– Od kiedy zaczęła się w kapłaństwie księdza działalność charytatywna i dobroczynna?
– Człowiek powinien zawsze zajmować się drugim człowiekiem, jeśli ten jest w potrzebie. Było to 13 lat temu. Od tej pory posługa jest we mnie zawsze i tak pozostanie. Z ludzką biedą i bezradnością spotkałem się w mojej pierwszej parafii w Radomsku. Zorganizowałem wówczas kolonie letnie przy parafii. W moim prywatnym mieszkaniu. Wszyscy bardzo się dziwili. Uważali mnie za szaleńca. Nie miałem nic. Ani finansów, ani możliwości organizacyjnych. Ponieważ moje mieszkanie było przy salkach parafialnych, to również i one były pełne dzieci. Straszono mnie sanepidem i kto tam wie czym jeszcze. Ale wieczorem, na noc, młodzież odprowadzała dzieci do domu. Tylko w ciągu dnia były u mnie. Miały zorganizowane zabawy, wyżywienie. Chodziliśmy do kina, zwiedzaliśmy najpiękniejsze miejsca i okolice. Najważniejsze było to, że te dzieci nie były same. Były razem. Miały wakacje radości. Później przywiozłem dzieci z Czarnobyla. Co roku organizowałem kolonie za darmo. I tak jest już do dziś. Były już wakacje dla 300, 400 dzieci. Wyjeżdżamy na bezpłatne kolonie przy pełnym wolontariacie wychowawców, nauczycieli i lekarzy. Od sześciu lat na tych samych zasadach przywożę dzieci polskie z Wilna na wakacje do Częstochowy.
Rozmowa z księdzem Ryszardem Umańskim z parafii pw. św. Wojciecha w Częstochowie, redaktorem Radia FIAT, animatorem charytatywnych i dobroczynnych działań na rzecz potrzebujących, duszpasterzem częstochowskiej “Solidarności”.
– Od kiedy zaczęła się w kapłaństwie księdza działalność charytatywna i dobroczynna?
– Człowiek powinien zawsze zajmować się drugim człowiekiem, jeśli ten jest w potrzebie. Było to 13 lat temu. Od tej pory posługa jest we mnie zawsze i tak pozostanie. Z ludzką biedą i bezradnością spotkałem się w mojej pierwszej parafii w Radomsku. Zorganizowałem wówczas kolonie letnie przy parafii. W moim prywatnym mieszkaniu. Wszyscy bardzo się dziwili. Uważali mnie za szaleńca. Nie miałem nic. Ani finansów, ani możliwości organizacyjnych. Ponieważ moje mieszkanie było przy salkach parafialnych, to również i one były pełne dzieci. Straszono mnie sanepidem i kto tam wie czym jeszcze. Ale wieczorem, na noc, młodzież odprowadzała dzieci do domu. Tylko w ciągu dnia były u mnie. Miały zorganizowane zabawy, wyżywienie. Chodziliśmy do kina, zwiedzaliśmy najpiękniejsze miejsca i okolice. Najważniejsze było to, że te dzieci nie były same. Były razem. Miały wakacje radości. Później przywiozłem dzieci z Czarnobyla. Co roku organizowałem kolonie za darmo. I tak jest już do dziś. Były już wakacje dla 300, 400 dzieci. Wyjeżdżamy na bezpłatne kolonie przy pełnym wolontariacie wychowawców, nauczycieli i lekarzy. Od sześciu lat na tych samych zasadach przywożę dzieci polskie z Wilna na wakacje do Częstochowy.
– Umiejętność skupiania wokół siebie dobrych ludzi, ludzi otwartych serc, to wielki dar cierpliwości i uporu. Temu dziełu miłosierdzia zapewne by ksiądz sam nie podołał.
– Jest mi bardzo trudno mówić o charytatywnej, dobroczynnej działalności. To powinno być w naszej naturze. Czynić dobro na miarę naszych możliwości. Ludzie są dobrzy i chcą pomagać, ale osobom i organizacjom wiarygodnym. Jeżeli widzą, że ta praca jest uczciwa i przynosi efekty, to chcą w tym być. Jest ich coraz więcej.
– Czyli miara ewangeliczna. Po owocach ich poznacie.
– Wspomniał pan wcześniej o pieniądzach. Czasem coś robiłem, nie mając w ogóle pieniędzy. Żadnego pokrycia finansowego na niektóre przedsięwzięcia. Chociażby zakup blach na kościół w Nowej Wilejce na Wileńszczyźnie. Kupiliśmy na kredyt. Teraz spłacamy i wierzę, że spłacimy.
– Czy chciałby ksiądz kogoś z tych przyjaciół wyróżnić?
– To trudne. Tych ludzi jest bardzo dużo. Cieszę się, że Ci, którzy kiedyś ze mną zaczynali, teraz już sami prowadzą działalność dobroczynną. Są “zarażeni” ideą czynienia dobra. To wielka radość. To człowieka bardzo umacnia. Bardzo aktywni są ludzie świeccy. Dowodzi tego ostatnia akcja rozdawania chleba w naszym mieście, coraz bardziej biednym i głodnym mieszkańcom Częstochowy. Tygodniowo rozdajemy, od stycznia tego roku, 2000 bochenków chleba. Miesięcznie to jest 10 tysięcy bochenków. Takich punktów w Częstochowie jest 11. I znaleźli się ludzie, którzy zadeklarowali wpłacanie, na zakup chleba, 20 zł miesięcznie. Chleb za symboliczną złotówkę. To jest też dobra wola piekarzy. I z tych datków dobrych serc na te 10 tysięcy bochenków miesięcznie nam wystarcza. Trzeba by mówić o wielkich ilościach ludzi dobroczynności. To jest jakby filozofia miłości bliźniego na dziś.
– Ten obszar dobra poszerza się?
– I to jest polski fenomen. W mediach, w telewizji panuje fascynacja złem. Przemoc, afery. Nie pokazuje się nigdy szarych, codziennych bohaterów dobroczynnej pomocy. To przewrotna i perfidna metoda, zmierzająca do odebrania ludziom sumień. Ich dobrej woli. Naturalnej skłonności bycia człowiekiem dla drugiego człowieka. Strategicznym celem mediów jest wypranie człowieka z podstawowych atrybutów jego człowieczeństwa i zniechęcenie ludzi do dobroci wzajemnej. Ta inwazja okazuje się bardzo mało skuteczna. Bo przecież rośnie liczba cichych bohaterów dobra. I pomimo tej wielkiej medialnej krucjaty przeciw miłości bliźniego, ta miłość zwycięża, dowodząc – przynajmniej na tym obszarze – zwycięstwa dobra nad złem. Zwycięstwa nad obojętnością, egoizmem.
– Powróćmy do czasu wielkich kataklizmów jakie nawiedziły Polskę w ciągu ostatnich ośmiu lat. Do wielkich powodzi. Wtedy za sprawą księdza całe podziemia kościoła św. Wojciecha zamieniły się w wielkie magazyny ludzkiej solidarności.
– To były rzeczywiście wielkie akcje. Niewyobrażalne. Fascynujące. Wielkie akty – nie boję się w tym miejscu tego określenia – Bożego Człowieczeństwa i Naszego Polskiego Narodu. Miałem okazję budować od podstaw tę akcję. Dzięki temu, że pracuję w Katolickim Radiu FIAT. Stąd od św. Wojciecha z Częstochowy szły ogromne “Pomocowe Transporty” do dotkniętych powodzią regionów Polski. Byłem w samym środku tych trzech wielkich polskich nieszczęść. Chociażby ostatnia pomoc. Tu, z tego Radia FIAT wysłaliśmy 50 ogromnych tirów z transportami. Od mebli, po żywność i środki czystości. Tę pomoc zorganizowaliśmy wtedy, kiedy w mediach oficjalnych o nieszczęściu mówiło się szeptem, ze wstydem albo wcale. To były siła i piękno tych ludzi, którzy chcieli pomóc. Ludzi wierzących z Częstochowy, których nie trzeba przekonywać było, że trzeba pomóc człowiekowi, który takiej pomocy potrzebuje.
– Wtedy, kiedy zatopieni nie czekali już na nic i na nikogo…
– Były momenty wielkiej radości wśród tych, do których docieraliśmy jako pierwsi, którzy stracili już wszelką nadzieję. Docieraliśmy do nich z pierwszym chlebem i pierwszym pojemnikiem wody do picia. Ta ich radość, zaskoczenie i zadziwienie. Jak to?! Tu, do dalekiego Rzeszowa skądś tam z Częstochowy? Nie mogli uwierzyć, a ja tamtej radości nie mogę opisać. To była wielka wdzięczność tych ludzi dla częstochowian. Wiem, że nigdy tego nie zapomną. Brały w tych akcjach udział również dzieci. Otwarte, szczere i wrażliwe. Pamiętam taki obrazek. Obok mamy objuczonej tobołami z darami, ze łzami w oczach kroczyła mała dziewczynka, ściskając lalkę. Oddaje mi ją ze łzami w oczach. I płacząc, mówi: “Proszę księdza, to moja ulubiona zabawka. Ale oddaję ją. Tam, jakieś biedne dziecko z powodzi, jak ją dostanie, to może przestanie płakać”. I sama płakała dalej.
– Co to zmieniło w osobowości księdza?
– Człowiek zmienia się cały czas. Próbujemy naśladować Chrystusa. Nie zawsze doskonale, ale próbujemy. Jak ja się zmieniłem? Zawsze kochałem ludzi i kocham. Moją pracę ukierunkowuję zawsze na człowieka. Zawsze staję po stronie krzywdzonego, niezależnie od tego, kto go krzywdzi. I zawsze będę blisko człowieka. Po powodziach może jeszcze bliżej. To jest moja maksyma życia i służby: Być przy człowieku zwłaszcza tym krzywdzonym. Kiedyś ktoś powiedział, że nie lubię komunistów. Ja tymczasem staję w obronie tych, którzy byli i są przez komunistów krzywdzeni i skrzywdzeni. Teraz inne systemy, inne prądy liberalne krzywdzą ludzi, niszczą człowieka, oszukują go. Dlatego staję w ich obronie i zawsze będę ich bronił. Taki jest cel działalności Kościoła. Taka jest misja Chrystusa, którą próbuję, może nieudolnie, naśladować.
– Dziś, jak się człowiek rozgląda wokół i zajrzy wszędzie, to uświadamia sobie, że to bardzo trudne wyzwanie i niebezpieczne dla tego, który je podejmuje.
– Ale to jest zgodne z Ewangelią. Ja jestem kapłanem i mam tę ewangelię realizować w życiu, mimo pułapek i niebezpieczeństw.
– Jaka jest ocena księdza stanu naszego ducha. W mediach publicznych forsuje się natarczywie, że narasta w nas znieczulica, obojętność.
– Absolutnie się z tym zgadzam. Nasze społeczeństwo jest bardzo wrażliwe, dobre, patriotyczne. Proszę zobaczyć, jak wielu ludzi działa na rzecz drugiego człowieka. Nie zgadzam się z negatywną opinią o naszym społeczeństwie, o narodzie polskim. Ludzie są bardzo wyczuleni na krzywdę, poniżenie i biedę. Trzeba zasadniczo odróżnić to, jacy jesteśmy jako wspólnoty parafialne, jako naród, od tego, co jest lansowane w mediach. Jest trudno pomagać, kiedy biedy i nędzy coraz więcej. Trzeba ludzi podtrzymać, także rozmową. A w mediach królują afery, nietykalni przestępcy, kpina i drwina z moralności, przestępczość nobilitowana jako cnota – cynizm i występność tzw. elit. Ale nich mi pan wierzy, że żyją i trwają, i są w naszej ojczyźnie wartości większe od pieniędzy. Marzę o tym i modlę się o to, byśmy mieli w Polsce jak najmniej ludzi biednych, głodnych, potrzebujących i bezrobotnych. Ale także tych, którzy na tej biedzie żerują, bogacą się. Abyśmy mogli ludziom pomagać w innym wymiarze. Z duchowego zagubienia. A mniej materialnie.
– Nie wiem, czy kapłanowi wolno marzyć, ale to piękne marzenie. Na razie w Polsce, w Częstochowie powódź nie ustaje. Bezrobocie i głód przekroczyły już wszystkie poziomy przyzwoitości i odpowiedzialności władzy.
– W roku ubiegłym zorganizowałem w kościele św. Wojciecha, połączone z Mszą św. dla bezrobotnych z Częstochowy, spotkanie z pracodawcami. Dotarliśmy do nich przez zakłady pracy, organizacje związkowe. Każdy dostał imienne zaproszenie. Przybyło 1200 osób. Było to jedyne takie spotkanie w Polsce. I po tym spotkaniu znaleźliśmy dla tych ludzi 100 miejsc pracy! To była wielka rzecz. Wielki sukces. Czyli, jednak można. Jak człowieka się szanuje. Po tym spotkaniu metropolita abp Stanisław Nowak powołał do życia Arcybiskupi Komitet do Zwalczania Bezrobocia w Archidiecezji. To też jest owoc tego spotkania. Okazało się, że ludzie bez pracy to też ludzie godności. Słabi, załamani, ale gotowi do pracy.
– Zapalił ksiądz tym spotkaniem jakiś płomień nadziei tym właśnie pełnym determinacji spotkaniem dla bezrobotnych. Jak w roku 2003 kształtuje się obraz miasta?
– Trzeba z tymi ludźmi rozmawiać. Wsłuchiwać się w ich los z wolą szczerej pomocy. Widzę jak dziecko łapczywie chwyta bułkę i na miejscu, zachłannie ją zjada. To już jest oblicze głodu. Niestety, ani polityka rządu, ani samorządu, ani tym bardziej to, co proponuje nam Unia Europejska, nie stwarzają warunków do tego, by było mniej głodu i biedy. Znając swoje zadania i swoje miejsce wśród ludzi, wiem, że coraz więcej w naszym kraju będzie ludzi biednych, bezrobotnych, bez środków dożycia. Do tych zadań przygotowuję się z Bożą pomocą.
Piotr Proszowski