Mając 16 lat życie wydaje się takie cudowne. Szczególnie jeśli zbliża się koniec roku szkolnego. Skończona pierwsza klasa liceum. Przede mną upragnione wakacje. Życie jest takie cudowne, kiedy istnieje perspektywa odpoczynku – zarówno psychicznego, jak i fizycznego od szkoły, różnych zajęć, obowiązków. Będę wprawdzie trochę tęsknić za ludźmi z klasy, zżyłam się z niektórymi, ale… to przecież tylko dwa miesiące…
Mając 16 lat życie wydaje się takie cudowne. Szczególnie jeśli zbliża się koniec roku szkolnego. Skończona pierwsza klasa liceum. Przede mną upragnione wakacje. Życie jest takie cudowne, kiedy istnieje perspektywa odpoczynku – zarówno psychicznego, jak i fizycznego od szkoły, różnych zajęć, obowiązków. Będę wprawdzie trochę tęsknić za ludźmi z klasy, zżyłam się z niektórymi, ale… to przecież tylko dwa miesiące…
I w końcu początek wakacji i upragniony wyjazd w góry – tylko dwutygodniowy, ale to zawsze lepsze niż siedzenie w domu. Bałam się tego wyjazdu ze względu na ludzi, których w ogóle nie znałam. Ale w końcu świat należy do odważnych, może nie będzie tak źle.
Pierwszy dzień minął szybko, choć był trochę dziwny – to dzień przyjazdu, rozpakowywania się, pierwszych rozmów. Dopiero na drugi dzień powoli zaczęliśmy się poznawać, powoli zaczęło wszystko się rozkręcać. Nie przypuszczałam wtedy, że tylko godziny dzielą mnie od początku zupełnie innego życia.
Gdybym to wtedy wiedziała, pewnie nie wsiadłabym następnego dnia do samochodu… Dzień 3 lipca 1991r. w Beskidach był dniem mało wakacyjnym – przypominał raczej wczesną, wilgotną i chłodną jesień Postanowiliśmy grupą kilkunastu osób zejść na dół, do miasta, na zakupy. Nie miałam ochoty na wyjście, pewnie ze względu na pogodę, parę osób zostało w naszej chatce położonej na szczycie góry. Miałam ochotę też zostać, tak jakbym przeczuwała, że coś może się wydarzyć. Chwilę po naszym wyjściu, wyjechał samochodem opiekun naszej grupy. To był taki stary, terenowy, zdezelowany “gazik”. Postanowiliśmy, że zjedziemy jednak wszyscy samochodem i w ten sposób szybciej będziemy na dole.
Cóż, tak naprawdę to były ułamki sekund, które dzieliły mnie od momentu, kiedy wsiadłam do samochodu do chwili kiedy znalazłam się na ziemi obok ogromnego kamienia i prawie “wyłam” z bólu … To był po prostu wypadek samochodowy… W samochodzie, do którego wsiadło 14 osób pod wpływem zbyt dużego obciążenia i śliskiej nawierzchni, zawiodły hamulce. Samochód w ciągu kilku chwil rozpędził się i kierowca w ostatnim momencie skręcił kierownicą, by zamortyzować zbyt dużą prędkość i wyhamować wjeżdżając w ogrodzenie z drucianej siatki. Samochód odbił się od ogrodzenia, przekoziołkował parę razy, wszyscy w ciągu chwili wypadli z niego i znaleźli się na ziemi.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam co się stało. Nie straciłam przytomności, przypuszczałam tylko, że coś nie tak jest z moimi nogami – straciłam w nich czucie i nie mogłam nimi ruszać…Zawieziono nas do Żywca, a po zrobieniu zdjęć rentgenowskich zostałam przewieziona do szpitala w Piekarach Śląskich. Ktoś mówił o złamanym kręgosłupie, o urazie rdzenia kręgowego. Co ma kręgosłup do moich nóg, o co w tym wszystkim chodzi?” – myślałam. Jeszcze tego samego dnia miałam operację i położono mnie na oddziale intensywnej terapii. Złamany kręgosłup, uraz rdzenia kręgowego na wysokości odcinka piersiowo-lędźwiowego. – Ale co to tak naprawdę znaczy? Jakie są tego konsekwencje ? Czy to wyrok ? Nie przypuszczałam, że to takie ważne … A jednak to rdzeń kręgowy odpowiada za to, że czujemy ból, że czujemy ciepło i zimno, że w ogóle wykonujemy ruch nogą, ręką, palcami.
Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że całe wakacje spędzę w szpitalu nie mogąc nawet obrócić się sama z boku na bok, i że nie zdążę wrócić do szkoły we wrześniu, by ze znajomymi przywitać nowy rok szkolny… Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że dołączę do grona tych osób, które wskutek skoków do wody, wypadków samochodowych czy upadków z wysokości doznają urazów rdzenia kręgowego… Wtedy też nie zdawałam sobie jeszcze sprawy, że uraz rdzenia kręgowego grozi często ciężkim kalectwem i że będę musiała nauczyć się żyć na wózku inwalidzkim i zacząć zupełnie inne życie…
Wszystko stało się inne, nowe, nieznane. Najpierw zadawałam sobie pytania: “Dlaczego to się stało?”, “Dlaczego ja?”, “Co dalej?” Pojawiły się: bunt, złość i niejednokrotnie łzy …
Kiedy moi rówieśnicy śmiali się, dobrze bawili, chodzili na dyskoteki, przeżywali swoje miłości, ja walczyłam ze swoim ciałem, uczyłam się na nowo różnych podstawowych czynności – takich jak przesiadanie się, poruszanie się na wózku inwalidzkim. Musiałam poznać swoje ciało na nowo, poznać przede wszystkim jego fizyczne słabości . Póki jest czas buntu i złości, trudno jest walczyć. To rodzice, nauczyciele i znajomi walczyli wtedy o mnie, o to bym kontynuowała naukę, bym nie poddała się, bym stawiała sobie wymagania…
A ja chciałam tylko jednego – uczestniczyć w normalnym, codziennym życiu, tak jak każda osoba sprawna, zdrowa, jak moi rówieśnicy. Ta chęć walki była bardzo potrzebna, dała mi siłę, by skończy szkołę średnią i zdawać maturę razem ze swoją klasą, by podjąć naukę na studiach, by wreszcie zdecydować się na studia doktoranckie oraz znaleźć pracę.
Jednocześnie, by bardziej uwierzyć w siebie próbowałam różnych dyscyplin sportowych. Nie widziałam, że tak wiele dyscyplin sportowych jest dostępnych dla osób niepełnosprawnych, że istnieje tak wiele różnych możliwości i że z takim samym powodzeniem można uprawiać (poruszając się na co dzień na wózku inwalidzkim): koszykówkę, rugby, narciarstwo zjazdowe, nurkowanie czy tenis ziemny.
Najcudowniejszą przygodą, która mi się przydarzyła była przygoda z narciarstwem zjazdowym, które dostępne jest również dla osób po urazie rdzenia kręgowego. Ta dyscyplina dostępna jest dzięki specjalnie przystosowanemu siedzonku, które wpięte jest w jedną nartę. Jest tzw.: “mono-ski”. Do niego potrzebne są tzw. kulo-nartki, czyli krótkie kule zakończone nartkami. Pierwszy nasz wyjazd – to austriackie Alpy. To był mój powrót w serce gór, gór które w 1991 roku tak wiele zmieniły. Zima, która dla osoby na wózku jest często koszmarem, bo trudniej jest gdzieś się dostać, trudniej jest się poruszać, nagle na nowo nabrała uroku. Nagle płatki śniegu spadające z nieba zaczęły mi się kojarzyć z sezonem narciarskim, a nie tylko z trudnościami w poruszaniu się. Przygoda związana z narciarstwem uwieńczona została 3-tygodniowym pobytem w Stanach Zjednoczonych, gdzie 2 tygodnie trenowaliśmy we wspaniałym ośrodku sportowym w Colorado, a ostatni tydzień przeznaczyliśmy na obejrzenia dwóch ciekawych miejsc w Stanach Zjednoczonych, jakimi są – przecudny Wielki Kanion, który podziwialiśmy zarówno podczas wschodu, jak i zachodu słońca oraz kolorowe, zalane światłem neonów Las Vegas.
Druga przygoda to przygoda związana z nurkowaniem, którego pierwszy raz spróbowałam 3 lata temu za namową swojego znajomego. Dzięki nurkowaniu miałam okazję poznać cudowny, bajkowy podwodny świat.
Czasami zadaję sobie pytanie: jak wyglądałoby moje życie gdyby nie wypadek, który zdarzył się kiedyś, jaką teraz byłabym osobą, czy poznałabym takich cudownych ludzi na swojej drodze czy miałbym tylu wspaniałych przyjaciół, czy ceniłabym tak bardzo życie ? Cóż, to jest pytanie, które na zawsze pozostanie bez odpowiedzi… Wiem dzisiaj jednak, że to nie ograniczenia zewnętrzne, ale bariery, które istnieją w nas samych zamykają nas często na nowe możliwości, to one uniemożliwiają nam często osiąganie naszych drobnych sukcesów. To od nas samych zależy jak będzie wyglądać nasze życie…
JOANNA SOWORKA