KONCERT W FILHARMONII. Wspaniałe wykonanie arcydzieła mistrza opery


Zwyczajowo w okolicach Wielkiego Tygodnia w salach filharmonicznych i operowych w całej Polsce rozbrzmiewają msze żałobne i okolicznościowe oratoria. Częstochowska Orkiestra Symfoniczna arcydzieło Giuseppe Verdiego Messa da Requiem wykonała w doborowym towarzystwie maestro Grigora Palikarova z Bułgarii i wybitnych solistów: Ewy Tracz (sopran), Ewy Biegas (mezzosopran), Dominika Sytowicza (tenor) i Pawła Kołodzieja (bas). Całości dopełniły połączone Chóry Collegium Cantorum i Polskiego Radia – Lusławice.45

 

Mszę ukończoną w 1874 roku, a dedykowaną pamięci pisarza Alessandra Manzoniego, prywatnie przyjaciela kompozytora, dyrygent Hans von Bülow nazwał „operą w liturgicznych szatach”. Określenie z założenia ironiczne oddaje najzupełniej charakter dzieła. Verdi – w tym czasie już doświadczony autor oper, mający w dorobku takie nieśmiertelne tytuły jak: „Trubadur”, „Traviata”, „Don Carlos” czy „Moc przeznaczenia” – w umiejętny sposób rozpisał na cztery głosy i chór oraz ubrał w dramatyczną narrację treść mszy żałobnej.

Trudno dociec czy wynikało to z dotychczasowych przyzwyczajeń twórczych, czy jednak było świadomym zabiegiem udramatyczniającym przekaz. Półtoragodzinne, siedmioczęściowe dzieło odbiera się jako sprzyjające zadumie i skupieniu, ale i przepełnione pasją misterium. Jest opowieścią o ludzkiej egzystencji, naznaczoną skrajnymi emocjami od strachu przed śmiercią po nadzieję na życie wieczne, prowadzącą odbiorcę ścieżką precyzyjnie nakreśloną ekspresyjną i skontrastowaną dynamicznie muzyką, dopełnioną treścią liturgii dostosowaną do precyzyjnie określonych ról. Kto jak kto, ale włoski mistrz, którego ponadczasowe dzieła po dziś dzień święcą tryumfy na światowych scenach, jak mało kto potrafi mówić o człowieku i jego kalekiej naturze. Choć sam był agnostykiem, nie ma mowy o zbanalizowaniu tematu czy obrazoburstwie, a samą Messa da Requiem można odbierać jako głębokie przeżycie religijne albo po prostu arcydzieło literatury oratoryjnej.

Słów kilka o częstochowskim wykonaniu. Niesiona falą kolejnych wyśmienitych występów Orkiestra nie zwalnia tempa. Wymagającą, zniuansowaną melodycznie i bogatą w ciekawe, precyzyjne rozwiązania instrumentalne partyturę zinterpretowała i oddała na niezwykle wysokim poziomie. Utrzymała odbiorców w stopniowanym i zawsze właściwym napięciu przez cały, niekrótki przecież utwór. Wspaniale wybrzmiały partie fagotów, puzonów i tuby, m.in., w szóstej części „Lux aeterna”. Znakomicie uzupełniały się w poszczególnych przejściach grupy kwintetu smyczkowego: skrzypiec, wiolonczel, altówek i kontrabasów.

Maestro Palikarov czuwał nad wszystkim z gracją i uwagą. Soliści wiarygodnie odtworzyli przypisane sobie „role”, dzięki czemu nie ucierpiał dramatyzm, co wzmocniło głębokie, duchowe przeżycie. Pięknym piątym głosem były połączone chóry. Współpraca wszystkich elementów była kluczowa dla uzyskania wspaniałego efektu. Każda część zachowała swój integralny charakter: wizja sądu ostatecznego w „Dies irae” napełniała niepokojem, finałowe „Libera me” przynosi nadzieję, ale i świadomość kruchości ludzkiego życia.

 

JACEK KÓZKA

 

+ foto: (czekamy…)

Autor: Agnieszka Małasiewicz, Filharmonia Częstochowska

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *