GŁOSEM CZYTELNIKA. Dlaczego dzisiaj teatr musi mówić Czechowem?


Na scenie częstochowskiego teatru A. Mickiewicza zaprezentowano w marcu adaptację klasyki rosyjskiego dramatu – „Mewa” Antoniego Czechowa.

 

Nie wiem, dlaczego do pokazania swoich umiejętności i warsztatu oraz dla udowodnienia, że jest się prawdziwym intelektualistą reżyser Cezary Iber wybrał akurat rosyjskiego dramaturga. Nagabywany w wywiadach nie potrafi tego sensownie wytłumaczyć. Znalazłem dwa pośrednie powody; tak mi wyszło po odsłuchaniu i przeczytaniu wywiadów z Cezarym Iberem znalezionych w internecie. Po pierwsze dlatego, że chciał do korony swoich dzieł dorzucić coś z „wysokiej półki”. Po drugie dlatego, że uznał, iż publice prowincjonalnej Częstochowy potrzebna jest odrobina przykurzonej dramaturgii i to się dobrze sprzeda. Zwłaszcza jeśli ją okrasić paroma erotycznymi numerkami. Publika spod Jasnej Góry – wiadomo zacofana i łasa na nowinki – na pewno to kupi. Jeżeli chodzi o mnie to do teatru nie chodzę często. I wiem, że taka jest teraz maniera – nie tylko w polskiej dramaturgii. Na przykład warszawskie teatry robią bokiem, więc tryskają spermą i rzucają mięsem. Ale czy to dobre wzory?  Wyjaśnię dobitnie, że do teatru idę po strawę duchową tudzież intelektualną. Czasem po odrobinę emocji. A jeżeli chcę seksu to wrażeń szukam w domowym zaciszu, nie chwaląc się publicznie swoimi upodobaniami. Dlatego epatowanie erotyką na scenie jest dla mnie wystrzelonym w twarz policzkiem („liściem” – mówiąc kolokwialnie) gdyż świadczy o tym, że twórca spektaklu traktuje mnie niezbyt poważnie.

Jedyne co zasługuje na uznanie w prezentowanej adaptacji „Mewy” to aktorska gra – mamy w Częstochowie zespół wspaniałych artystów i rzemieślników. I za ich ciężką pracę należą się mocne brawa. To oni uratowali mi wieczór. Szczególnie dobrze oceniam w tym spektaklu występ Teresy Dzielskiej, Michała Kula i Aleksandry Skraby. Pozostali aktorzy także dali z siebie wszystko, w tym w rolach drugoplanowych. Mogę śmiało powiedzieć, że cała dziesiątka zaświadczyła, że polska szkoła teatralna trzyma się mocno i wcale nie musimy mieć kompleksów, zasłaniać się Stanisławskim czy Meyerholdem, aby konkurować z najlepszymi w świecie. Drodzy aktorzy – Perepeczko i Machalica byliby z całą pewnością z Was dumni.

Scenografia przygotowana przez Michalinę Pawlak zdradza duży potencjał artystyczny, praca wykonana starannie i z wyczuciem, układ sceny i pejzaże w tle uratowały spektakl.

Generalnie częstochowski teatr to dobre miejsce na kulturalnej mapie Polski. Myślę, że zespół powinien mieć większy wpływ na dobór reżyserów. Bo z takim potencjałem stać teatr Adama Mickiewicza na sięgnięcie po same szczyty.  Trochę po świecie jeździłem. To i owo widziałem. W Polsce nie ma już prowincjonalnych teatrów. W świecie głośno o zespołach z Legnicy, Wałbrzycha, Lublina, Kalisza. Częstochowa także stoi wysoko w tym rankingu.

Mam wrażenie, że za niezbyt udanym zamysłem reżysera stoją jego wygórowane ambicje i brak wyczucia dla potrzeb odbiorcy. Adaptacja Czechowa przyniosła mierny efekt. Tak jakby Iber prowadził dialog wyłącznie z ekspertami, kolegami po fachu i teatrologami. Pomieszanie Turgieniewa, klimatu rosyjskiej prowincji z jungowską psychologią głębi stworzyło wrażenie, że reżyser utożsamił się z dwoma bohaterami „Mewy” (przekonujące kreacje Karola Czajkowskiego i Macieja Półtoraka) – to pisarze męczący się z samym sobą, twórcy, którym brakuje aplauzu i adoracji. Zwłaszcza sceniczny Trigorin, który wie, że jest genialny, choć prawda obiektywna jest zupełnie inna.

I cały czas chodzi mi po głowie jedno pytanie. Dlaczego rosyjski dramaturg ma nam dyktować dzisiaj sposób opisywania świata naszych uczuć i emocji? Przecież w Europie, na kontynencie amerykańskim mamy setki, tysiące wybitnych dramaturgów. Tych współczesnych i tych sprzed ponad 100 lat. Po co bohaterowie naszej wyobraźni mają nas straszyć ruskim mirem (światem tzw. rosyjskiej kultury)? Dla przybliżenia współczesnemu polskiemu odbiorcy uniwersalnych problemów ludzkich – ból istnienia, trójkąty, czworokąty, twórcza niemoc przykryta kunsztownym dialogiem – mamy przecież pod ręką wiele genialnych tekstów literackich. W tym polskich. Dlatego pytam głośno: po co częstochowski teatr mówi dzisiaj językiem Czechowa?

 

eM

PS.

Mam wrażenie, że tłumaczka sztuki Czechowa – Natalia Gałczyńska przełożyła tytuł nie do końca z intencjami autora. Czajkę po rosyjsku  trzeba by przetłumaczyć jako Czajkę po polsku. Warto dowiedzieć się jakie są cechy Czajki, aby zrozumieć dlaczego Czechow posłużył się tą metaforą. Mewa niczego do sztuki nie wnosi.

Częstochowa, 24 marca 2025 r.

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *