Zawodnik ten opuścił Krono-Plast Włókniarza Częstochowa po sezonie 2023. Pod Jasną Górą spędził owocne lata. W czasie przygody z „lwem” na kevlarze mógł pochwalić się swoim największym – jak do tej pory – sukcesem w karierze, a więc indywidualnym mistrzostwem świata juniorów, wywalczonym w roku 2021.
Jakub Miśkowiak, bo o nim mowa, 5 lipca powrócił na stadion przy ul. Olsztyńskiej, lecz jako zawodnik ebut.pl Stali Gorzów. Choć jego występ nie był najlepszy, z pewnością dołożył cenną cegiełkę do końcowego zwycięstwa swojej drużyny (48:41).
Zdobył w sumie cztery „oczka” z bonusem. Raz do mety przyjechał nawet na pierwszym miejscu, pokonując choćby Kacpra Worynę. Doszło do tego w gonitwie dwunastej.
Jak się czuł popularny „Misiek”, startując ponownie na „Krono-Plast Arenie” w Częstochowie? M.in. o tej kwestii żużlowiec opowiada w rozmowie z „Gazetą Częstochowską”.
Kuba, na początku chciałbym złożyć gorące gratulacje z okazji Waszego ostatniego zwycięstwa. Nie ma co jednak ukrywać, że mecz w Częstochowie, miał nieco dziwny przebieg. Część punktów zyskaliście bowiem na podwójnym wykluczeniu (Mikkela Michelsena i Maksyma Drabika za nie ustawienie się pod taśmą startową w powtórce biegu siódmego w ciągu jednej minuty – przyp. red.).
– Zgadza się. Sam widziałem ten bieg. Nikt na to wpływu nie ma, tak po prostu się wtedy zdarzyło. Taki bywa sport. A w sytuacjach, jak ta w wyścigu siódmym zawodów w Częstochowie, decydujący głos ma sędzia.
Początkowo spotkanie w Częstochowie zapowiadało się zacięcie dla obu drużyn. Po trzech biegach bowiem było 9:9. Później się odbiliście. Z kolei kropkę nad „i” – poniekąd za sprawą wspomnianego podwójnego wykluczenia – postawaliście już tak naprawdę przed biegami nominowanymi.
– Dokładnie. W późniejszej części meczu właściwie cała drużyna jechała w miarę równo, choć ja troszkę odstawałem. Ale zmieniło się nieco ustawiania i coś w końcu zagrało. Cieszę się, że na koniec na moje konto wleciała „trójka”.
Właśnie Twoje pierwsze starty najlepsze z pewnością dla Ciebie nie były. Ale – jak przed chwilą wspomniałeś – na otarcie łez wygrałeś swój ostatni wyścig. Użyłeś wówczas innego sprzętu?
– Tak. Przez zawody żonglowałem motocyklami. W ostatnim biegu zmieniłem motocykl. Co prawda za późno do tego doszło, ale ostatecznie cieszę się, że udało się przynajmniej dwunastą gonitwę wygrać. Jesteśmy pozytywnie nastawieni do kolejnych spotkań.
Kolejne spotkanie rozegracie 21 lipca. Wówczas u siebie „odjedziecie” derbowe starcie z NovyHotel Falubazem Zielona. Już teraz wiadomo, że będziecie faworytem tej potyczki.
– Dokładnie. Mieliśmy trochę przerwy. Przed meczem z drużyną z Zielonej Góry mamy za to ligi zagraniczne. Zobaczymy, co z tego wszystkiego wyjdzie. Na pewno będziemy mocno trenować przed tym spotkaniem, żeby jak najlepiej wypaść przed własną publicznością.
We Włókniarzu spędziłeś pięć sezonów (2019-2023). Jak się czułeś wracając do Częstochowy?
– Generalnie czułem się tutaj dobrze, jak zresztą zawsze na częstochowskim torze. Może po punktach to tak nie wyglądało, ale udało się dobrze pojechać przynajmniej w ostatnim moim wyścigu. Tak więc trzeba patrzeć pozytywnie pod kątem następnych meczów.
Czy częstochowski tor zmienił się w porównaniu choćby z ubiegłym rokiem, kiedy na co dzień startowałeś jeszcze dla „Lwów”?
– Uważam, że tor w Częstochowie jest podobny do tego z wcześniejszych sezonów. Moim zdaniem dużo się tam nie zmieniło. „Chodzą” na tamtejszej nawierzchni takie same – a na pewno podobne – ustawienia.
Dziękuję Ci bardzo za rozmowę i życzę powodzenia w kolejnych zawodach.
– Dziękuję.
Rozmawiał: Norbert Giżyński
Foto.: Grzegorz Przygodziński