NAJBARDZIEJ CHORE SĄ SZPITALE


Literka “S” przed skrótem SPZOZ oznacza samodzielność. Samodzielny, Publiczny Zakład Opieki Społecznej. Samodzielny, a więc samofinansujący się. Za długi zaciągnięte przez szpital publiczny odpowiada w pierwszym rzędzie sam szpital. Ta jedna literka w nazwie jest bardzo istotna. Przed reformą służby zdrowia długi placówek szpitalnych były długami państwa. Państwo oddłużało szpitale – ostatni raz w 1998 r. wydało na ten cel 8 mld zł.

Literka “S” przed skrótem SPZOZ oznacza samodzielność. Samodzielny, Publiczny Zakład Opieki Społecznej. Samodzielny, a więc samofinansujący się. Za długi zaciągnięte przez szpital publiczny odpowiada w pierwszym rzędzie sam szpital. Ta jedna literka w nazwie jest bardzo istotna. Przed reformą służby zdrowia długi placówek szpitalnych były długami państwa. Państwo oddłużało szpitale – ostatni raz w 1998 r. wydało na ten cel 8 mld zł.
Państwo musiało oddłużać – długi placówek budżetowych stały się dobrą okazją dla spekulantów. Wielu przedsiębiorców zrobiło znakomity interes “skupując długi”, by potem, po ich “podhodowaniu” (poczekaniu aż obrosną w karne odsetki) płacić nimi podatki. Takich możliwości dziś nie ma. Szpital samodzielnie odpowiada za zadłużenie. Nie da się, wykupując dług szpitala na Parkitce, zapłacić zobowiązania podatkowe wobec jego organu założycielskiego – Urzędu Marszałkowskiego. Nie da się zobowiązaniami Szpitali Miejskich płacić podatki miastu.
Reformując, nie postawiono jednakże kropki nad “i”. Nie ma przewidzianej procedury, nikt nie wie jak przebiegać powinna upadłość zadłużonego szpitala. Nie mają tu zastosowania zwykłe przepisy ustaw gospodarczych. Gdyby tak było – procedura byłaby jasna. Jeśli długi zakładu przekroczyłyby wartość posiadanego majątku, a zakład nie mógłby ich spłacić – sąd ogłosiłby upadłość. Wyznaczony przez sąd syndyk dopilnowałby sprzedaży masy upadłościowej i z uzyskanych środków zaspokajałby wierzycieli.

Bankrutują nawet państwa

Bankructwo szpitala wydaje nam się przy tym równie niemożliwe, jak np. bankructwo miasta. Niestety, ani jednego ani drugiego nie da się wykluczyć. Bankrutują już nawet państwa. To, jednak, że coś wydaje się nam niemożliwe, prowadzi do swoistej niefrasobliwości. W zwykłym zakładzie pracy groźba bankructwa uczy pokory zarówno zarząd firmy, jak i pracowników zrzeszonych w związkach zawodowych. Dość przypomnieć przykład Huty “Częstochowa”. Były tam i są bardzo silne związki zawodowe. Jak to związki – roszczeniowe, troszczące się o możliwie najwyższe płace zatrudnionych. Ale w obliczu bardzo trudnej sytuacji huty związki zgodziły się na radykalne działania zarządu firmy. Na zwolnienia pracowników, na realną obniżkę płac, nawet na pożyczkę dla huty z zakładowej kasy oszczędnościowo-pożyczkowej. Radykalizm i roszczeniowość nie może kłócić się ze zdrowym rozsądkiem. Broniąc bezkompromisowo praw pracowników związki mogły spowodować bankructwo swojej firmy – a tym samym, bronieni znaleźliby się na bruku. Lekcję hutników warto by przekazać pracownikom służby zdrowia. Bo ich los zależy bezpośrednio od kondycji finansowej ich zakładów pracy.
Ilustracją tego jest los SPZOZ zajmującego się medycyną szkolną. Intencje dyrektorki Wiesławy Leśnikowskiej były niewątpliwie słuszne. Dzieciom w szkołach jest niezbędna opieka medyczna. Tylko z ekonomicznego sensu utrzymanie zakładu obsługującego opiekę nad dziećmi wszystkich częstochowskich szkół było wątpliwe. Stawka wynegocjowana (narzucona) przez Kasę Chorych była za niska, by zakład mógł się utrzymać. Po roku próby okazało się, że trzeba wrócić do rozwiązań, które w sposób oczywisty nasuwały się wcześniej. Zrezygnować z samodzielnego zakładu medycyny szkolnej – związać opiekę nad dziećmi z normalnymi przychodniami, z lekarzami rodzinnymi.
Przychodnia podstawowej opieki zdrowotnej nie jest jednak szpitalem. Dlatego los jednego SPZOZ nie przemawia do wyobraźni ani pracowników szpitali, ani polityków zajmujących się tą sferą działań.

Ustawa “203”

Szpitale Miejskie powstały z połączenia trzech placówek szpitalnych podległych Urzędowi Miasta. Była to forma restrukturyzacji, mająca w efekcie przynieść obniżenie kosztów i zwiększenie ich rentowności. Swoistym wianem była decyzja Rady Miasta “oddłużająca” szpitale. Pierwszy poważny problem zrodził Sejm RP. Uchwalona została tzw. ustawa “203”, nakładająca na placówki służby zdrowia obowiązek wprowadzenia podwyżek płac pracowników (średnio o 203 zł, stąd obiegowa nazwa ustawy). Szpitale Miejskie nie miały środków, by wprowadzić podwyżki. Związków zawodowych nie interesowała sytuacja finansowa, żądały tego, “co się należy”. Podwyżkę wywalczono. Rada Miasta podjęła uchwałę o udzieleniu gwarancji kredytowej na pożyczkę dla Zespołu Szpitali w wysokości 3 350 tys. zł. Dzięki tej pożyczce zaciągniętej 31.11.2001 r. mogła zostać zrealizowana podwyżka płac. Ale na jak długo? W tym roku Szpitale Miejskie muszą oddać pożyczone pieniądze… Jak by było z tym mało problemów związki wystąpiły z następnym żądaniem. Doszukano się, że ZSzM. zalega pracownikom pieniądze z tytułu niewypłaconej niegdyś 13. pensji. Związki zamierzają zaskarżyć do sądu swoją dyrekcję, żądając wypłaty tych środków. Być może formalnie mają do tego pełne prawo. Być może sąd przyzna im rację i szpitale zostaną obciążone poważnym długiem wobec własnych pracowników. Tylko co dalej?
Kredyt z Banku Śląskiego był gwarantowany przez miasto. W razie czego, spłacą go podatnicy. Ale oprócz tego ZSzM ma jeszcze drugie tyle zadłużenia. Po obcięciu budżetu Śląskiej Kasy Chorych kontrakty przyszłoroczne nie zapowiadają się najciekawiej. W praktyce, wygrana pracowników, egzekucja należnych im 13. pensji oznaczać może niewypłacalność szpitali. Ich likwidację. Będzie to małym pocieszeniem dla wywalonych na bruk pracowników likwidowanego ZSzM, że mają w ręku “papier” potwierdzający ich roszczenia finansowe. Z tym “papierem” stać będą w kolejce do syndyka masy upadłościowej. Tyle, że nikt w to nie chce uwierzyć.

Co rok więcej długu

A czy ktoś wierzy w dramatyczną sytuację Parkitki? Zadłużenie naszego WSS sięga 20 mln zł. Oczywiście, jest to niewiele w porównaniu z majątkiem szpitala, szacowanym na 100 mln zł. Ale przy wysokości zawieranych z Kasą Chorych kontraktów – szpital co roku generować będzie wyższe zadłużenie.
Nie chciałbym krakać. Ale może być i tak. Grupa obrotnych przedsiębiorców może zacząć skupować długi szpitalne. “Podhodować je”, poczekać aż odpowiednio zwiększą się o odsetki. Po czym wejść i wyegzekwować formę spłaty w postaci cennej aparatury medycznej. Niemożliwe? A dlaczego nie? W przypadku zwykłych przedsiębiorstw “aresztowanie” i “zabór” za długi maszyn i innych urządzeń technicznych zdarza się często. Można ten system przenieść do szpitala. Zabraną za długi aparaturę można odsprzedać innym publicznym lub niepublicznym placówkom opieki zdrowotnej. Lub wydzierżawić szpitalowi na Parkitce. To jest możliwe i to jest realne niebezpieczeństwo.
Szpital wymaga szybkiej i poważnej restrukturyzacji. Ale tu, oprócz związków, w grę wchodzą interesy polityków. Tak przy tym skomplikowane, że nie sposób łatwo się w nich wyznać. Parkitka ma bardzo dobry, może nawet najlepszy w województwie śląskim oddział dziecięcy wywalczony przez dr. Wiesława Lewanowicza. Oddział bardzo dobry zarówno pod względem wyposażenia, jak i kadry. Logiczne byłoby rozwinięcie przy nim specjalistycznej poradni dziecięcej. Ale to było blokowane, bo równocześnie organ założycielski – Urząd Marszałkowski Parkitki – prowadzi Przychodnię Matki i Dziecka. W tej zaś przychodni przewodniczącym Rady Społecznej był wicemarszałek Grzegorz Szpyrka – odpowiedzialny w Zarządzie Województwa za służbę zdrowia.

Stracona szansa

Traci się zatem jeden atut. Bez większej walki odstąpiono od projektu połączenia WSS z Pogotowiem Ratunkowym. Stracono szansę, by bardzo dobre zaplecze szpitalne stało się podstawą dobrego systemu medycyny ratunkowej. Zarazem Parkitka straciła szansę, by ta forma usług medycznych stała się, obok oddziału dziecięcego, drugim motorem ciągnącym w górę finanse szpitala. Politycznym sukcesem było wywalczenie dla Częstochowy przyjęcia budowy pawilonu onkologicznego do kontraktu wojewódzkiego. Przyjmując wszelkie racje społeczne przemawiające za tym warto zadać pytanie o finansowe tego konsekwencje dla szpitala. Czy został przygotowany realny biznes-plan, przewidujący rentowność nowego oddziału onkologicznego?
Na razie padają tylko argumenty polityczne. Ordynator oddziału ginekologii spowodował wniesienie w Sejmiku interpelacji, oskarżając w otwartym liście, że likwiduje się jego oddział ze względu na osobiste ambicje wicedyrektora szpitala (radnego wojewódzkiego zarazem) dr. Kazimierza Pankiewicza. Według ordynatora oddziału ginekologii i położnictwa jego oddział stanie się ofiarą wizji Pankiewicza, wizji stworzenia oddziału onkologicznego. Słowa ostre. Ale tylko słowa. Bo ani jedna strona sporu nie przedstawiła własnego wyliczenia jak uzyskać rentowność szpitala w całości. Wyliczenia, w obecnej sytuacji finansowej Parkitki, ważniejszego niż szermowanie względami społecznymi przemawiającymi dla jednych za położnictwem, dla drugich za onkologią.
Politycy lewicy biorą stronę jednych, politycy prawicy drugich. A wszystkich może pogodzić obrotny przedsiębiorca dysponujący pakietem długów szpitalnych. Położy areszt na sprzęcie… i bawcie się wówczas panowie dalej.
Krakanie zimową porą brzmi złowróżebnie. Mówi się czasem, że nie można stosować praw ekonomicznych tam, gdzie realizuje się szczytną misję ratowania ludzkiego życia. Tak… Tyle, że zawieszenie ekonomii wobec szczytnych celów oznacza zgodę na każdą formę marnotrawstwa środków publicznych. Związki zawodowe i politycy powinni dostrzegać rzeczywistość, a nie tylko wierzyć w słuszność swoich postulatów.

JAROSŁAW KAPSA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *