Kto i dlaczego rządzi dzisiaj Częstochową


Rozmowa z posłem Prawa i Sprawiedliwości, Szymonem Giżyńskim.

Kto rządzi w Częstochowie u progu nowej kadencji władz samorządowych?
– Skupiona wokół prezydenta Krzysztofa Matyjaszczyka programowa koalicja radnych Sojuszu Lewicy Demokratycznej, Platformy Obywatelskiej i Mieszkańców Częstochowy.

Czy jest to koalicja egzotyczna?
– Ależ skąd. Programowa i do tego jeszcze: starannie i długo przygotowywana. Radni poprzedniej kadencji i inni politycy PO, w tym niektórzy parlamentarzyści, wprost zapowiadali, że jeśli w 2014. roku Matyjaszczyk ponownie zostanie prezydentem Częstochowy, to trzeba z nim natychmiast podpisać umowę koalicyjną.

A Marcin Maranda, lider Mieszkańców Częstochowy, czy też przygotowywał się długo i starannie do swej obecnej roli politycznej?
– Raczej: był przez swoich mocodawców pieczołowicie przysposabiany, do wykonania szeregu zadań politycznych, a dzisiejsza jego funkcja – zwornika rządzącej w mieście koalicji – oświadczy, iż oczekiwań swych zleceniodawców nie zawiódł i z realizacji ich poleceń wywiązał się znakomicie.

Powiedział Pan o „szeregu zadań politycznych Marandy”. No to zaczynamy… jakie było pierwsze zadanie Marcina Marandy?
– Zrobienie wyłomu po prawej stronie częstochowskiej sceny politycznej i dezorientacja prawicowego elektoratu. Maranda, na kilka miesięcy przed wyborami samorządowymi, razem z Krzysztofem Świerczyńskim, opuścił Klub Radnych Wspólnoty, po czym założył własną formację polityczną „Mieszkańcy Częstochowy”, konkurencyjną wobec krystalizującej się wokół Prawa i Sprawiedliwości koalicji częstochowskich ugrupowań prawicowych.

Drugie zadanie Marandy….
– Odebranie w kampanii wyborczej maksymalnej ilości głosów Arturowi Warzosze na prezydenta i Prawu i Sprawiedliwości do Rady Miasta.

Jakim sposobem?
– Maranda w czasie kampanii cynicznie wykorzystywał i instrumentalizował fakt, iż wcześniej był wziętym dziennikarzem „Niedzieli”, Radia Jasna Góra i Radia Fiat. On sam i jego ludzie rozdawali materiały wyborcze pod kościołami… To wszystko miało go uwiarygodnić wobec katolickiego elektoratu.

Ale przecież Maranda puszczał w internecie zdjęcia, gdy razem z poseł Izabelą Leszczyną zbiera datki na Orkiestrę Owsiaka; opowiadał, że trzeba wyciągnąć polityczne wnioski i dostosowywać się do wymogów laicyzującego się świata; jego wypowiedzi i deklarowany stosunek do in vitro daleki był od katolickiej ortodoksji…
– Zgadza się… nie zmieniając tematu, posłużę się pewną historyczną dygresją. Niektórzy komentatorzy najnowszych dziejów politycznych Częstochowy twierdzą, iż ich osią jest mój ideowy spór – wyartykułowany po raz pierwszy w 1989 roku – z ówcześnie zawiązanym, lewym skrzydłem Częstochowskiego Komitetu Obywatelskiego. To środowisko – oczywiście: zmutowane i po przejściach; w innych organizacyjnych garniturach – wciąż trwa i mam nieusuwalną pewność, że Marcin Maranda jest tego środowiska młodszym, a przez to bardzo cennym, narybkiem i wychowankiem.
Przecież już po wyborach, parę tygodni temu, podczas spotkania sztandarowego dla tego środowiska ugrupowania politycznego, pojawiły się autorytatywne głosy, że z krytyką Marandy nie należy przesadzać, bo może on być, za cztery lata, kandydatem tegoż środowiska na prezydenta Częstochowy.
Bardzo w tych sferach ceniony jest również inny Mieszkaniec Częstochowy i wspólnik Marandy – radny Krzysztof Świerczyński, w którym z kolei przyszłego prezydenta naszego miasta widzi muzyczne – i nie tylko – guru wspomnianego środowiska, a nawet sam jego lider i szef…
Tak sobie nieśmiało myślę, iż to środowisko, przecież naprzemiennie z komunistami „trzymające władzę” w naszym mieście; i to mocą faryzejskiej formuły podziału osób publicznych na katolików „lepszych” i „gorszych”; choć teraz w politycznym odwrocie, to jednak do powrotu do rządzenia Częstochową ciągle się przymierza i o nim marzy. I tak sobie myślę, że to właśnie politycy w typie Marandy czy Świerczyńskiego są tego środowiska – na ponowne przejęcie częstochowskiego magistratu – ostatnią nadzieją.

Dotarliśmy do trzeciego zadania Marcina Marandy…
– Było nim – wsparcie w II turze wyborów Matyjaszczyka. Najpierw Maranda nam odmówił. Rozmowy prowadziłem nie sam; przy mnie byli: Józef Błaszczeć, Konrad Głębocki, Artur Warzocha. Naprzeciw; Maranda, Świerczyński, Piotr Strach.
Za poparcie Warzochy w II turze zaproponowaliśmy wiceprezydenturę dla Marandy, a dla ich środowiska – parytety do uzgodnienia. Przyjęli ze zrozumieniem, ale tematu nie ciągnęli. Był to pierwszy sygnał, że coś jest nie tak, że są nieszczerzy. Odmówili naszej prośbie, żeby poprzeć Warzochę otwartym tekstem, bez niedomówień, jasno i klarownie. Odmowę uzasadniali, że mogłoby to zaszkodzić sprawie, że mają elektorat i taki, i taki, to znaczy: i lewicowy, i prawicowy, że lepiej będzie, jeżeli zorganizują konferencję prasową i przedstawią oświadczenie, z którego – bez wymieniania nazwisk – wynikać będzie, że Matyjaszczyk jest be, a sytuacja w Częstochowie nie do zniesienia – stąd rozsądny obywatel – wyborca może głosować tylko na Warzochę. Maranda – konferencji prasowej nie zorganizował, a oświadczenie wydał takie, że – co zgodnie potwierdzili częstochowscy dziennikarze, z „Wyborczą” włącznie – wynikało z niego wszystko, tylko nie, najcieńsza nawet, sugestia za głosowaniem na Warzochę. Dokładnie wiedzieli, co robią, bo 28. listopada, w późnowieczornej audycji telewizji ORION, u Piotra Kudlika, też notabene startującego z listy Marandy, Krzysztof Świerczyński stawia kropkę nad i, i mówi, że ich oświadczenie żadną miarą nie oznacza poparcia dla Warzochy. Zostają dwie godziny do ciszy wyborczej, a w naszych plecach – wbity nóż.

Prezydentem zostaje zatem Matyjaszczyk i – jak się domyślam – Maranda otrzymuje zadanie czwarte…
– Zablokowanie kandydata Prawa i Sprawiedliwości na stanowisko Przewodniczącego Rady Miasta. Mamy 10-osobowy, najsilniejszy – w częstochowskiej Radzie – Klub. Zgodnie z utartym zwyczajem to najsilniejszemu Klubowi – czyli nam, PiS-owi – powinno przypaść to stanowisko. Rzecz była do zrobienia, nawet wbrew woli SLD i PO, bo podczas pierwszych głosowań, gdy Matyjaszczyk, jako prezydent, już zrezygnował z mandatu radnego, a jeszcze nie miał zaprzysiężonego następcy. Radni Prawa i Sprawiedliwości i Mieszkańców Częstochowy, razem wzięci, mieli o jeden głos więcej. Przewodniczącym powinien zatem zostać któryś ze zgłoszonych kandydatów PiS-u: Konrad Głębocki albo Artur Gawroński. Ale od czego Maranda? Radni Mieszkańcy Częstochowy za kandydatem PiS-u nie zagłosowali. Szansa, by przez całą czteroletnią kadencję stanowisko przewodniczącego częstochowskiej Rady Miasta sprawował polityk prawicy – przepadła. Przez Marandę.

Piąte zadanie Marcina Marandy…
– Wybór kandydata Sojuszu Lewicy Demokratycznej, Zdzisława Wolskiego, na przewodniczącego Rady Miasta. Stało się to możliwe, tylko dlatego, że Mieszkańcy Częstochowy, w rozstrzygającym głosowaniu, oddali głosy nieważne.

Z zadań dla Marandy – następne w kolejności – to – niech się domyślę…
– Zgadła Pani: uchwalenie budżetu na sesji styczniowej. Ale w tym wypadku chodziło o coś szczególnego. Do uchwalenia budżetu wystarczyło przecież, by tylko jeden radny Mieszkańców Częstochowy wstrzymał się od głosu. Nic więcej. Ale nie: Maranda przeprowadził demonstrację posłuszeństwa i siły zarazem. Za budżetem głosował cały czteroosobowy Klub Mieszkańców Częstochowy. I otrzymał za to Maranda bonus.

Jaki?
– Przywilej publicznego oświadczenia, właśnie podczas Sesji budżetowej, że motywem akcesu Mieszkańców Częstochowy do koalicji z SLD i PO jest wyłącznie dyskusja nad programem , czyli innymi słowy, że koalicja Sojuszu Lewicy Demokratycznej, Platformy Obywatelskiej i Mieszkańców Częstochowy ma charakter programowy. I taką informację Marcin Maranda przekazał publicznie.
Kiedy rozmawiałem na ten temat z Marandy niegdysiejszym szefem – był bardzo poruszony. Ten inteligentny człowiek doskonale zrozumiał, że od kompromitacji Marandy znacznie poważniejszą sprawą jest kompromitacja marandowych kontekstów.

W poprzedniej naszej rozmowie na częstochowskie tematy użył pan poseł określenia: „sufit na Krzysztofem Matyjaszczykiem przebiła premier Kopacz i Marcin Maranda”. Do tego momentu naszej dzisiejszej rozmowy omówił pan rolę Marcina Marandy w uczynieniu Matyjaszczyka prezydentem Częstochowy i zainstalowaniu częstochowskiej SLD na całą najbliższą kadencję. Pora zatem na pytanie: jaką rolę w tych samych procesach odegrali częstochowscy politycy Platformy Obywatelskiej.
– Rozpocznę od metafory sufitu, który wyrósł nad Matyjaszczykiem po pierwszej turze wyborów prezydenckich. Tak rzeczywiście było. Matyjaszczyk po I turze miał przewagę nad Warzochą, ale bardzo małe rezerwy. My mieliśmy do Matyjaszczyka stratę, ale potencjalne rezerwy znacznie większe. Przecież wygraliśmy z SLD wybory do częstochowskiej Rady Miasta i jeszcze wyraźniej: wybory w częstochowskiej części do Sejmiku Wojewódzkiego. Nasz elektorat był więc silniejszy, niż SLD-owski i to dawało podstawy do zbudowania zwycięskiej strategii na II turę. Moje rozmowy i ustalenia z politykami Platformy Obywatelskiej były bardzo obiecujące. Zarówno pani poseł Halina Rozpondek jak i senator Andrzej Szewiński zapewnili mnie, że, co prawda, częstochowska Platforma nie wyda oświadczeń popierających Warzochę, ale zachowa wobec Matyjaszczyka mocno krytyczny ton, sprzed I tury i w tym kontekście zapewni swojemu elektoratowi swobodę wyboru. A to już mogło dać zwycięstwo Warzosze. Na częstochowskich polityków SLD padł blady strach. Zaczęli działać, szczególnie poseł Marek Balt. To ostatecznie Baltowi Krzysztof Matyjaszczyk zawdzięcza swą drugą, częstochowską prezydenturę. Poseł Balt miał w ręku jeden podstawowy atut, który, trzeba to przyznać, potrafił wykorzystać: Sejmik Wojewódzki w Katowicach. W Sejmiku Województwa Śląskiego wytworzyła się taka sytuacja, że, przynajmniej teoretycznie, Balt mógł zawrzeć koalicję albo z PO, albo z PiS-em. I zaczął swą grę.
Dla krajowego kierownictwa PO utrzymanie władzy w katowickim Sejmiku było absolutnym priorytetem. I gdy tylko Balt się poskarżył, że koalicji PO z SLD na Śląsku zagraża postawa częstochowskiej Platformy, gotowej nie przeszkadzać kandydatowi PiS w sięgnięciu po Urząd Prezydenta Miasta, otoczenie Ewy Kopacz zareagowało natychmiast. Częstochowscy parlamentarzyści PO, czyli lokalni liderzy tej partii dostali bezwarunkowy rozkaz zawarcia wyborczego i powyborczego przymierza z SLD, do tego jeszcze – żeby poparcie dla Matyjaszczyka jak najlepiej przełożyło się na jego prezydencki wynik – w ostentacyjnie spektakularnej i widowiskowej oprawie. Balt triumfował; upiekł dwie pieczenie: prezydenturę Matyjaszczyka w Częstochowie i utrzymanie sejmikowej koalicji z PO w Katowicach.

Jakie znaczenie ma ten sukces posła Marka Balta dla układu władzy w Częstochowie.
– Zasadnicze i niedobre. To, że Krzysztof Matyjaszczyk, swą prezydenturę zawdzięcza w dużym stopniu Markowi Baltowi oznacza, iż prezydent będzie się teraz posłowi odwdzięczać, także: cedując nań znaczący wpływ na bieżące zarządzanie miastem i politykę personalną. Do tego wszystkiego, poseł Marek Balt dokłada jeszcze znakomite relacje z głębokim, strategicznym zapleczem Marcina Marandy.

Dziękuję za rozmowę.
Z posłem Szymonem Giżyńskim rozmawiała

ANNA GAUDY

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *