ARCHIWALIA? Paradoksy doktryny Giedroycia


Już sam tytuł artykułu Przemysława Żurawskiego vel Grajewskiego: „Ukraińcy, zrozumcie nas”, pomieszczonego w numerze 2/2018 „Nowej Europy Wschodniej” zdaje się odnosić trudności i komplikacje w dzisiejszych relacjach polsko-ukraińskich do skutków, wciąż odżywającego, historycznego sporu wokół UPA i Stefana Bandery.

 

A przecież tak nie jest. Dysfunkcje i komplikacje w stosunkach politycznych między Warszawą i Kijowem nie są bowiem powodowane odrębnie pojmowanym sporem historycznym, lecz wynikają z coraz bardziej pogłębiających się różnic w praktykowaniu własnych suwerenności – przez Polskę i Ukrainę. Polska jesienią 2015 roku wstąpiła na drogę konsekwentnego praktykowania suwerenności i rozpruwania gorsetu kolonialnych zależności od Niemiec oraz niemieckich i rosyjskich wpływów w Unii Europejskiej. Ukraina zaś, mocą tak zwanego formatu normandzkiego (w którego składzie odmawiała potrzebie obecności Polski jako rzeczywistej obrończyni ukraińskich interesów) utraciła na rzecz Rosji Krym i Donbas, a pozostałą część Ukrainy z Kijowem oddała pod niemiecki, kolonialny protektorat.
Dlatego format normandzki był wielkim, wspólnym sukcesem Niemiec i Rosji; otwierając drogę, choćby, dla budowy Nord Stream 2 (wieki cios dla interesów ekonomicznych Ukrainy) i umacniając rosyjsko-niemiecki, euroazjatycki blok, konstruowany od Atlantyku po Władywostok.
Niepodległe i suwerenne: Polska i Ukraina są dla niemiecko-rosyjskich, euroazjatyckich ambicji i koncepcji jak rozsadzający je klin; zaś podporządkowane Niemcom i Rosji terytoria Polski i Ukrainy stanowią wymarzony – na potrzeby pacyficzno-atlantyckiego wału – budulec i sworzeń. To dlatego wszelkie spory i niekoherencje polsko-ukraińskie są tak bardzo na rękę Rosji i Niemcom i są przez Kreml i Berlin – w stu miejscach i na sto sposobów – podsycane, podtrzymywane i aranżowane.
Od bez mała czterech stuleci: ugody perejasławskiej, 1654; umowy w Radnot, 1656; bitwy pod Połtawą, 1709; Sejmu Niemego, 1717 – nieprzerwanie praktykowanym celem polityki rosyjskiej i niemieckiej jest najazd i zabór Rzeczpospolitej, a w najlepszym razie objęcie jej ziem różnymi, w zależności od okoliczności i potrzeb, formami kolonialnego protektoratu. Ta reguła pozostaje w pełni aktualna w odniesieniu do polskiej i europejskiej rzeczywistości, także po roku 1990. Rozpad Związku Sowieckiego i zburzenie muru berlińskiego oznaczało ani mniej, ani więcej, tylko przebudowę, modernizację i synchronizację imperialnych polityk Rosji i Niemiec. W rezultacie: Putin okazał się – zajmując Krym i Donbas – sukcesorem ugody w Perejasławiu z 1654 roku, a Angela Merkel, obejmując swymi wpływami pozostałą część Ukrainy – sukcesorką umowy w Hadziaczu z 1658 roku, przy tym: bezwzględną likwidatorką jej przesłania – proklamującego Rzeczpospolitą Trojga Narodów: Polski, Litwy i Ukrainy. Stąd szyderczo, ale w odniesieniu do szyderstwa historii, można Merkel nazywać – Angelą Jagiellonką. To szyderstwo historii boli tym bardziej, iż rozgrywa się na naszych oczach i naszym kosztem. Dotyczy zaś zszargania i przejęcia przez Niemcy i Rosję – dla własnych celów – perły geopolitycznej myśli polskich elit po 1989 roku, czyli tzw. doktryny Giedroycia. Niemieccy i rosyjscy stratedzy odczytali i zastosowali Giedroycia literalnie. Skoro likwidacja niepodległości, lub, w innym wariancie sytuacyjnym, ograniczanie suwerenności Polski jest dla Niemiec i Rosji celem geopolitycznie nadrzędnym, to słynna Giedroyciowa dewiza: „Nie ma niepodległej Polski bez niepodległej Ukrainy” – wytycza drogę i kolejność postępowania. Zakwestionowanie niepodległości, integralności i suwerenności Ukrainy przyszło Rosji i Niemcom stosunkowo łatwo. Ukraina przed dyktatem normandzkim broniła się słabo, nie widząc w Polsce koniecznego sojusznika i nie domagając się polskiej obecności przy stole rokowań. Kijów, wówczas w Normandii i na przyszłość, wybrał protekcję Berlina. A to oznacza, że sprawy na Ukrainie potoczyły się tak, jak w Polsce po 1990 roku. Wtedy, pamiętamy to bardzo dobrze, Niemcy – organizując gigantyczną i precyzyjną kampanię – wmawiały, że są najlepszym adwokatem Polski w Europie i najskuteczniejszym gwarantem naszych polskich interesów. Złudzenia i maski opadły szybko. Niemiecka protekcja działała długofalowo, konsekwentnie i precyzyjnie, a pod rządami PO-PSL uczyniła z Polski niemiecką kolonię, z suplementem gwarancji dla interesów Rosji.
Ukraińcy, zamiast uczyć się na polskich błędach i ich się wystrzegać oraz wyciągać wnioski z polskiego przełomu A.D. 2015 poszli drogą, która wcześniej, dla Polski, okazała się zgubną. Ukraińcy natomiast podeszli do sprawy z wielkim oddaniem i zaprosili do siebie doświadczonych realizatorów niemieckich interesów, wcześniej z sukcesami w Polsce, dzisiaj zadaniowanych przez tych samych zleceniodawców, do skolonizowania, na rzecz Niemiec – Ukrainy: Leszka Balcerowicza, Mirosława Czecha, Sławomira Nowaka czy Bartłomieja Sienkiewicza; wszystkich nadzwyczaj niechętnych rządom Prawa i Sprawiedliwości w Polsce. Żeby zatem przykryć konfuzję i wizerunkowo odwrócić uwagę od tego, co czynią, ukraińscy liderzy, podtrzymują kurs „sporu historycznego” z Polską; ba, podobnie jak Niemcy i Rosja adaptują na swój sposób i dla swoich celów doktrynę Giedrojcia, zakładając, iż Polska i tak będzie, bo musi, popierać Ukrainę zawsze i wszędzie, gdyż leży to w jej interesie.
I tutaj, politycy ukraińscy popełniają poważny błąd. Ukraina, parafująca format normandzki, stała się zakładnikiem relacji rosyjsko-niemieckich i to tych najpoważniejszych z geopolitycznego punktu widzenia, bo cementujących euroazjatycki sojusz Berlina i Moskwy. Parafowanie formatu normandzkiego z Ukrainą i rozpoczęta już budowa, także kosztem Ukrainy, Nord Stream 2, to wielki, wspólny rosyjsko-niemiecki sukces, naruszający w światowym balansie sił pozycję zarówno USA, jak i Chin, co przez obie potęgi nie może zostać niezauważone i pozostawione bez reakcji.
Daje to nadzieję i geopolityczną koniunkturę państwom kształtującego się Trójmorza, w tym Polsce. Nie z naszej winy polityczne azymuty Polski i Ukrainy nie przylegają dzisiaj do siebie. Polska, pod rządami Prawa i Sprawiedliwości stara się swą suwerenność stale i systematycznie umacniać. Analizując ten sam okres, tego samego – o Ukrainie – powiedzieć nie można. Nie ma tu zatem zastosowania klasyczna doktryna Giedroycia głosząca, iż niepodległość-suwerenność Polski jest uwarunkowana niepodległością-suwerennością Ukrainy. Na naszych oczach wypadki dziejowe powołują natomiast nową, odwróconą zasadę Giedroycia: „nie ma suwerennej Ukrainy bez suwerennej Polski”.
Polska, pozostająca na kursie praktykowania suwerenności, powinna stanowić dla Ukrainy atrakcyjną ofertę budowania wspólnego obszaru geopolitycznych wpływów i interesów. To, że dotychczas ta wspólna szansa nie została przez Kijów podjęta – przecież jej nie unieważnia.

Tekst publikowany w ogólnopolskim miesięczniku „KURIER WNET”, kwiecień 2018 r.

SZYMON GIŻYŃSKI

 

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *