Rozmowa ze Zbigniewem Doboszem społecznym trenerm Rakowa
– Czy nadal jest pan trenerem Rakowa?
– Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, bo jest problem. W świetle obowiązujących przepisów piłkarskich – nie jestem trenerem Rakowa. I sam nie wiem, czy to co robię jest zgodne z prawem. Nie mam bowiem żadnego dokumentu, umowy, kontraktu, czegokolwiek, co potwierdzałoby, że mam prawo szkolić i trenować zespół. To tak, jakbym jeździł samochodem bez prawa jazdy. Z samą jazdą nie byłoby problemu, ale każdy napotkany policjant miałby prawo mnie ukarać za jazdę bez odpowiednich dokumentów.
– Jak jest więc pana status w Rakowie?
– Żaden. W każdej chwili może się zdarzyć, że, na przykład, portier nie wpuści mnie do klubu czy na stadion.
– Ale przecież prowadzi pan Raków w IV lidze…
– Teoretycznie tylko. Prowadząc zespół muszę za niego, za piłkarzy, odpowiadać. A w obecnej chwili nie mogę odpowiadać, bo nie mam takich uprawnień.
– Co pan w takim razie robi w Rakowie?
– Od dwóch lat pracuję z młodzieżą, a od pewnego czasu także z tak zwanym pierwszym zespołem. Oczywiście społecznie. Wraz z moimi kolegami szkoleniowcami – Andrzejem Samodurowem i Henrykiem Turkiem – przychodzimy do klubu i staramy się czegoś nauczyć młodych piłkarzy. Z tym, że ja z Turkiem jesteśmy na zasiłkach przedemerytalnych, a Samodurow ma podobno jakąś umowę z klubem, ale szczegółów nie znam.
– Pominąwszy wszystkie dziwne okoliczności panów pracy, jest faktem, iż Raków gra w IV lidze. Pod koniec pierwszej rundy spisywał się już całkiem udanie, walcząc z powodzeniem z silnymi drużynami. Jak pan ocenia ten zespół?
– Mogę to zrobić właściwie tylko jako kibic. Nie mam prawa do oceny szkoleniowej z powodów, o których już wspomniałem. Mogę zatem powiedzieć tak: jest w tej chwili w Rakowie grupa bardzo zdolnej młodzieży w wieku 8-12 lat. I jest trochę starsza grupa, stanowiąca to, co nazywa się pierwszym zespołem. To bardzo obiecująca podstawa, na której można odbudować solidny futbol w klubie.
– Co jest potrzebne, aby to stało się możliwe?
– Aby mogło to trwalej i z dobrym skutkiem funkcjonować konieczna jest odpowiednia oprawa organizacyjno – finansowa. Na razie jednak wygląda to tak, jakby nikomu nie zależało na losie Rakowa.
– Czy w rundzie wiosennej prowadzony przez panów zespół spisywał się będzie tak, jak pod koniec rundy jesiennej? Innymi słowy, czy Raków utrzyma się w IV lidze?
– Nie mogę odpowiedzieć, bo nie jestem – o czym już mówiliśmy – oficjalnie trenerem. Mogę natomiast powiedzieć tak: nie ma problemu, czy Raków grał będzie w IV czy V lidze. Osobiście, prywatnie, nie zakładam nawet sytuacji, że drużyna mogłaby się nie utrzymać. Chodzi jednak o szerszy wymiar. Jeszcze nie tak dawno temu, w ubiegłym roku, po spadku z III ligi były propozycje, by zlikwidować drużynę, zgłosić zespół do B klasy i zaczynać wszystko od początku. Przestrzegałem przed konsekwencjami takiej decyzji. To byłby nie tylko dramat, ale w gruncie rzeczy koniec futbolu w tym klubie, bo Raków już nigdy by się nie pozbierał. Na szczęście do tego nie doszło. Powtórzę więc, że w tej chwili nadal toczy się tak naprawdę walka nie o to, czy Raków się utrzyma czy nie, ale o przyszłość klubu. Są podstawy, by odbudować futbol w klubie. Są ciągle zdolni piłkarze. Jeśli podąży za tym organizacja klubu, pojawią się pieniądze, to może być lepiej.
– Dziękuję za rozmowę.
ANDRZEJ KAWKA