2 lipca 2018.
Nie był to mecz, na który czekali kibice obecni na stadionie przy Olimpijskiej. Zarówno Arka Gdynia, jak i Wisła Kraków nie zagrały dobrego, a przynajmniej przeciętnego na miarę Ekstraklasy meczu.
Spotkanie rozgrywało się w cieniu niechlubnych wydarzeń zespołu z Krakowa, którego zadłużenie było tak duże, że gdyby nie interwencja wyżej postawionych osób, to Białą Gwiazdę czekałyby wyjazdy do innych miast, aby grać mecze w roli gospodarza. Między innymi dlatego, nie ma co się dziwić, że część drużyny myślami była gdzieś indziej.
Na boisku zobaczyliśmy całkowicie odmienioną Wisłę Kraków. Klub pożegnał się z zawodnikami, którzy w ubiegłym sezonie byli filarami zespołu. Wystarczy wymienić takie nazwiska, jak Carlitos, Cywka czy Cuesta, aby jasno stwierdzić, że drużyna przeszła ogromną rewolucję. Arka Gdynia przystępowała do tego meczu jako zwycięzca Superpucharu Polski, w którym 3:2 pokonała Legię Warszawa. Wygrana z mistrzami kraju zaostrzyła apetyty kibiców Żółto-Niebieskich, dlatego też większość spodziewała się zdecydowanie lepszego występu.
Mimo teoretycznej przewagi gospodarzy, to przyjezdni prezentowali się lepiej. Można było dobrze wykorzystać w tym dniu kod promocyjny. Cała pierwsza połowa grana była pod dyktando Białej Gwiazdy, brakowało tylko skutecznego zakończenia akcji. Laurką oceniającą pierwsze 45 minut w wykonaniu Arki, jest statystyka strzałów na bramkę Michała Buchalika, która wynosiła zero. Tym bardziej swoich nieudanych akcji powinni żałować krakowianie, którzy nie potrafili wykorzystać takich okazji. Do końca pierwszej odsłony meczu nie wydarzyło się nic, co mogłoby poprawić styl gry. Cała nadzieja była w drugiej części spotkania.
Zawodnicy Wisły Kraków musieli przejść poważną rozmowę z trenerem w przerwie, bo na boisko wyszli odmienieni. Coraz częściej zaczęli atakować pole karne rywala, wyprowadzali obiecujące akcje. Niestety dla kibiców, dobry czas trwał niecały kwadrans. W 64. minucie rzutu karnego nie wykorzystał Rafał Boguski, który trafił prosto w ręce Steinborsa, była jeszcze szansa na strzał po dobitce, jednak piłka zamiast w siatce, wylądowała na trybunach.
Skuteczna obrona 32-letniego bramkarza mogła być idealnym momentem na przejęcie inicjatywy, ale jego koledzy z drużyny nie zdołali wyprowadzić żadnej sensownej akcji, która prosperowałaby do zdobycia bramki.
Po dziewięćdziesięciu minutach sędzia zakończył bezbramkowy mecz. Wtedy wszyscy fani futbolu odetchnęli z ulgą, bo oglądanie tej rywalizacji nawet dla najzagorzalszych kibiców jednej z drużyn, było bardzo trudne. Najbliższą szansę na rehabilitację gdynianie będą mieć 29 lipca, gdy zmierzą się z Jagiellonią Białystok. Podopieczni Macieja Stolarczyka zagrają z beniaminkiem Ekstraklasy – Miedzią Legnica, która dosyć niespodziewanie w swoim inauguracyjnym spotkaniu pokonała Pogoń Szczecin 1:0.
Jedno jest pewne, jeśli obydwa kluby zagrają swoje następne mecze, na takim samym poziomie, jak w tej kolejce, to będzie to równoznaczne z ich porażką.
SIL