Jan Łaczmański, częstochowski ślusarz, posiadł wiedzę nie tylko pozwalającą otworzyć mu nawet najbardziej skomplikowany zamek, ale – co sam uważa za cenniejsze – znalazł klucz do otwierania ludzkich serc. Pan Jan swą energią i serdecznością od kilku lat dzieli się z Fundacją „Akogo?” aktorki Ewy Błaszczyk, utrzymującej Klinikę Budzik. Na rzecz fundacji zaczął zbierać stare klucze i zaraził tym wiele tysięcy osób w całym kraju, a nawet za granicą.
Mistrz fachu
Jan Łaczmański ślusarstwo wybrał na przekór swoim rodzicom, który zawodowo związali byli z tkactwem. – Ślusarstwo to najpiękniejszy zawód świata. Stolarz jak utnie za dużo, to musi wyrzucić drewno. Ślusarz, gdy popełni błąd, to tu doklei, tam przeszlifuje i zaradzi problemowi – śmieje się pan Jan.
Po latach zgłębiania arkanów zawodu stał się mistrzem w swoim fachu. Nigdy nie uciekał przez wyzwaniami. Przygotowywał na przykład prototypy zamków do projektów inżynierskich, a do tego potrzebne były precyzja, cierpliwość i skrupulatność. Latami doskonalił wiedzę otwierania kas pancernych i sejfów, co przydało mu się w pracy w bankach. – Nieużywane skrytki trzeba komisyjnie otwierać, zdarzyło mi się jednego dnia otworzyć ich 40 – wspomina. Miłością do ślusarstwa zaraził całą swoją rodzinę, dzieci, wnuków, kuzynów. Od 1981 roku, prowadzi firmę rodzinną „Autozamki”, gdzie można dorobić nawet najbardziej skomplikowany wzór klucza.
Ciemne drzwi
Pan Jan był przekonany, że żaden zamek nie jest dla niego problemem i w praktyce tak było. Aż spotkał klientkę, która jednym słowem pokazała mu, że są drzwi, które bardzo trudno otworzyć. – Było to we wrześniu 2014 roku. Dorabiałem jednej pani skomplikowany klucz. A że jestem rozmowny, zacząłem dowcipkować, że nie ma takich drzwi, do których bym klucza nie dorobił. Klientka nagle posmutniała i powiedziała mi, „że są takie drzwi, ale za tymi czarnymi drzwiami jest dziecko w śpiączce”. Łzy stanęły mi w oczach, zaniemówiłem. Do dzisiaj, gdy wspominam tę rozmowę nie mogę pohamować wzruszenia – opowiada nie kryjąc emocji. Pan Jan nie mógł zapomnieć rozmowy z klientką. Kilka dni później – czy to był przypadek?, pan Jan uważa, że przeznaczenie – usłyszał w telewizji rozmowę z aktorką Ewą Błaszczyk, która opowiadała o Klinice Budzik, utrzymywanej przez jej Fundację „Akogo?”. – Pani Ewa wywiad zakończyła słowami: „Otworzyły się te ciemne drzwi i słoneczko wpadło do środka.”, a mnie zapaliła się lampka w głowie. Zacząłem myśleć i wymyśliłem – opowiada pan Jan.
Zbieramy klucze
– Wpadłem na pomysł, aby na rzecz Fundacji „Akogo?” zbierać nieużywane klucze. Każdy ze ślusarzy ma w swoich punktach ich ogromne ilości. Ludzie też trzymają w domach klucze, które nie są używane. Uznałem, że ich bezużyteczność można obrócić w coś pożytecznego, że można dzięki nim pomóc. Jeden metalowy klucz w skupie złomu kosztuje 10 groszy, ale gdy uzbiera się ich miliony, to już mamy konkretną wartość – mówi Jan Łaczmański. Swym pomysłem zaraził kolegów z branży. – Zadzwoniłem do ówczesnego prezesa Polskiego Stowarzyszenia Licencjonowanych Serwisów Kluczowych Zygmunta Bilewicza i poprosiłem go o promocję mojego pomysłu wśród członków Stowarzyszenia. Nie musiałem go przekonywać i dzisiaj w akcję „Kluczyk dla Budzika” zaangażowani są wszyscy w dorabiacze kluczy w Polsce – mówi pan Jan.
Prezes Bilewicz sam już skontaktował się z Ewą Błaszczyk, która z ochotą przystała na inicjatywę. Potem włączył się Artur Barciś, który, tak jak Jan Łaczmański, pochodzi z Rędzin. – Zadzwoniłem do pana Artura i poprosiłem go o wsparcie naszej akcji, by stał się jej twarzą. Powiedziałem mu, że jego znają miliony, a mnie może z setka osób. W pierwszym odruchu odmówił. Ale już na drugi dzień zadzwonił i zgodził się. Dał jednak warunki. Nie mogliśmy używać jego nazwiska bez jego zgody. Ponadto stwierdził, że akcja ma być transparentna. Ofiarodawca może dać ci sto, tysiąc kluczy, ale nikt z nas nie może wziąć za nie nawet złotówki To było dla mnie i dla pana prezesa Bilewicza oczywiste – komentuje pan Jan.
Artur Barciś stał się ambasadorem akcji. Występował w telewizji Katowice, Bełchatów, w Warszawie, w Teleexpresie. I ruszyło. Najpierw w Częstochowie, gdzie do akcji włączyli się w około dwudziestu „kluczykarzy”, łącznie klucze zbiera się w blisko 250 punktach dorabiania kluczy w Częstochowie i regionie. Potem akcja objęła całą Polskę. Dzisiaj to około 2,5 tysiąca punktów, gdzie można oddać stare klucze. – Pojedynczy klucz nie ma może zbytniej wartości, ale w globalnej skali to ogromna ilość. Za kilogram zwykłych metalowych punkt złomu płaci kilka złotych, ale już za kilogram mosiężnych – 13 złotych. W ubiegłym roku zebraliśmy 2,5 miliona kluczy, łącznie na konto fundacji wpłaciliśmy 15 tysięcy złotych. W tym roku kwota jest już wyższa, już uzbieraliśmy 20 tysięcy złotych – wylicza pan Jan. Pięknym akcentem jest włączenie się do akcji szkół, przedszkoli, parafii, harcerstwa, zakładów pracy w całym kraju. Ba, akcja wychodzi już poza granice Polski. – Podczas wyjazdów naszego Stowarzyszenia promujemy fundację „Akogo?” i Klinikę Budzik. Akcję wspierają inne grupy zawodowe, między innymi policjanci, nauczyciele. Zainspirowaliśmy kolegów po fachu w Holandii, Belgii, Irlandii, Czechach, Wielkiej Brytanii. Pieniądze stamtąd płyną na konto fundacji. Teraz w Ożarowie Mazowieckim spotkali się kluczykarze z całego świata. – I tam też akcję promowaliśmy – mówi Jan Łaczmański.
Emocjonalna wartość kluczy
Za każdym kluczem kryje się jakaś historia. Każdy klucz ma dla właściciela swoją wartość emocjonalną i to zapewne nadaje akcji pewien wymiar duchowy. – Klucz przecież otwiera nasze domy, miejsca pracy, samochody czy sekretne miejsca. Oddając je dzielimy się swoimi przeżyciami i energią uczuć zatrzymaną w tych małych przedmiotach. Może dlatego mają one taką moc. Może dlatego otwierają ciemne drzwi, dając radość. Kiedyś jedna z klientek przyszłą z pękiem kluczy i powiedziała: to są klucze od mojego domu, który spłonął. Mieszkamy już w nowym domu, ale nigdy bym ich nie oddała, bo są częścią mojego życia. Ale na taki cel mogę je dać stwierdziła. Ogromne wzruszenie. Jeszcze większym dla mnie przeżyciem była wypowiedź pięcioletniej dziewczynki. Przynosząc klucze zapytała, czy może to jej kluczyk obudził jakieś dziecko, bo ona się tak mocno modliła. I w ciągu ostatnich kilku lat wybudziło się 37 dzieci. To wielka radość dla rodziców, dziadków. Ale też i dla nas, którzy są związani z fundacją – stwierdza pan Jan. Podziw budzi jego oddanie akcji i zaangażowanie w jej upowszechnianie. – Zachęcam z całego serca wszystkich, do przekazania kluczy. Może właśnie ten jeden otworzy „ciemne drzwi”. Otwórzmy je razem Dzieci w śpiączce czekają. A za każdy mosiężny kluczyk fundacja Ewy Błaszczyk dostaje 10 groszy.
Klucz z kluczy
Pana Jana śmiało można nazwać artystą, i to nie tylko z racji umiejętności odtwarzania kluczy. Niedawno wpadł na pomysł, aby z małych kluczy zrobić duży. Taki ogromny klucz do serca. – Dla naszego Stowarzyszenia zrobiłem półtora metrowy klucz, gdzie zespawałem kilkaset kluczyków. Dzieło to co miesiąc członkowie naszego Stowarzyszenia licytują i umieszczają w swoich zakładach. Raz kupowany jest za 200 zł, raz za 400 zł. Pieniądze oczywiście są wpłacane na konto Fundacji „Akogo?”. Zrobiłem też klucz dla siebie, który prezentuję w punkcie w Tesco. Ta precyzyjna, wręcz koronkowa robota, pochłania około dwa miesiące pracy, ale idea się liczy. Taki klucz ofiarowaliśmy pani Ewie Błaszczyk. Mniejszych kluczy zrobiłem już chyba z dziesięć. Licytujemy je podczas spotkań Stowarzyszenia, i klucze się Każdy klucz ma swój certyfikat – mówi Jan Łaczmański.
Marzy mu się współpraca z ludwisarzem, który wykona dzwon z mosiężnych kluczy ze zbiórki. – Dzwon ma olbrzymi symboliczny wymiar. Mógłby ogłaszać radość wybudzenia kolejnych dzieci, a może swym dźwiękiem szerzej by otwierał kolejne ciemne drzwi. Można by już zadzwonić 37 razy, bo tyle już dzieci się wybudziło – konkluduje pan Jan.
Wspólnie możemy dać potężną dawkę altruizmu. Gorąco zachęcamy naszych kolegów i znajomych do włączenia się do akcji. Wydrukowaliśmy nawet specjalny plakat, który można powiesić w zakładzie i obok postawić pudełko na zużyte klucze. Klienci z pewnością nie przejdą obok tego obojętnie. A może się zdarzyć, że których z ofiarowanych kluczy wybudzi jakieś dziecko, tak ciężko dotknięte przez los – konkluduje Jan Łaczmański.
URSZULA GIŻYŃSKA