W naszej Redakcji gościliśmy pana Wiesława Mielczarskiego, twórcę amatora, pasjonata muzyki, rzeźbiarstwa i malarstwa. – Wychowałem się na Czerwonych Gitarach, Czerwono-Czarnych, Beatlesach, Rolling Stonesach, muzykę mam we krwi. Od małego pociągało mnie też malowanie i rzeźbienie. Jak zacząłem jako kilkuletni chłopiec, tak działam do dzisiaj. Gdy gram na swojej gitarze czy maluję odrywam się od świata. To mnie uspokaja i daje radość – opowiada pan Wiesław.

Pan Wiesław jest częstochowianinem z dziada pradziada. – Urodziłem się 1 maja 1952 roku przy ulicy Złotej, gdzie płynie Kucelinka, rzeka mojego dzieciństwa. W wieku pięciu lat z rodzicami przeprowadziłem w rejon alei Pokoju, gdzie mieszkam do dziś. Jestem z zawodu spawaczem, monterem konstrukcji stalowych, pracowałem w Hutniczym Przedsiębiorstwie Remontowym, w hutach w kraju i za granicą: w Czechosłowacji, Niemczech. Moja żona Danuta jest dyplomowaną pielęgniarką, jest zatrudniona w Przychodni Matki i Dziecka przy ul. Sobieskiego. Kocham swoją kobietę. Mamy dwoje dzieci: syna Jana, który skończył szkołę kucharską i córkę Darię, która jest majorem w wojsku – mówi Wiesław Mielczarski.
Do redakcji przyniósł swoje obrazy, rzeźby i… gitarę. Spotkanie było zatem bardzo urozmaicone, bo oprócz opowieści, jak powstają dzieła i co przedstawiają w zamyśle autora, wysłuchaliśmy także mini recitalu pieśni patriotycznych. – Dusza artystyczna tkwiła we mnie od zawsze, urodziłem się z tym. Jako łebek brałem scyzoryk, patyk i strugałem. Uwielbiałem rysować bitwy Polaków z Krzyżakami. Oczywiście zawsze więcej zabitych było po stronie Krzyżaków. Jestem patriotą, polskość mam zakorzenioną w sercu, za ojczyznę oddałbym życie, nawet teraz w tych paskudnych czasach. Stąd w moich pracach plastycznych i muzycznych tematem wiodącym jest Ojczyzna. Ten obraz na przykład opowiada o oswobodzeniu się Polaków z kieratu. Porównałem ich do śledzi wciśniętych do beczki z solą, z której się zaczęli uwalniać, a że byli długo zamknięci, to zostali zdeformowani. Przyświecała mi idea: „nie bądźmy jak te śledzie zasypane solą w zadeklowanej beczce, odbijmy wreszcie wieko, poczujmy, jak smakuje przynależne nam od Boga świeże powietrze”. Wzorem wielkiego patrioty i męża stanu jest dla mnie pan premier Jan Olszewski. On zrobiłby w Polsce porządek, ale Wałęsa, Tusk, Pawlak, Moczulski paskudnie z nim postąpili odwołując z funkcji. Gdy zmarł, napisałem dla niego tekst, potem muzykę i powstała piosenka. Zacytuję fragment: „Odszedłeś wierny mężu Polski, niechaj się sławi imię Twe, wśród sprawiedliwych, co odeszli, chwalebny poczet wita Cię. Ty się nie bałeś zawalczyć godnie, gdy polska ranga ginęła w mgle, lecz w mgle czerwonej zabiły dzwony, jako że cud narodził się. Dałeś od siebie wszystko co mogłeś, aby ukoić Polaków ból, by złu zapobiec walczyłeś głową, owocem: padł berliński mur. Żegna Cię dzisiaj cała Polska, boś podwalinę nadziei dał, by nasza Polska była wciąż Polską z dala od obcych, zachłannych łap. Wspomnę jak sprawnym byłeś premierem, w trosce o Polskę, tak jak ten chłop, aby ta ziemia, którą uprawia zrodziła mu owocny plon. Śpij więc spokojnie nasz polski mężu, wieleś dokonał, potężny filar swych fundamentów czuje więc dzisiaj każdy Polak. Nie bolej nad tym, żeś nie podołał, albowiem z zewsząd zdradziecka brać. Lecz co w Tym sercu, w myślach, marzeniach, pragnąłeś wdrożyć w swój mądry plan. Aby to prawo, co całkiem chore w każdej dziedzinie uleczyć je, po to, by Polski już nie gnębiono, zapewnić ludziom godne życie (…). Żeby Polska, żeby Polska, żeby Polska była Polską.”
Rzeźby pana Wiesława są precyzyjnie dopracowane, każda niesie jakąś ideę. – To jest „macierzyństwo”, tu motywy afrykańskie i indiańskie. Na tej płaskorzeźbie jestem z przyjacielem Bogdanem, z którym grałem w zespole i razem robiliśmy przesmaczne wina. Siedzimy na beczce jak na kuli ziemskiej zapijając winko do słońca i księżyca. Taki egzystencjalny motyw wspólnoty duchowej. Rzeźba się trochę wyszczerbiła, ale to jest do nadrobienia, tu się podklei, polakieruje i ubytki uzupełni – opowiada pan Wiesław.
Ma swoich mistrzów, jak Xawery Dunikowski czy Michał Anioł. Są dla niego inspiracją, ale nie wzoruje się na nikim. – Nie będę podglądał innych, mam swój styl. Zmrużę oczy i już wiem, co mógłbym zrobić – stwierdza.
URSZULA GIŻYŃSKA