych nie przekraczał 3%. Dla porównania, finansowany w 95% z pieniędzy podatników KRUS ma ustawowo zagwarantowany odpis 3,5% składek na fundusz administracyjny. Pensje zaś pracowników Kasy warto porównać z pensjami w sektorze finansów i ubezpieczeń (bo w tej branży lokuje się kasa).
Sporna karta
Podstawowy zarzut kierowany pod adresem Andrzeja Sośniarza dotyczy wprowadzenia karty chipowej. Przyznam, że sam byłem krytykiem tej decyzji, pisałem o tym pół roku temu. Ale znów warto spojrzeć szerzej. Kasy Chorych powstały, by skutecznie kontrolować wydatki publiczne na usługi medyczne. System sprzed 1998 r. był klasycznym workiem bez dna. Nikt nikogo nie zmuszał do racjonowania kosztów, nikt nie mógł doliczyć się kosztów uzasadnionych i nieuzasadnionych. Szpital państwowy działa jak każde przedsiębiorstwo państwowe. I jak w każdym przedsiębiorstwie państwowym istnieje w nim duży margines marnotrawstwa. Mówiły o tym setki raportów NIK i innych inspekcji kontrolnych. Nadzór był konieczny.
Nie każda jednostka służby zdrowia uczciwie rozliczała się z Kasą. Pamiętano wcześniejsze doświadczenia – przed rokiem 1998 frajerem był ten dyrektor szpitala, który obniżał koszty i nie szedł w zadłużenie. Po 1999 r. też próbowano różnych sztuk. Były wypadki “nabijania” wskaźników hospitalizacji, były fikcyjne dane dotyczące udzielanych usług specjalistycznych. W dziwny sposób rozmnażali się pacjenci (za jednego czasem dwie lub trzy przychodnie pobierały opłatę). Głośna sprawa pani K. i apteki w Alejach ujawniła także “wierzchołek” afery lekowej. Wyłudzanie pieniędzy na podstawie fikcyjnie wystawianych recept jest procederem przynoszącym większe profity niż handel narkotykami. Chcąc skutecznie nadzorować wydawanie publicznych pieniędzy Kasy muszą mieć ku temu właściwe instrumenty.
I czymś takim miała być karta chipowa. Plastikowa karta, którą płacimy za usługi medyczne. Podstawa, by skutecznie kontrolować przepływ pieniądza, by kontrolować ilość usług udzielanych pacjentom, by oceniać ich prawidłowość. Karty chipowe, to część systemu “Start”. Zgodnie z nim każdy podmiot wykonujący usługi na rzecz Kasy Chorych miał mieć dostosowany system komputerowy. Każda usługa, każda wypisana recepta na leki miała być wprowadzona do danych systemu. W każdym momencie nadzór Kasy Chorych mógł skontrolować działanie rynku usług medycznych.
Nota bene podobne były założenia wprowadzanego w 1997 przez ministra z SLD systemu opartego na książeczkach Rejestru Usług Medycznych (RUM). Tyle, że tamten system zakładał obieg papierków, nowy – obieg danych komputerowych. System “papierkowych” RUM był praktycznie nie do zrealizowania, wymagał od nadzoru przegrzebywania ton dokumentacji. Nikt jednak po 1997 r. nie kierował sprawy do prokuratury przeciwko osobom podejmującym decyzję o wydrukowaniu ton niepotrzebnych książeczek RUM.
Wszyscy byli “za”
System kontroli oparty na karach chipowych zyskał w 2000 r. pozytywną opinię ministerstwa i UNUZ. Andrzej Sośniarz był współtwórcą tekstu wydanego w tej sprawie ministerialnego rozporządzenia. W oparciu o ten akt prawny ogłosił przetarg na wykonanie. Dodajmy tu jeszcze jeden “smaczek”. W radzie Śląskiej Kasy Chorych nie zasiadają tylko ludzie desygnowani przez AWS. Są tam także przedstawiciele typowani przez SLD. Wprowadzenie kart chipowych zyskało jednomyślne poparcie wszystkich członków ŚlKCh. Także tych z lewicy. Wprowadzenie kart chipowych nie spotkało się z protestem radnych SLD w Sejmiku, posłów śląskich SLD, Rady Wojewódzkiej SLD. Przeciwnie, do dziś lewicowi eksperci od służby zdrowia na Śląsku wskazują, że karty chipowe były dobrym rozwiązaniem.
Przypomnę tu własny tekst krytykujący “chipy”. Mój podstawowy zarzut – takie same karty i takie same do nich czytniki powinny być wprowadzone jednocześnie w całej Polsce. Inaczej grozić może bałagan. Muszę jednak przyznać, że akurat Sośniarz robił wszystko, by przekonać swoich kolegów z innych Kas o konieczności utrzymania jednakowego standardu.
Rozporządzenie ministra o zasadach wprowadzania kart obowiązywało do czerwca. Z przyczyn prawnych i technicznych (wymogi ustawy o zamówieniach publicznych) przetarg na karty chipowe ogłoszony na podstawie rozporządzenia na początku roku 2001 – został rostrzygnięty dopiero w lipcu. Nie można jednak Sośniarza obciążać błędem ministerstwa. Minister Grzegorz Opala zamiast natychmiast przedłużyć czas obowiązywania rozporządzenia nowe podpisał dopiero na odchodnym – we wrześniu. Bez podania przyczyn rozporządzenie zostało wycofane z drukarni przez jego następcę ministra Łapińskiego.
Tymczasem karty ŚlKCh już weszły do obiegu. Od września są wydawane w naszych przychodniach, posiada je już większość częstochowskich ubezpieczonych. Wszystkie placówki medyczne mające podpisane umowy ze ŚlKCh posiadają już odpowiednie czytniki. System jest przygotowany do startu. System nowatorki, wysoko oceniony przez zachodnich specjalistów. Śląsk może być “pilotem” dla upowszechnienia podobnego systemu w całym kraju. Nasze województwo ma jedną z najbogatszych Kas Chorych; w ramach zasady “janosikowego wyrównywania” musimy ze swoich składek dokładać do kasy świętokrzyskiej czy zachodniopomorskiej. UNUZ w imię pomocy najbiedniejszym zmienia algorytm i chce, byśmy oddawali innym województwom więcej. Jest to bolesne, bo akurat Śląsk – ze względu na niski poziom zdrowotny społeczeństwa na terenach ekologicznie zdegradowanych – wymaga większych niż gdzie indziej nakładów na opiekę zdrowotną.
Głupotą byłoby rozwalenie systemu elektronicznej kontroli kosztów usług, zanim w praktyce okaże się jak on działa. Byłoby to sakramencką głupotą nie tylko z powodu zmarnowania kosztów jego wprowadzenia. Kosztów przygotowania kart, kosztów instalowania czytników, kosztów dostosowania systemu przesyłu danych. Czy można wyrzucić w błoto ok. 20 mln? Odwołanie nowych matur oznaczało wyrzucenie w błoto 60 mln. Ale nie można tolerować sytuacji, gdy rocznie z powodu braku narzędzi kontrolnych na samym wypływie leków kasy chorych tracą kilkanaście milionów złotych. Nie można rozbijać systemu i wprowadzać znów metody traktowania służby zdrowia jako worka bez dna. Bo to skrajna głupota. Głupota uderzająca w kieszeń podatników, szkodliwa bez względu na to, czy rządzi finansami publicznymi lewica, prawica, zieloni, czarni czy niebiescy.
JAROSŁAW KAPSA