Tadeusz Ehrhardt-Orgielewski, częstochowski muzyk, kornecista, na stałe mieszkający w Niemczech, twórca zespołu „Five O’Clock Orchestra”, niezmordowanie promuje w naszym mieście jazz tradycyjny. Przystań dla sympatyków nowo-orleańskiego swingu znalazł w restauracji Tori. Dwa razy w miesiącu – pierwszy i trzeci czwartek miesiąca – grają tu Tadeusz Ehrhardt-Orgielewski i jego goście.
Powołał Pan do życia Polskie Stowarzyszenie Jazzu Tradycyjnego. Dlaczego?
– Bo tak naprawdę nie było nikogo, kto by w naszym kraju jazzem tradycyjnym się zajmował. Wprawdzie jest Polskie Stowarzyszenie Jazzowe, kierowane przez Krzysztofa Sadowskiego, ale ono pozostaje w kręgu nowoczesnych odmian jazzu. Nasze Stowarzyszenie założyliśmy 7 sierpnia 2011 roku w Złotym Potoku w „Stajni Wiking” Leszka Pilarskiego. Na moment decyzyjny zebrało się 35 osób. Złoty Potok jest dla nas sentymentalnym miejscem. Przez krótki czas mieliśmy tam festiwal jazzowy. Szkoda, że nowy wójt – Sławomir Krzyształowski, który nie jest miłośnikiem jazzu, zlikwidował inicjatywę i teraz na Święcie Pstrąga leci muzyka chodnikowa.
W jakiej kondycji jest dzisiaj Stowarzyszenie?
– Liczy już 118 członków z całej Polski. Początkowo siedziba mieściła się w mieszkaniu mojej szwagierki, przy ul. Nowowiejskiego w Częstochowie, ale teraz dostrzeżono nas w mieście i dwa miesiące temu otrzymaliśmy swój kącik w Ośrodku Promocji Kultury „Gaude Mater”. Stowarzyszenie jest głównym współorganizatorem Festiwalu Hot Jazz Spring, który po kilku latach przerwy powrócił w 2011 roku. Byli dyrektorzy Filharmonii Częstochowskiej, za prezydenta Tadeusza Wrony, Jerzy Salwarowski i Beata Młynarczyk, w swoim czasie zdusili Festiwal Hot Jazz Spring i zrobili z niego Jazz Spring. Dali mi jeden dzień na jazz tradycyjny, ale szybko z tego zrezygnowałem. W 2011 roku były dwa Festiwale: Jazz Spring i Hot Jazz Spring. Ten pierwszy umarł śmiercią naturalną i pozostał nasz. Przywracamy go do dawnej świetności. W przyszłym roku będzie jubileuszowy – dziesiąty.
Pana Stowarzyszenie przyczółek znalazło w restauracji „Tori”.
– Pomysł z „Tori”, którego właścicielem jest Roman Radecki, przyszedł – jak to z dobrymi pomysłami bywa – nieoczekiwanie. Poszedłem tam coś zjeść, a tam spokojna muzyka swingowa, miła atmosferka. Zapytałem pana Romana, czy można tu zrobić koncert jazzowy i przystał z ochotą. Korzyści są obopólne. Organizując imprezy nie musimy płacić za lokal. Mamy radość i satysfakcje, bo wszyscy gramy za darmo, ludzie dobrą muzykę, a właściciel „Tori” – reklamę.
Koncerty odbywają się…
– W pierwszy i trzeci czwartek miesiąca. 3 października będzie zespół 7Aplus, a 17 października koncert zespołu Tador Swingtet. Na 27 października planujemy koncert specjalny: piąte „Tadeuszki”.
Trochę chyba ciężko funkcjonować bez funduszy?
– Faktycznie na Klub i Stowarzyszenie nie otrzymaliśmy od miasta nawet złotówki, ale miło było usłyszeć z ust wiceprezydenta Jarosława Marszałka, że nasze działania są zauważane. Teraz staramy się, by Stowarzyszenie stało się organizacją pożytku publicznego.
Ważną Państwa działalnością jest projekt: pomnik Louisa Armstronga, który ma stanąć na placu jego imienia przy Filharmonii Częstochowskiej. Jak pozyskujecie pieniądze ma ten cel?
– Zbierany podczas koncertów, na zasadzie: ile kto może. W tej chwili mamy już ponad 2700 zł, na ostatnim koncercie w „Tori”, 19 września, pozyskaliśmy aż 675 zł. Z pewnością będzie jednak potrzebne wsparcie, na przykład ze strony miasta, bo wykonania pomnika podjął się Jerzy Kędziora, więc koszt będzie duży. Ale liczymy na ofiarność miłośników Louisa Armstronga i jazzu tradycyjnego. Oficjalne odsłonięcie pomnika planujemy podczas 10 Festiwalu Hot Jazz Spring.
Polskie Stowarzyszenie Jazzu Tradycyjnego w ubiegłym roku zostało wyróżnione w konkursie Jurajski Produkt Roku i 13 grudnia będziemy grali na gali tego konkursu. Wówczas także wystąpię do zebranych o wsparcie naszej inicjatywy. Wszystkie darowizny są odnotowywane na naszej stronie Stowarzyszenia, projekt jest transparentny.
Dziękuję za rozmowę.
URSZULA GIŻYŃSKA