W tym roku będziemy obchodzić dwie wspaniałe rocznice: 1000 lat koronacji pierwszych królów Polski – Bolesława Chrobrego i jego syna Mieszka II. W 960 roku ojciec Bolesława – książę Mieszko I podjął wyzwanie stworzenia państwa opartego na chrześcijaństwie, to powód do szczególnej dumy. Powinien być wyznacznikiem postaw kształtujących Polaków.
A co się dzieje? Od września 2025 r. w szkołach – tak zwanych polskich – przedmiot historię i teraźniejszość zastąpi edukacja obywatelska. Tym samym minister Barbara Nowacka konsekwentnie realizuje misję dewastacji historii, eliminując z podstawy programowej treści patriotyczne i wartości humanistyczne, minimalizując historyczną rolę Polski, budowane przez ponad tysiąc lat nasze dziedzictwo kulturowe i cywilizacyjne. Ruguje także treści o roli chrześcijaństwa w rozwoju sztuki i kultury europejskiej.
Od roku 2024/25 z programu historii usunięto, między innymi, takie postaci, jak: rotmistrz Witold Pilecki, Helena Sendlerowa, Rodzina Ulmów, Jan Karski oraz niemieckie, zbiorowe zbrodnie na Polakach: Palmiry, Piaśnicę, Intelligenzaktion, a także „Żegotę”. Skreślono zapis o szczególnym uwzględnianiu osoby i programu Romualda Traugutta, dyktatora Powstania Styczniowego. Co więcej, bez zmrużenia oka wycina się akty martyrologii Polaków, w tym ludobójstwo na Polakach na Wołyniu przez UPA.
Funduje się dzieciom potężną stratę literacką. Uczniowie klas IV-VI nie będą już musiały czytać „Powrotu taty” Adama Mickiewicza, „Katarynki” Bolesława Prusa, „W pamiętniku Zofii Bobrówny” Juliusza Słowackiego, wierszy Władysława Bełzy oraz pieśni i piosenek patriotycznych. Ograniczono także ilość treści „W pustyni i w puszczy” Henryka Sienkiewicza. Z podstawy programowej klas VII-VIII mają zniknąć „Reduta Ordona” i „Śmierć Pułkownika” Adama Mickiewicza, „Quo Vadis” Henryka Sienkiewicza, „Żona modna” Ignacego Krasickiego. Wyłącznie we fragmentach omawiany ma być „Pan Tadeusz”.
Najwięcej zmian dotyka uczniów liceów i techników. Zgodnie z propozycją MEN z listy lektur obowiązkowych usuwa się: biblijną „Pieśń nad Pieśniami”, Legendę o św. Aleksym, „Kronikę Polską” Galla Anonima, „Psalmy” Jana Kochanowskiego, „Pamiętniki” Jana Chryzostoma Paska, „Romea i Julię” Williama Szekspira, „Hymn do miłości ojczyzny” Ignacego Krasickiego, wybór sielanek i liryki religijnej Franciszka Karpińskiego, „Konrada Wallenroda” Adama Mickiewicza, „Rozdziobią nas kruki, wrony…” Stefana Żeromskiego, „Ludzie, którzy szli” Tadeusza Borowskiego, „Drogę donikąd” Józefa Mackiewicza, „Raport o stanie wojennym” Marka Nowakowskiego.
To literatura ucząca najwspanialszych wartości: patriotyzmu, miłości do Boga, szacunku i wrażliwości wobec drugiego człowieka. Czy dzieci i młodzież sięgną w przyszłości po te pozycje? Śmiem wątpić, bo jeśli nie przeczytają ich w szkole, to już wcale.
Głupiutkim narodem, bez poczucia własnej tożsamości i dumy, łatwiej sterować. Niestety, obserwując poczynania minister narzuca się pytanie: czy przygotowuje ona polskie dzieci do zadań specjalnych, czyli pracy na polach i plantacjach niemieckich sąsiadów? Bo tam wiedza historyczna i znajomość literatury ojczystej są kompletnie zbędne, ba, na saksach wiedza nawet szkodzi, potrzebne są raczej posłuszność i gotowość do zakasywania rękawów.
Niegdyś w Częstochowie Barbara Nowacka jako gość specjalny w Konduktorowni i wystawy obrazów zasłużonych dla Częstochowy kobiet, podziwiając portrety autorstwa Marty Frej, odkrywczo stwierdziła: „Po co wam w Częstochowie Matka Boska Jasnogórska, kiedy macie Martę Frej”. Nikt głośno na to nie zareagował. Oby teraz nad zakusami „ministry” nie zapadło głuche milczenie.
URSZULA GIŻYŃSKA